Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces w sprawie zabójstwa: będzie wizja lokalna

Joanna Krężelewska
Andrzejowi D. grozi dożywocie. Jego obrońca przekazał w czwartek sędziom list poparcia z podpisami 110 mieszkańców Wierzchowa, którzy wstawili się za D. - To spontaniczna inicjatywa - podkreślił.
Andrzejowi D. grozi dożywocie. Jego obrońca przekazał w czwartek sędziom list poparcia z podpisami 110 mieszkańców Wierzchowa, którzy wstawili się za D. - To spontaniczna inicjatywa - podkreślił. Joanna Krężelewska
Opinia biegłego lekarza sądowego stoi w opozycji do zeznań pokrzywdzonych. Wyklucza je, dlatego sędzia zarządził przeprowadzenie eksperymentu procesowego.

W czwartek w Sądzie Okręgowym po raz kolejny na ławie oskarżonych zasiadł 61-letni Andrzej D. Prokurator zarzuca mu, że trzech mężczyzn ciężko ranił, a czwartego zabił harcerskim nożem z dziesięciocentymetrowym ostrzem. Do dramatycznych zdarzeń doszło 18 października ubiegłego roku na drodze pomiędzy Wierzchowem a Wierzchówkiem.

Jak doszło to tragicznego w skutkach zajścia? Jak schorowany, niski 61-latek był w stanie sterroryzować czterech rosłych, silnych i młodszych mężczyzn? W tej sprawie jest mnóstwo znaków zapytania, a w czwartek pojawiły się kolejne. Według opisu Andrzeja D. tego dnia wybrał się na grzyby. Gdy szedł już wzdłuż leśnej drogi, zatrzymał się samochód. - Facet wyskoczył z niego - kawał chłopa. Prysnął mi czymś w mordę. Wyciągnąłem nóż i na oślep pchałem. Uderzyłem w coś, ale nie wiem w co. Padło „spier...lamy!”. Auto odjechało, a ja zadzwoniłem na policję - opisywał oskarżony.

Jeden z mężczyzn miał być skonfliktowany z oskarżonym - o dług za sieć do kłusowania i pretensje do terenu na jeziorze, gdzie obaj chcieli kłusować. Marek N. zmarł w kilka minut po jednym ciosie nożem w prawą komorę serca. Artur W. został trafiony nożem co najmniej raz, Henryk U. przynajmniej cztery razy - w klatkę piersiową i w brzuch, Artur B. co najmniej dwukrotnie.

Po zeznaniach trzech pokrzywdzonych mężczyzn okazało się, że w ich treści są duże rozbieżności. Sąd wezwał ich ponownie. Artur B. w kolejnych zeznaniach zmienił m.in. kolejność, w jakiej mężczyźni mieli zostać zaatakowani przez 61-latka oraz inaczej umiejscowił ich w samochodzie. - To dlatego, że pierwsze zeznania składałem tuż po operacji. Byłem w szoku - przekonywał. A w „ułożeniu sobie” ostatecznej wersji, jak przyznał, pomógł mu kolega z auta - Artur W.

Największa sprzeczność pojawia się, gdy zeznania porównane zostaną z opinią biegłego lekarza. - Ciosy Arturowi B. nie mogły zostać zadane, jak przekonuje, gdy siedział w samochodzie. Musiał wtedy stać - ocenił na podstawie kanału drążącego rany biegły medyk.

- Dlaczego nie uciekł pan, nie zamknął się od środka w samochodzie, skoro, jak pan twierdzi, widział pan po kolei atak na trzech innych osobach? - dopytywał świadka sędzia Waldemar Katzig.
- To działo się błyskawicznie - padła odpowiedź.

Sędzia podkreślił, że w sprawie, w której oskarżony usłyszał najcięższy kaliber zarzutów, kiedy grozi mu wieloletnie więzienie, należy rozstrzygnąć wszelkie wątpliwości. Dlatego też zarządził przeprowadzenie eksperymentu procesowego. Prokuratura ma zorganizować wizję lokalną - w miejscu zdarzenia, z takim samym samochodem, oskarżonym, pokrzywdzonymi i pozorantem w miejsce ofiary. Sędzia zaznaczył też, że taki eksperyment powinien być przeprowadzony już wcześniej - na etapie śledztwa. - Podobnie, jak opinia biegłego powinna być nie tylko zlecona, ale też przeanalizowana - dodał.

Popularne na gk24:

Gk24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!