Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Mariuszem "Manolo" Linke, trenerem i zawodnikiem brazylijskiego jiu-jitsu

Krzysztof Marczyk
Mariusz Linke - ur. 31 lipca 1969 w Szczecinie, pierwszy Polak, który otrzymał czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu. Posiada również czarny pas w judo. Wraz z bratem Maciejem założył w 1999 roku w Szczecinie klub Berserkers Team. W 2004 roku powstał klub Linke Gold Team. Kilkukrotny mistrz Europy w BJJ (ostatni raz w 2012 roku w Lizbonie).
Mariusz Linke - ur. 31 lipca 1969 w Szczecinie, pierwszy Polak, który otrzymał czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu. Posiada również czarny pas w judo. Wraz z bratem Maciejem założył w 1999 roku w Szczecinie klub Berserkers Team. W 2004 roku powstał klub Linke Gold Team. Kilkukrotny mistrz Europy w BJJ (ostatni raz w 2012 roku w Lizbonie). Krzysztof Marczyk
Mariusz Linke - ur. 31 lipca 1969 w Szczecinie, pierwszy Polak, który otrzymał czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu. Posiada również czarny pas w judo. Wraz z bratem Maciejem założył w 1999 roku w Szczecinie klub Berserkers Team. W 2004 roku powstał klub Linke Gold Team. Kilkukrotny mistrz Europy w BJJ (ostatni raz w 2012 roku w Lizbonie).

- Co pana sprowadza do Koszalina?
- Przyjechałem tutaj do mojego przyjaciela, do mojego zawodnika, czarnego pasa, Sylwka Dziekanowskiego i do klubu Ronin Gold Team, który jest filią mojego klubu Linke Gold Team. Jestem tu, by poprowadzić zajęcia, aby zobaczyć jak chłopacy się rozwijają, no i żeby się z nimi po prostu spotkać, bo dawno mnie nie było. Jestem szczęśliwy, że mogę potrenować i powalczyć z chłopakami.

- Jest pan pierwszym polskim czarnym pasem w BJJ. To pomogło przetrzeć szlaki dla pana naśladowców i przyczynić się do popularyzacji tego sportu w Europie Wschodniej?
- Na pewno tak. Kiedy zaczynałem trenować w 1999 roku to były raptem dwa-trzy ośrodki w Polsce, gdzie nie było nawet niebieskiego pasa. Zaczęliśmy działać w tym kierunku, aby BJJ się rozwijało. Ze względu na to, ze wywodzę się z judo, byłem reprezentantem Polski, tak naprawdę zaszczepiłem w tej sztuce walki podstawy, które były w judo i zacząłem traktować BJJ nie hobbystycznie, tylko na poziomie wyczynowym. Ale to nie tylko moja zasługa i moich wyników osiąganych na świecie. Jeśli chodzi o poziom ogólny, to obecnie BJJ w Polsce jest najmocniejsze w Europie. Mamy około stu czarnych pasów, gdzie w 2006 roku ja byłem pierwszy. Minęło od tego czasu osiem lat, to kolosalny skok, nie 7-milowy, ale wręcz 100-milowy. Jestem dumny, że mogę być częścią tego.

- W początkach BJJ w Polsce był pan osamotniony, także jeśli chodzi o tworzenie struktur klubowych. Jak to wygląda teraz?
- W 2004 roku założyłem Linke Gold Team, a wcześniej Berserkers Team. Mój obecny klub jest wypadkową tego wszystkiego, co wcześniej robiłem. A jak to wygląda teraz, wystarczy spojrzeć, co się dzieje w sali - przyszło około setki zawodników. I to jest odpowiedź, jeśli chodzi o rozwój dyscypliny. W 1999 roku, dzięki trenerowi Leszkowi Morusowi, który udostępnił mi salę, odbyły się moje pierwsze zajęcia w Szczecinie. Na pamiątkowej fotografii jest 11 osób i to byli wszyscy trenujący BJJ na terenie dawnego woj. szczecińskiego. A obecnie - wystarczy spojrzeć na tę setkę osób, a przecież to nie są wszyscy trenujący w Koszalinie. Teraz to popularny sport, choć przez władze niedoceniany.

- Wspomniał pan o pozytywach, o zaangażowaniu ludzi, o sukcesach. Ale nie jest idealnie i problemy też są, choćby wspomniany brak zaangażowania władz.
- Jeśli chodzi o sport, to nie tylko BJJ może na to narzekać. Weźmy choćby piłkę nożną, ponoć sport nr 1 w Polsce. Ale zadam pytanie - na jaki sport idą największe pieniądze - czy na wyczynowy, czy amatorski, czy rozwój dzieci i młodzieży? Rodzice sami muszą ponosić pełne koszta i tak naprawdę nie ma czegoś takiego, jak ogólnokrajowy program rozwoju piłki nożnej od najmłodszych lat. Owszem, pieniądze idą na pierwszoligowe drużyny. A na dzieciaki - niekoniecznie. Kolejna rzecz - co się dzieje z polskim judo? W Seulu, podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1988 roku byliśmy jedną z czołowych reprezentacji na świecie. W tej chwili polskie judo to jest marginalna sprawa. Po 20. roku życia zawodnicy muszą w pełni poświęcić się wyczynówce, ale by tak było, muszą mieć za uprawianie sportu pieniądze, zaplecze. Nie da rady być hydraulikiem, czy profesorem i jednocześnie trenować profesjonalnie. Albo jedno, albo drugie. Państwo musi zrozumieć, że dzięki wynikom sportowym mamy reklamę naszego kraju. Jasne, perełki będą się pojawiały, jak choćby Justyna Kowalczyk, która ma sponsorów i może uprawiać swoją dyscyplinę. Nie dość, że jest pracowita i ma talent, to jeszcze osiąga wyniki. Ale i tutaj też jest problem. Ponoć nie ma trasy rolkowej w Zakopanem, a my przecież chcieliśmy ubiegać się o organizację Zimowych Igrzysk. Więc o czym tu mówić.

- Jakie są pańskie dalsze plany?
- Jako sportowiec jestem spełniony. Osiągnąłem więcej, niż w życiu marzyłem. W tej chwili chcę jechać na mistrzostwa obydwu Ameryk, ale uzależniam to od pozyskania sponsorów. Jeśli się uda, 27 września będę walczył w Nowym Jorku i mam nadzieję, że znowu wygram Pan-American Championship, tak jak przed rokiem. Więc przede wszystkim pozostaje mi życzyć zdrowia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!