Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawiedliwość po latach

Marian Dziadul
Właścicielem ziemi w Bielicy, gdzie operator telefonii cyfrowej postawił maszt – po ośmiu latach sądowych zmagań – jest znów sołtys tej wsi Józef Soroka.
Właścicielem ziemi w Bielicy, gdzie operator telefonii cyfrowej postawił maszt – po ośmiu latach sądowych zmagań – jest znów sołtys tej wsi Józef Soroka. Marian Dziadul
Sołtys wsi Bielica (gm. Biały Bór) Józef Soroka po ośmiu latach sądowych zmagań odzyskał w końcu pół hektara ziemi. Stoi na niej maszt komórkowej telefonii.

W grudniu sołtys Bielicy Józef Soroka otrzymał od operatora sieci telefonii komórkowej pierwsze pieniądze. Za wydzierżawienie mu ziemi, gdzie stoi wysoki pod niebo maszt. Przez wiele lat forsę od operatora kasował… urzędnik z magistratu.

- Mam tylko czterysta złotych renty, więc każdy grosz się przyda - sołtys nie kryje zadowolenia z takiego obrotu sprawy. Chociaż przyznaje, że sądowe wojny bardzo go wyczerpały: psychicznie i fizycznie.
Powiedzmy od razu: J. Soroka sprzedał to cenne pół hektara inspektorowi budowlanemu z gminy. W przeciwieństwie do urzędnika, nieborak nie miał świadomości, że telefonia cyfrowa szykuje tam złotodajną inwestycję.
- Już ponad osiem lat będzie, nawet osiem i pół roku - sołtys dokładnie pamięta tamten przykry dla niego czas. - Inspektor budowlany z urzędu w Białym Borze przyjechał do naszego domu. Prosił, żeby mu sprzedać kawałek ziemi. Opowiadał, że chciałby tu przyjeżdżać z rodziną, żeby odpocząć po trudach pracy. Bujał, że postawi domek letniskowy, posadzi trochę ziemniaczków… Ja nie chciałem sprzedawać, ale ojciec powiada: - Co ty, Józek, będziesz mu żałował tych piaseczków?! I ja się wtedy zgodziłem. Za ziemię dostałem pięćset złotych - przyznaje.

Szok we wsi
Mieszkańcy wsi Bielica przeżyli szok, gdy zobaczyli, że na polu Józka Soroki telefonia stawia maszt. Wkurzyło ich szczególnie to, że sołtys zgodził się "na to groźne dla zdrowia świństwo" bez ich wiedzy.
- Myśleli, że to ja knułem za ich plecami - sołtys jeszcze dzisiaj nie potrafi spokojnie o tym opowiadać. - Ja ludziom tłumaczę, że to już nie moja ziemia. Że sprzedałem ją panu inspektorowi z gminy. Uwierzyli chyba dopiero wtedy, jak zacząłem walkę z tym urzędnikiem o odzyskanie ziemi.
Wkrótce stało się jasne, że Polska Telefonia Cyfrowa GSM (4 maja 1998 roku) wystąpiła do Urzędu Miasta i Gminy w Białym Borze o wydanie decyzji o warunkach zabudowy działki pod maszt. W tym momencie działka ta należała jeszcze do Józefa Soroki. Wniosek o wydanie decyzji trafił na biurko inspektora budowlanego białoborskiego magistratu. Dziewięć dni później urzędnik z sołtysem podpisali u notariusza akt własności, na mocy którego ten pierwszy stał się już właścicielem ziemi, gdzie kilka miesięcy później operator GSM postawił maszt. Pod koniec maja inspektor przygotował decyzję o warunkach zabudowy swojej działki masztem telefonicznym. Równolegle negocjował z GSM warunki dzierżawy ziemi. W lipcu podpisał umowę, że każdego roku z góry będzie pobierał za dzierżawę czynsz w wysokości trzynastu tysięcy złotych, która to kwota będzie corocznie waloryzowana o wskaźnik inflacji. Umowę strony podpisały na piętnaście lat, z możliwością negocjacji jej zapisów po upływie tego czasu.
- Poczułem się tak, jakby ktoś w gębę mi przylał - sołtys Soroka przyznaje, że był bardzo rozgoryczony, gdy dowiedział się całej prawdy.

Poletko sołtysa
Gdy sprawa cynicznej prywaty urzędnika magistratu w Białym Borze ujrzała światło dzienne, w gminie wybuchła afera. Pan inspektor stracił pracę. Ówczesny białoborski burmistrz obiecał sołtysowi urzędową pomoc prawną w ewentualnym odzyskaniu utraconego kawałka - szczególnie już teraz cennej - ziemi. Józef Soroka z powództwa cywilnego wystąpił do sądu o unieważnienie aktu notarialnego.
- Ja już nie pamiętam, ile tych spraw było w sądzie - kręci głową sołtys. - Kilkanaście czy kilkadziesiąt? Nie pamiętam, bo były też karne sprawy.
Wprawdzie po wielu, wielu latach, ale wreszcie sprawiedliwość zatryumfowała. Sołtys Soroka odzyskał swoją ziemię, gdzie miały być sadzone przez urzędnika ziemniaczki, a stanął wysoki maszt.
- Szkoda tylko, że rodzice nie doczekali tego momentu - sołtysowi łezka kręci się w oku. - Bardzo przeżywali te machlojki. Najpierw ojciec zmarł, a niedawno odeszła mama.

Ps. O sprawie pisaliśmy w artykule "Poletko pana inspektora", który ukazał się 6-7 lutego 1999 r. w magazynowym wydaniu "GK/GS".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!