MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Salonowi wyjadacze

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
Wernisaże, premiery, gale, panele dyskusyjne, spotkania z ciekawymi ludźmi to ich teren polowań. Nie same wydarzenia ich jednak interesują, zwykle zresztą nie biorą w nich udziału, zwłaszcza kiedy są biletowane. Pojawiają się pod koniec nie wiadomo skąd, żeby szybko ustawić się blisko stołów z przekąskami i napojami. W tłumie jakoś udaje im się zmylić organizatorów. Chyba że na bezczelnego ładują jedzenie do toreb.

Panie dwie

Panie Maria i Halina (takie imiona nam podały, niekoniecznie prawdziwe) zawsze prezentują się elegancko, co zawdzięczają lumpeksom, które odwiedzają regularnie w dniach promocji. Mają już swoje lata, więc nikt nawet nie podejrzewa ich o niecne zamiary. Poza tym wtapiają się w publiczność przeróżnych wydarzeń, bo zwykle dużą jej część stanowią kobiety w dojrzałym wieku. Zresztą o co chodzi, nie objadają się na bankietach, a za to zwiększają frekwencję. Jeden kieliszek wina, jeżeli akurat jest, filiżanka kawy, ze dwie kanapki na miejscu i tyleż zawiniętych w serwetki wrzuconych do torebek, ewentualnie kawałek ciasta, ale niekoniecznie, bo w ich wieku cukier zdrowy nie jest.

Poznały się podczas prezentacji cudownych garnków, a chodzą na takie imprezy często, bo są w targecie telemarketerów.

- Nigdy nic nie kupiłyśmy, nie dajemy się nabrać na te horrendalnie drogie patelnie, niby to lecznicze kołdry czy latające po podłodze odkurzacze - stanowczo zaznacza Maria. - Ale posłuchać można, zwłaszcza jak coś o zdrowiu jest albo jedzeniu, no i zawsze jest jakiś poczęstunek, a czasem nawet drobne prezenciki. Chociaż to zwykle badziewie - dodaje.

Jak dowiadują się, że jakaś impreza łączy się z poczęstunkiem? Czasem organizatorzy piszą o tym, a czasem panie idą na żywioł. Nawet jak nici z przekąsek, to zawsze milej tak spędzić czas, przechadzając się wśród obrazów czy słuchając wynurzeń jakiejś osobistości, zwykle pisarza, niż siedzieć w domu przed telewizorem.

A czasem paniom dopisze szczęście. Rok temu przypadkiem przechodziły koło słupskiej herbaciarni i zobaczyły dużo młodych ludzi w odświętnych strojach i z rodzicami. Weszły, a tam na stołach stały już tace z kanapeczkami, zapewne przygotowane właśnie dla młodzieży. Nikt nie zwracał na nie uwagi, więc się poczęstowały. Zresztą nie były same ze swojej grupy wiekowej, bo siedzący przy stolikach inni seniorzy także ochoczo skorzystali z okazji.

- Tak, pamiętam, bo to ja organizowałam wtedy finał konkursu dla młodzieży i bardzo się zdenerwowałam - mówi słupszczanka, która z racji tematu woli zachować anonimowość. - Niektóre dzieciaki przyjechały z daleka, a kiedy chciały się posilić, niewiele już było do jedzenia. No naprawdę byłam mocno wkurzona.

Panie Maria i Halina unikają jednak wydarzeń, z których mogłyby zostać wyproszone. Takich, gdzie organizatorzy wiedzą, kogo zaprosili. Na przykład organizowanych w Nowym Teatrze w Słupsku.

- Tradycyjnie zapraszamy na mały poczęstunek gości zaproszonych na nasze premiery - mówi Dominik Nowak, dyrektor Nowego Teatru. - To raczej niewielkie grono, wszyscy się znają, wszystkich my znamy. Nie pamiętam, żebyśmy kiedyś mieli nieproszonych gości. Nie mamy tego problemu.

Panowie dwaj

- O, mamy takich bywalców często - mówi pracownica Słupskiego Ośrodka Kultury. - Nawiedzają nas, i to od około dziesięciu lat, dwaj panowie. Jeden zaczął już się nawet elegancko ubierać. Rozmawiają tylko ze sobą, w nic się nie włączają, w żadne dyskusje. Pilnują stołu z przekąskami - śmieje się.

- Dobrze ich znamy, bywają bezczelni - dodaje druga pracownica SOK-u. - Kiedyś nawet spytałam, czy im nie wstyd. Było to na gali wolontariatu, gdzie chociaż skromnym poczęstunkiem chcieliśmy ugościć wspaniałych ludzi, którzy bezinteresownie pomagają innym. A oni na tym pasożytowali. Nie dostałam odpowiedzi na swoje pytanie. Wstydu to ci panowie raczej nie mają.

- Chociaż wiemy, kim są ci panowie i po co przychodzą na organizowane przez nas wydarzenia, nie chcemy, z szacunku dla innych gości, ich wypraszać i narażać się na awantury - mówi Katarzyna Sygitowicz-Sierosławska, zastępca dyrektora SOK-u. - Raz tylko zainterweniowałam, bo jeden z panów przekroczył wszelkie granice. Do torby, którą zawsze nosi przewieszoną jak listonosz, zapakował mnóstwo pierogów. To już był szczyt bezczelności, nie dało się udawać, że tego nie widzimy.

- Ale nie tylko u nas są tacy naciągacze - opowiada jedna z pracownic SOK-u. - Na festiwalu filmowym w Gdyni widziałam, jak czterech mężczyzn ustawiło się w pewnej odległości jeden od drugiego i podawali sobie w takiej „sztafecie” kieliszki wina. Zniknęło ze stołu błyskawicznie.

Pan jeden

Panie Maria i Halina oraz panowie dwaj starają się nie rzucać w oczy. Nie rozmawiają z nikim poza sobą, nie kręcą się za bardzo po sali. Pan jeden ma inną strategię.

Mężczyzna około 30., z lekką nadwagą, pucułowaty na twarzy, podchodzi z szerokim uśmiechem do ludzi znanych z mediów i jowalnie zagaduje: co tam słychać, panie Mieczysławie, gdzie w tym roku jedzie pani na wakacje, pani Aniu, jak podobała się panu sztuka, panie Henryku. Zagadnięci zwykle odpowiadają zdawkowo, nie dziwiąc się za bardzo, że nie kojarzą rozmówcy. W końcu codziennie z racji wykonywanych obowiązków i pełnionych funkcji poznają dziesiątki ludzi i nie są w stanie zapamiętać ich nazwisk i twarzy. A pan jeden roztacza uśmiechy i między jednym zagadniętym gościem a drugim napełnia talerzyk przekąskami i wychyla kolejne kieliszki.

- Wiem, o kim mowa, bo znam wielu ludzi, a jego nie kojarzyłam, więc podeszłam i spytałam, skąd się wziął - opowiada słupszczanka, która pana jednego próbowała zawstydzić na imprezie organizowanej przez jedno ze słupskich stowarzyszeń w filharmonii. - Powiedział, że jest z mediów, ale miał pecha, bo znam wszystkich lokalnych dziennikarzy. Kiedy mu o tym powiedziałam, zaczerwienił się, coś tam zaczął mówić, że już czas na niego, bo mu autobus odjedzie, odstawił pusty już talerzyk i wyszedł. Chyba jednak się nie przejął tym, że został zidentyfikowany, ponieważ kilka miesięcy później znów zauważyłam go na imprezie przy stole z przekąskami, tym razem w bibliotece. W zasadzie to mnie nawet rozbawił, bo tym razem to do mnie podszedł jak do starej znajomej i zagadnął, co u mnie słychać - dodaje słupszczanka, uśmiechając się lekko.

od 7 lat
Wideo

Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gk24.pl Głos Koszaliński