Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sianowscy Bonnie i Clyde przed koszalińskim sądem

(asia)
Dla Karoliny K. to nie pierwszy kontakt z wymiarem sprawiedliwości. Miała już kuratora za pobicie. Paweł N. dotychczas nie był karany.
Dla Karoliny K. to nie pierwszy kontakt z wymiarem sprawiedliwości. Miała już kuratora za pobicie. Paweł N. dotychczas nie był karany. Fot. Joanna Krężelewska
Potrzebował pieniędzy, żeby obstawić mecz. Z nożem ruszył na spożywczak. Wspólniczka "jedynie" puściła mu "strzałkę". W środę oboje zakuci w kajdanki zeznawali przed sądem.

20-letni Paweł N. zarzeka się, że to był głupi wybryk. Zarówno on, jak i jego koleżanka Karolina K., nie spodziewali się konsekwencji. Dziś obojgu grozi nawet 12 lat za kratami. Nie sprzeciwiali się obecności mediów na rozprawie.

To był piękny, letni dzień - 3 sierpnia ubiegłego roku. 19-letni wtedy Paweł N. odwiedził swoją rówieśnicę. Oboje mieszkali w podsianowskim Bielkowie. - Ja z rodzicami, bo wyprowadziłam się od ojca mojej wtedy niespełna dwuletniej córki - tłumaczyła Karolina K. - Paweł był kolegą ze szkoły. Przyszedł jakiś taki nadpobudliwy, taki inny i powiedział, że chce napaść na sklep spożywczy. Roześmiałam się. A on założył kominiarkę i pokazał nóż. Bałam się. Kazał mi pójść na czaty i puścić mu strzałkę. "Zobacz, jak to szybko będzie" - tak mi powiedział.

Najpierw Karolina K. nie przyznawała się do udziału w przestępstwie. Policji i prokuratorowi opowiadała wersję, którą z Pawłem ułożyli. Dziś przyznaje się do winy. Podobnie jak chłopak. - Kominiarkę zrobiłem ze swojej czapki. Wyciąłem dziury na oczy. Nóż wziąłem z kuchni - opowiadał.

Dlaczego chłopak wybrał Karolinę na swoją wspólniczkę - tego nie potrafił powiedzieć. Nie bez znaczenia mógł być jednak fakt, że dom jej rodziców stoi kilkadziesiąt metrów od sklepu spożywczego w Bielkowie, który był celem Pawła.

Kiedy w jego kieszeni zawibrował telefon, co było znakiem od jego "Bonnie", zaatakował. Uderzył ekspedientkę Bożenę R. pięścią w twarz. Zagroził nożem. Prokurator oskarża go, że z kasy zabrał około 700 złotych, ukradł papierosy, tytoń w paczkach, telefon i portfel sklepowej. W portfelu miała około 300 złotych. Pani Bożena wybiegła, krzycząc i płacząc. On za nią. W pobliskich krzakach schował rower. Wsiadł na niego i uciekł.

Łup schował w słomie, w stodole sąsiadów. - Ubranie z napadu spaliłem. Pojechałem do Koszalina i obstawiłem mecz. Zakłady bukmacherskie to taka moja pasja - kontynuował oskarżony. Aż dziw, że... szczęście mu sprzyjało. Wygrał 170 złotych. Dzień później pojechał do centrum handlowego. Pieniądze wydał na buty i ubrania. - Mieszkałem tylko z ojcem. Nie przelewało się w domu. Pieniądze to był jeden z motywów - tłumaczył.

Sędzia Tomasz Krzemianowski zaskoczył młodych oskarżonych, kiedy odczytał im treść przechwyconego przez pracowników aresztu grypsu, czyli nielegalnie przemyconego listu. Paweł pouczał w nim do Karolinę, jak ma zeznawać. "Przypucuj, że tego dnia byłem jakiś inny. Powiem, że przyćpałem. Jak wyjdę, to ci wszystko wynagrodzę maleńka" - napisał. - Bo koledzy w areszcie mi podpowiedzieli, że sąd mnie łagodniej potraktuje, jak powiem o narkotykach - próbował wyjaśniać 20-latek.

- To źle panu podpowiedzieli, bo narkotyki nie są okolicznością łagodzącą. Wręcz przeciwnie - przestrzegł sędzia.

Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!