Przypomnijmy, 2 lipca Waldemar Sadowski swoim autem zbliżał się do przejazdu kolejowego. Była godzina 20.14. Jechał z córką do lekarza, z osiedla Morskiego w stronę centrum.
Gdy dojeżdżał do przejazdu, ten był otwarty i nic nie sygnalizowało, że szlabany zostaną za chwilę opuszczone. Kierowca widział jednocześnie, jak od strony dworca zbliża się pociąg.
- Motorniczy na nasz widok zaczął trąbić i dopiero wówczas dróżnik ocknął się i uruchomił sygnalizator oraz rogatki - opowiadał wówczas nasz Czytelnik. - Zdążyłem uciec, za plecami zobaczyłem tylko przejeżdżający pociąg.
Pan Waldemar zawiadomił wówczas policję, złożył też doniesienie w prokuraturze.
W prokuraturze zapadła właśnie decyzja o umorzeniu sprawy. I to wcale nie ze względu na rozbieżność w zeznaniach, jak sugerował nasz Czytelnik, który spodziewał się takiego finału. Na decyzję prokuratury wpłynęły ustalenia dotyczące sprawności urządzenia na przejeździe kolejowym. Stwierdzono bowiem, że to nie dróżnik zawiódł, a urządzenie służące do opuszczania szlabanów, które chwilowo zacięło się. Doszło do awarii, a szybka reakcja dróżnika, który - jak usłyszeliśmy w prokuraturze - naciskał odpowiedni guzik do skutku, zapobiegła tragedii. Tym samym uznano, że to nie był błąd człowieka, a awaria urządzenia, a więc nie można pociągnąć dróżnika do odpowiedzialności. A to, że maszynista dał sygnał dźwiękowy - zrobił to, jak zawsze, gdy zbliża się do przejazdu.
Waldemarowi Sadowskiemu przysługuje teraz zażalenie na decyzję prokuratury.
Co teraz zamierza zrobić? Czy złoży zażalenie? A może wystąpi na drogę cywilną przeciwko spółce PKP? - Skonsultuję to najpierw z prawnikiem i wtedy podejmę decyzję - komentuje krótko nasz Czytelnik.
Do sprawy wrócimy.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?