Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poczwórna radość i miłość, czyli pięć lat Amelki, Franka, Stasia i Zosi

Małgorzata Klimczak
Na kolanach taty Mateusza siedzą od lewej: Franek i Staś, a bliżej mamy Natalii trzymają się Zosia i Amelia
Na kolanach taty Mateusza siedzą od lewej: Franek i Staś, a bliżej mamy Natalii trzymają się Zosia i Amelia
5 lat temu w szpitalu w Zdrojach urodziły się czworaczki. Dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Dziś zgrana paczka wciąga nas do swojego świata w pokoju pełnym dziecięcych tajemnic.

- To była moja pierwsza ciąża, więc kiedy dowiedziałam się, że będzie czworacza, przeżyłam szok, przerażenie i strach, co będzie z dziećmi, co będzie ze mną. Ale w szpitalu zajął się mną sztab fachowców, więc nie było o co się martwić - mówi Natalia Ratomska, mama czworaczków.

- Pani Natalia była bardzo spokojną i pełną zaufania pacjentką, nigdy nie była zdenerwowana i myślę, że również dzięki temu ciąża przebiegała bez komplikacji - mówi dr hab. n.med. Elżbieta Ronin-Walknowska, ginekolog prowadząca ciążę. - Ciąża wielopłodowa zazwyczaj kończy się przedwcześnie i to jest dla ginekologa wyzwanie.
Ten jeden dzień

Dzieci przyszły na świat 28 czerwca 2018 roku. To Zosia zdecydowała, że już czas, żeby wraz z rodzeństwem pojawić się na świecie.

- Rano żona zadzwoniła, że ma już wyznaczony termin porodu, więc spokojnie poszedłem do pracy, a potem około godz. 14 zapłakana zadzwoniła, że już jutro, więc zaczął się stres - mówi Mateusz Ratomski, tata. Poród odbierał dr n. med. Andrzej Niedzielski - ordynator Oddziału Położnictwa i Ginekologii.

- W moim życiu zawodowym czworaczki trafiły się po raz pierwszy i jest to dla mnie ogromna frajda - mówi dr Niedzielski. - Tamtego dnia cały zespół spisał się na piątkę. Na sali były przygotowane 4 zespoły, każdy miał swoje zadanie do wykonania. Wyglądało to jak przygotowania do startu rakiety kosmicznej. Bo tak naprawdę przyjmowaliśmy 4 porody. Dzięki temu dzisiaj mogę patrzeć na zdrowe brzdące.

Dzieci od razu trafiły na intensywną terapię i rodzice mogli do nich wchodzić dwa razy w ciągu dnia. Pierwszy zobaczył je tata, mama dopiero dzień po porodzie.

- To było dla nas trudne, bo patrzyliśmy na cztery inkubatory , ale na szczęście dzieci urodziły się zdrowe, przybierały na wadze i to było najważniejsze - mówi pani Natalia.

Domowa logistyka

- Przed przyjazdem żony do domu ćwiczyliśmy wiele rzeczy na oddziale w szpitalu, żeby potem było łatwiej wszystko zorganizować w domu. Przyjechaliśmy i okazało się, że kompletnie nie wiemy, co zrobić. Z tej paniki pierwsze mleko dzieci dostały w temperaturze pokojowej. Był chaos i ogromne nerwy - mówi pan Mateusz. Dom był pełen ludzi, wszyscy chcieli pomagać przy dzieciach. Dziadkowie byli jednak zestresowani podobnie jak rodzice. Na początku było wiele kłopotów organizacyjnych i logistycznych, bo wyjście na spacer z dwoma dwuosobowymi wózkami to było nie lada wyzwanie.
- Od początku mieliśmy bardzo dużo pomocy ze strony rodziny i wszystko się dobrze ułożyło. Teraz, kiedy dzieci są starsze, jest więcej hałasu, biegania po domu, ale dajemy sobie radę i znajdujemy z żoną czas również dla siebie - mówi pan Mateusz. Najtrudniejsze były trzy pierwsze lata, bo trudno było pospać, głównie z powodu karmienia. Przy takiej gromadce trzeba było podejść do tego metodycznie, wypracować jakiś system i się udało.

Cicho, bo idą rodzice

Dzisiaj czworaczki żyją radośnie, trochę łobuzują, ale też przedwcześnie musiały stać się samodzielne i wspierać rodziców. Ale wspierająnie tylko ich. Wspierają też (a może przede wszystkim) siebie. Przecież trzeba jakoś pomóc siostrze czy bratu, kiedy coś zbroi.

- 5 lat to taki wiek, kiedy widać, że zaczęli trzymać sztamę. Nieraz słychać: „Cicho, cicho, bo rodzice idą”. Są bardzo zgrani, bardzo związani ze sobą, ale jak ich rozdzielamy, to też sobie radzą - mówi mama. - Do przedszkola też chodzą dwójkami. Tęsknią za sobą, ale nie płaczą. Wszyscy mają bardzo dużą wyobraźnię i jak się bawią, wymyślają różne scenki i coraz bardziej się otwierają na inne dzieci. Nie tylko na dzieci. Naszego fotoreportera wciągnęli do zabawy w swoim pokoju. Obejrzał zabawki, książki, rysunki wykonane przez dzieci, trochę się pobawił w chowanego i poskręcał kostkę Rubika. Oczywiście większość aktywności towarzystwo spędziło na podłodze.

Każdy próbuje być liderem i to z różnym skutkiem, ale najlepiej to wychodzi Zosi. Najmniejsza, ale rządzi i ustawia rodzeństwo. Ma siłę przebicia. Rodzice też muszą trzymać się razem i trzymać wspólny front, żeby czwórka nie weszła im na głowę. A jest się czego obawiać, bo dzieci świetne sobie radzą, świetnie się rozwijają. Wszyscy w jeden dzień nauczyli się jeździć na rowerze.
Chłopcy zainteresowali się piłką nożną, z kolei dziewczynki bardziej się skłaniają ku sztuce.Życie z czwórką kipiących energią dzieci nie należy do łatwych, ale też jest pięknym przeżyciem dla rodziców.

- Nasze życie wygląda tak, że ciągle się spieszymy, nie nudzimy się. Dzieci mają już 5 lat, więc są bardzo samodzielne i pomagają nam, więc pod tym względem jest łatwiej. Natomiast trudniej jest pod względem psychicznym, bo jesteśmy bardziej zmęczeni. Skończył się czas leżenia w łóżeczkach i teraz są kłótnie, krzyki, walka, ale najważniejsze jest to, że dzieci są zdrowe - mówi pani Natalia.

- Najważniejsze to się nie bać. Na początku zawsze jest szok, kiedy się ktoś dowiaduje, że będzie ciąża bliźniacza, ale potem wszystko się ułoży.

- Koleżanka żony urodziła bliźniaki i przyjechała nas odwiedzić. My wtedy jeszcze nie mieliśmy dzieci i zastanawialiśmy się, jak można to wszystko organizacyjnie ogarnąć z dwójką dzieci jednocześnie, a potem życie nas zaskoczyło i pokazało, że można - mówi Mateusz Ratomski.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Poczwórna radość i miłość, czyli pięć lat Amelki, Franka, Stasia i Zosi - Plus Głos Pomorza