Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeź Wołyńska - ofiary powinny być ważniejsze od polityki

Piotr Polechoński
W sobotę minęła 72. rocznica pierwszych masowych zbrodni, które zapoczątkowały Rzeź Wołyńską. Rozmawiamy o tym z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim.

W sobotę minęła kolejna rocznica masowych mordów na Wołyniu. Tymczasem polskie władze przechodzą obok niej niemal do porządku dziennego, ograniczając się do uczczenia w sejmie minutą ciszy ofiar tamtego ludobójstwa. Na czym polega problem Rzezi Wołyńskiej?
Moim zdaniem, na fatalnych założeniach polskiej polityki zagranicznej. W skrócie są takie: trzeba zapomnieć o ludobójstwie na Polakach, bo współczesna Ukraina, jako część świata zachodniego, jest nam tak bardzo potrzebna, że musimy taką cenę zapłacić, aby nie drażnić ukraińskich polityków. Tymczasem taka polityka nie dość, że obraża ofiary i ich rodziny, to jeszcze na Wschodzie jest odbierana jako słabość, a nie dobra wola. Bo zdrowe relacje między narodami można zbudować tylko na prawdzie. Wszędzie indziej na świecie zabijanie ludzi tylko dlatego, że mówili w takim, a nie innym języku, to ludobójstwo. Ale nie w Polsce. Tutaj masowe mordowanie jej córek i synów to "czystka etniczna o znamionach ludobójstwa".

Tak ogłosił sejm w 70. rocznicę wołyńskiego mordu, 11 lipca 2013 roku.
I powtórzył to teraz, używając tego samo, skandalicznego określenia. Wyobraża pan sobie, aby w Izraelu komukolwiek przyszło coś podobnego do głowy? Tam szacunek i pamięć dla ofiar Holocaustu to jest rzecz oczywista i bezdyskusyjna. U nas składa się je w ofierze na ołtarzu politycznym.

Czy coś udało się Polsce ugrać taką właśnie polityką?
Nic. Ta niby nasza dobra wola na Ukrainie odbierana jest, jak już wspomniałem, jako polityczna słabość. Polski sejm nie jest w stanie nazwać ludobójstwa Polaków ludobójstwem, a tam kilka miesięcy temu ukraiński parlament uhonorował bojowników UPA. I to kiedy? W dniu wizyty polskiego prezydenta. Czas, aby przestać udawać, że pada deszcz, gdy pluje się nam w twarz.

Co dalej? Tam UPA to bohaterowie, u nas kaci. Jest tu płaszczyzna na pojednanie?
Teraz to sobie trudno wyobrazić, ale na pewno jest to możliwe. Ale jak już mówiłem to pojednanie można zbudować tylko na prawdzie. Dlatego polskie władze muszą przestać wmawiać sobie i nam, że jest jakiś interes polityczny ważniejszy od ogólnonarodowego wspominania ofiar wołyńskiego ludobójstwa i nazywania katów po imieniu, bo takiego interesu nie ma i być nie może. To samo muszą zrozumieć Ukraińcy.

Żyją między nami jeszcze ci, którzy byli świadkami jak ich najbliżsi zostali na Wołyniu i na Kresach bestialsko zamordowani. Często byli wówczas małymi dziećmi, które na własne oczy widziały śmierć ojca, matki, brata, siostry. Kto ich dziś słucha, jeżeli państwo polskie się do tego nie pali?
Dobrze znam to środowisko, Są bardzo rozgoryczeni, czują się ofiarami drugiej kategorii. Kto ich słucha? Najbliższe rodziny i co szczególnie cenne - część samorządów. Innymi słowy, jeżeli coś wokół upamiętnienia ofiar Rzezi Wołyńskiej się dzieje to jest to oddolna, obywatelska inicjatywa. Mam nadzieję, że pewnym przełomem wokół tej sprawy będzie premiera filmu "Wołyń" Wojciecha Smarzowskiego. Czytałem już scenariusz i wiem, że to będzie wielki wstrząs dla Polaków i Ukraińców. Liczę na to, że będzie na tyle silny, że ostatecznie nie spełni się to, co napisał mój świętej pamięci ojciec, naoczny świadek tego ludobójstwa: że Polaków na Kresach Wschodnich zabito dwukrotnie. Raz wtedy siekierą, a drugi raz teraz - przemilczeniem. I ta druga śmierć znacznie bardziej boli.

Rzeź Wołyńska
Tak nazwany został szereg akcji nacjonalistów ukraińskich skierowanych przeciwko ludności polskiej zamieszkującej na Wołyniu. Akcja zainicjowana była przez działaczy OUN-B (banderowcy) i wykonywana przez formacje UPA wspomagane przez chłopów. Podczas ciągnących się od 1942 do 1944 roku napadów - nasilonych w lecie 1943 roku - wymordowano około 60 tysięcy Polaków. Pierwsze masowe uderzenie na wielką skalę zostało przeprowadzone 11 lipca 1943 roku, gdy oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków. Polskie wsie po wymordowaniu ludności były palone, by uniemożliwić ponowne osiedlenie. Ofiary przed śmiercią częstokroć były torturowane w okrutny sposób. Mordy trwały do 1947 roku i zasięgiem objęły także Małopolskę Wschodnią, Lubelszczyznę i część Polesia. Szacuje się, że łącznie z rąk Ukraińców zginęło 150 tys. Polaków.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!