W piątek, 20 sierpnia, w Sądzie Rejonowym w Słupsku rozpoczął się proces 73-letniego Andrzeja R., instruktora szybowcowego, który oskarżony jest o spowodowanie śmiertelnego wypadku, w którym zginął 17-letni wówczas Krystian. Na sali sądowej pierwszy raz spotkali się oskarżony instruktor i rodzice chłopca. Przypomnijmy, do katastrofy doszło 3 lipca 2018 roku w Łupinach, w gminie Słupsk, gdzie rozbił się szybowiec słupskiego Aeroklubu.
Andrzej R. usłyszał zarzuty popełnienia dwóch przestępstw - to jest zarzut spowodowania wypadku lotniczego ze skutkiem śmiertelnym oraz zarzut wyłudzenia nieprawdy w dokumencie poświadczającym wymagany stan jego zdrowia jako pilota i instruktora lotnictwa. W piątek odbyła się pierwsza rozprawa.
- Po odczytaniu aktu oskarżenia otwarto przewód sądowy. Oskarżony złożył obszerne wyjaśnienia. Nie przyznał się do winy - mówi Agnieszka Leszkiewicz, prezes Sądu Rejonowego w Słupsku.
Przed złożeniem zeznań przeprosił obecnych na sali rodziców nastolatka.
- Pierwszy raz, po trzech latach usłyszeliśmy przepraszam. Nie usłyszeliśmy jednak w jego głosie skruchy. Odczuliśmy to tak, jakby przeprosił, bo kazał mu adwokat - mówią Joanna i Leon Doległo, rodzice chłopca. - Nikt nam dziecka nie odda. Minęły trzy lata, a my wciąż nie możemy się z tym pogodzić. Codziennie jesteśmy na cmentarzu. Mamy nadzieję, że dostanie maksymalny możliwy wyrok - mówią.
Minął rok od katastrofy szybowca, a wciąż nie jest znana przyczyna
3 lipca 2018 Pierwszy dzień lotów
Na ten dzień Krystian czekał od dawna. To właśnie dziś pierwszy raz miał usiąść za sterami szybowca i pod opieką instruktora wznieść się nad ziemię. Krystian był jednym z dziesięciu kursantów, którzy wzięli udział w konkursie i zostali zakwalifikowani do bezpłatnego szkolenia szybowcowego w Aeroklubie Słupskim. Kurs był dofinansowany przez Starostwo Powiatowe w Słupsku i przeznaczony dla uczniów z powiatu słupskiego. Młodzi ludzie część teoretyczną mieli już za sobą. Pozytywnie zdali egzamin. Teraz przed nimi najbardziej emocjonująca część. Latanie. Na to czekali. Już o godzinie 6 rano mieli być na lotnisku w Krępie Słupskiej.
To był 31. lot tego dnia Andrzeja R., a dziewiąty lot Krystiana. Lot trwa około 4-5 minut. Zadanie polegało na wykonaniu lotu nad lotniskiem z elementami startu, zakrętów i podejścia do lądowania. - Wygląda to tak, że wyciągarka wyprowadza szybowiec w górę w powietrze, w określonym momencie traci się ciąg i należy pochylić maskę szybowca w dół i go wyczepić, pociągając trzy razy za wyczep. Następnie wykonuje się lot nad lotniskiem po czterozakrętowym kręgu, a po wykonaniu czwartego zakrętu wykonuje się lądowanie - tłumaczył podczas przesłuchania instruktor, który przeżył wypadek.
Instruktor i 17-letni kursant runęli na ziemię z wysokości około 150 metrów. Szybowcem właśnie podchodzili do lądowania. Z ciężkimi i wielonarządowymi obrażeniami zostali zabrani do słupskiego szpitala. Do wypadku doszło we wtorek około godz. 12. Niestety, pomimo wysiłków lekarzy nie udało się uratować nastolatka. To był jeden z pierwszych lotów 17-latka, który właśnie skończył część teoretyczną kursu szybowcowego i rozpoczynał szkolenie praktyczne. Szybował SZD-9 Bocian razem z 70-letnim, doświadczonym instruktorem. Kończyli lot i podchodzili do lądowania. Ich szybowiec znajdował się na tak zwanym czwartym i ostatnim zakręcie przed posadzeniem go na trawiastym lotnisku w Krępie Słupskiej. Wpadli w tzw. korkociąg. Na ziemię runęli z wysokości około 100-150 metrów. Kiedy tylko zniknęli z horyzontu członkowie Aeroklubu Słupskiego wezwali pogotowie i rozpoczęli poszukiwania. Okazało się, że Bocian spadł w okolicach miejscowości Łupiny, tuż za lasem, niespełna kilometr od lotniska. Szczątki zostały rozrzucone w promieniu kilkunastu metrów.
Niestety pomimo wysiłków lekarzy i długiej reanimacji nie udało się uratować 17-latka. Chłopak zmarł po południu. 70-letni wówczas Andrzej R., instruktor, z wielonarządowymi obrażeniami trafił do szpitala, gdzie przebywał kilka miesięcy.
Instruktor został oskarżony o spowodowanie śmierci nastolatka
Instruktor: Nic nie pamiętam
Andrzej R. jest pilotem od 38 lat, a od 28 instruktorem szybowcowym. Jak zeznał, nigdy wcześniej nie uczestniczył w wypadku lotniczym, a z dnia 3 lipca 2018 nic nie pamięta. Po wypadku zapadł w śpiączkę. Wybudzono go dopiero 13 dni po zdarzeniu, a dopiero 21 sierpnia przekazano mu informację, że w wypadku zginął chłopiec. Ta informacja go zdołowała, ale nigdy nie nawiązał kontaktu z rodzicami chłopca. Nigdy nie usłyszeli słowa „przepraszam”. Aż do piątku, 20 sierpnia 2021 roku.
Podczas przesłuchań zeznawał, że choruje na cukrzycę, przyjmuje leki, że zarówno 1 lipca, jak i 2 lipca źle się poczuł.
- Doznałem silnych uderzeń lewej tętnicy żylnej. Nikomu tego nie zgłaszałem, nie byłem u lekarza. Po kilkunastu minutach objawy ustały. Po wypadku lekarze stwierdzili u mnie udar mózgu. Prawdopodobnie przyczyną wypadku był fakt, że straciłem przytomność i szybowiec nie był przeze mnie sterowany w tym momencie, tracił prędkość i wpadł w korkociąg. Nie wiem, co było przyczyną utraty mojej przytomności - zeznawał podczas przesłuchania.
Prokuratura oskarża Andrzeja R. o to, że trzy lata z rzędu wyłudził w ośrodku we Wrocławiu zaświadczenie lekarskie, które umożliwiało mu prowadzenie szkoleń. W latach 2015-2018 miał zataić w ankiecie lekarskiej, że jest chory na cukrzycę. Lekarz kazał mu brać insulinę. Andrzej R. jednak leku nie przyjmował, bo - jak mówił - nie czuł takiej potrzeby.
Za spowodowanie wypadku lotniczego ze skutkiem śmiertelnym grozi kara pozbawienia wolności od 6 m-cy do lat 8, natomiast za wyłudzenie poświadczenia nieprawdy w dokumencie kara pozbawienia wolności do lat 3.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?