Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Publiczność nie klaskała, ale oni i tak wygrali konkurs we Włoszech

Leszek Wójcik
Leszek Wójcik
Sylwia Fabiańczyk-Makuch w towarzystwie swoich chórzystów. Zawsze mogła na nich liczyć
Sylwia Fabiańczyk-Makuch w towarzystwie swoich chórzystów. Zawsze mogła na nich liczyć Klaudia Nowak / Chór Politechniki Morskiej / Facebook
Seghizzi to jeden z najbardziej prestiżowych i najstarszych konkursów chóralnych w Europie. Jest rozgrywany w Gorycji we Włoszech. W tym roku odbyła się jego jubileuszowa - 60. edycja. Chór Politechniki Morskiej w Szczecinie zdobył na nim niemal wszystkie nagrody!

Przede wszystkim wywalczył nagrodę główną - jako pierwszy polski chór zdobył w tym konkursie tytuł Grand Prix. Ale to nie jedyne wyróżnienie, którym chórzyści ze Szczecina zostali uhonorowani. Oprócz Grand Prix zdobyli także nagrodę za najwyższą punktację wśród chórów mieszanych, w kategorii „polifonii sacra e profana”, a także w kategorii POP. Poza tym nagrodę indywidualną - dla najlepszego dyrygenta. Przyznano ją Sylwii Fabiańczyk-Makuch.

Zdobyliście we Włoszech praktycznie wszystko, co było do zdobycia.

Sylwia Fabiańczyk-Makuch: - Wygląda na to, że tak. Bardzo nas to cieszy. Ale oprócz radości odczuwamy... zmęczenie. Konkurs był dla nas skrajnie wyczerpujący. Emocje z nim związane nałożyły się bowiem na uciążliwości związane z niezwykłym, 40-stopniowym upałem i zmęczeniem podróżą.

Bo przygoda zaczęła się źle.

Jeszcze przed wyjazdem wciąż musieliśmy pokonywać jakieś przeciwności. Oczywiście w takich sytuacjach zawsze się coś dzieje, jestem przyzwyczajona, że nigdy nie jest idealnie. Ale tym razem co rusz pojawiało się wyjątkowo dużo problemów. Nawet z autokarem był jakiś kłopot. W końcu jednak wyjechaliśmy i po 16-godzinnej podróży dotarliśmy do Włoch. Wyobraża pan sobie, jak bardzo zmęczeni wysiedliśmy z autobusu? Jechaliśmy całą noc.

Kiedy mieliście wystąpić?

Dwa dni później, ale przecież trzeba się przygotować! A zanim w ogóle pomyśleliśmy o próbach, musieliśmy jeszcze wyprostować sprawy z hotelem. Okazało się, że byliśmy zakwaterowani w malusieńkich klitkach bez klimatyzacji w domu studenckim z lat 60. Budynek był niemiłosiernie nagrzany. Było tak gorąco, że nie mogłyśmy nałożyć makijażu, wszystko z nas spływało. W końcu zmienili nam hotel, choć trzeba było trochę dopłacić.

To jest ważny festiwal?

We Włoszech są dwa ważne festiwale: w Arezzo i ten, w którym wzięliśmy udział, w Gorycji. To bardzo ważny festiwal - znany i ceniony w Europie. Wiele lat czekałam, by się do niego dostać. Jest też bardzo trudny. Ze zgłoszeń eliminacyjnych, które napływały z całego świata, organizatorzy wyłaniają tylko najlepsze - po jednym przedstawicielu z danego kraju. To, że Polskę będzie reprezentować Chór Politechniki Morskiej w Szczecinie, już było ogromnym wyróżnieniem. I zaszczytem.

Z kim pani miała konkurować?

Jak zobaczyłam, kto jeszcze z nami wystąpi, to przestałam liczyć na wygraną. To znaczy, zawsze wierzę w sukces, ale szanuję poziom rywali.

Kto się zakwalifikował?

Przyjechało dziesięć wybranych zespołów. W tym chór z Filipin. Znakomity. Wszędzie święci tryumfy. W ogóle chóry filipińskie słyną z poziomu, wygrywają wszystkie festiwale na świecie. Poza tym przyjechał doskonały chór z Akademii Muzycznej z Portland w USA. Razem z nim był dyrygent, który jest jednocześnie kompozytorem i aranżerem. Dodam, że jeden z wykonywanych przez nas utworów był przez niego aranżowany. I co? Ten chór nie przeszedł do konkursu Grand Prix. Taki znakomity chór! Myślę, że sobie nie poradzili z wykonaniem muzyki dawnej. Kto jeszcze? Olbrzymi dziecięcy chór z Chin, chór ze Słowenii, Hiszpanii, Włoch, żeński zespół z Kanady...

Ile dni trwał festiwal?

Festiwal trwał 5 dni. Każdy zespół występował w wybranej przez sobie kategorii. Niestety, w tym roku organizatorzy zmienili zasady, tzn. zmniejszyli liczbę kategorii. My najlepiej się czujemy w muzyce współczesnej. Często jest pisana specjalnie dla nas, notabene przez bardzo znanych polskich kompozytorów współczesnych. Mamy w swoim dorobku mnóstwo takich utworów, m.in. nagraliśmy płytę, która została nominowana do nagrody Fryderyki! To duże osiągnięcie. Pozwoli pan, że się pochwalę. Jesteśmy jedynym chórem z Zachodniopomorskiego, który został nominowany do tej nagrody. Ale wracając do tematu, dużo z tych utworów jest w naszym repertuarze. Są trudne wykonawczo, ambitne. I właśnie tę „naszą” kategorię zlikwidowano! Musieliśmy wybrać inną. Zdecydowałam się na kategorię sacra e profana. W tej kategorii trzeba zaśpiewać utwory z różnych epok i pokazać, że zespół potrafi się odnaleźć w muzyce dawnej, romantycznej i współczesnej - myślę więc, że ta kategoria jest najtrudniejsza.

Mieliście przygotowany utwór romantyczny?

Na szczęście już wcześniej przygotowaliśmy utwór muzyki dawnej, który nawiązywał do romantyzmu. Do tego dodaliśmy utwory muzyki współczesnej - mieliśmy je w repertuarze, ale trzeba było je dopasować do składu, który pojechał na festiwal. Znaleźć balans, jeśli chodzi o głosy, wybrać solistów itp. I doceniono nasz kunszt, spójność brzmienia, niewybijające się głosy, zgranie, kontakt z dyrygentem... Muzyka współczesna to jest ogromne wyzwanie, pokazuje poziom zespołu. Śpiewamy obecnie utwory na osiem, dziesięć głosów, czyli naprawdę bardzo trudne.

Ilu chórzystów pojechało do Włoch?

Na festiwal pojechało 47 osób - w ogóle w chórze jest obecnie 130 osób.

To wszystko studenci Politechniki Morskiej?

Oczywiście są studenci PM, ale nie tylko. Są np. moi studenci (wykładam w Akademii Sztuki w Szczecinie).

W jakim wieku są śpiewacy?

Najmłodsi to osiemnastolatkowie, a najstarsi już przekroczyli 50. Chór w tym roku obchodził jubileusz 20-lecia. Co ciekawe, zaczynałam z trzydziestu dziewczętami - nie było żadnego pana! Potem się pojawili.

Śpiewają jeszcze osoby, które tworzyły z panią Chór Politechniki Morskiej?

Tak. Wciąż śpiewa z nami jedna osoba, która była na pierwszej próbie - i pojechała z nami do Włoch. Jest też spora grupa, która dołączyła do nas po pół roku od założenia zespołu czy po roku.

Oprócz kategorii Sacra e profana wzięliście też udział w kategorii POP.

Zajęliśmy w niej drugie miejsce, po Filipinach. Zaśpiewaliśmy przeboje, do których aranżacje wykonał Jacek Sykulski z Poznania.

Jakie piosenki?

Na przykład „Dziwny jest ten świat”. Partię solową zaśpiewała Daria Psekho. Kiedy dwa lata temu zaprezentowaliśmy ten utwór, nasze wykonanie zrobiło furorę. Niestety, w okolicznościach tragicznych, bo wybuchła wojna w Ukrainie, a Daria pochodzi z Chersonia. Zostaliśmy wtedy zaproszeni na największy koncert charytatywny w Polsce, w Łodzi - transmitowany do 50 krajów świata.

Po zwycięstwie w kategorii Sacra e profana i drugim miejscu w kategorii POP zostaliście zakwalifikowani do Grand Prix.

Zakwalifikowało się w sumie 5 zespołów. To był jakby drugi konkurs, do którego trzeba było częściowo zmienić repertuar. Wybrałam kilka utworów, które już wykonywaliśmy i dodałam jeden nowy: napisany dla naszego chóru utwór Miłosza Bembinowa „Solitude love song”. Trwa 7 minut. Jest bardzo trudny. Najtrudniejszy, jaki kiedykolwiek śpiewaliśmy. Pomyślałam, że jest to konkurs Grand Prix i trzeba zaryzykować.

Na dodatek próby akustyczne były strasznie krótkie. Teatr, w którym śpiewaliśmy, był mocno wygłuszony. To była sytuacja niewygodna dla chóru, za to dla jury idealna - słychać było każdy błąd. Próba akustyczna ma na celu dobre ustawienie, by się dobrze usłyszeć. Z tym, że jedna trwała zaledwie 10 minut, a druga 7 - łącznie z wejściem i wyjściem.

Na koncerty zespołów biorących udział w festiwalu przychodziła publiczność?

Tak. Ale nie mogła klaskać. Aplauz mogła wyrażać poprzez ruch rąk.

Ten koncert trwał dokładnie 25 minut.

A po nim nastąpiło dłuuugie oczekiwanie na wyniki. Uroczystość rozpoczęła się o godz. 21, a zakończyła o 23.30. Emocje. Do tego ten upał. I zmęczenie udziałem w festiwalu. Ciągła koncentracja. Wszystko bardzo wyczerpujące.

A potem euforia.

Rzeczywiście szaleństwo. Ogłosili werdykt po włosku, więc na początku go nie zrozumiałam. I wreszcie do mnie dotarło, że wygraliśmy. Niesamowity sukces.

Co dalej?

We wrześniu czeka nas wyjazd do Warny w Bułgarii.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Publiczność nie klaskała, ale oni i tak wygrali konkurs we Włoszech - Plus Głos Szczeciński