Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Diduch - radca z sercem

Rozmawiała: Joanna Boroń
Stanisław Diduch ze statuetką. "W podziękowaniu za działalność pro bono” – głosi napis na "kryształowym sercu”.
Stanisław Diduch ze statuetką. "W podziękowaniu za działalność pro bono” – głosi napis na "kryształowym sercu”. Radek Koleśnik
ROZMOWA ze Stanisławem Diduchem, szefem Kancelarii Prawniczej Lege Artis, laureatem konkursu "Kryształowe serce radcy prawnego".

- Informacja o wyróżnieniu była dla Pana dużym zaskoczeniem?
- Szczerze? Tak! Ale to było naprawdę miłe zaskoczenie. Poczułem się wyróżniony. Znalazłem się w gronie kilkunastu osób, które działają na rzecz różnego rodzaju fundacji, stowarzyszeń, prawdziwych społeczników.

- Nagroda to wynik lat bezpłatnych dyżurów prawnych w Szczecinku. Skąd ludzie wiedzą, że mogą przyjść do Pana po pomoc?
- Nie ogłaszamy tego jakoś szczególnie. Myślę, że informacja o dyżurach wędruje tzw. pocztą pantoflową. Wiele osób wie, że jeśli ma jakiś problem, to może z nim przyjść do mnie i do moich kolegów. Jestem członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego, biorę udział w kampaniach wyborczych, przy okazji spotkań z wyborcami zwykle informuję, że jeśli mają jakiś problem natury prawnej, to mogą się do mnie zgłosić. Sporo osób z tej możliwości korzysta.

- Czy to działa też w drugą stronę? Myśli Pan, że porady, których Pan udziela, przekładają się potem na wynik wyborczy?
- Mam wrażenie, że tak. Ludzie, którym pomogłem, gdy widzą moje nazwisko na plakacie dzwonią i mówią: "będę na pana głosował, moja rodzina też". Ale nie dlatego pomagam.

- A dlaczego?
- Uważam, że jeśli komuś można pomóc, należy to zrobić. Młodym aplikantom podaję jeszcze jeden dobry powód do pomagania: działalność pro bono to najlepsza reklama, jaką można sobie wymarzyć, gdy dopiero zaczyna się karierę w tym zawodzie.

- Kto przychodzi po rady?
- Przede wszystkim osoby starsze. Młodzi potrafią sobie lepiej radzić. Mają internet, w którym łatwo znaleźć informacje, czy gotowe pisma procesowe, które wystarczy wydrukować i wypełnić według instrukcji. Wśród tych, którym pomagam jest dużo osób ze społeczności ukraińskiej. Oni czują się wyjątkowo bezradni w zetknięciu z urzędami, czy sądami. Choć mieszkają tu od dziesięcioleci, często problemem jest dla nich język. Myślę, że tu bardzo pomaga to, że znam ich język.

- Z jakimi problemami najczęściej przychodzą?
- Zdecydowanie ze sprawami urzędowymi, problemami z Agencją Nieruchomości Rolnych, czy dopłatami unijnymi. Trzeba pamiętać, że na tym terenie jest sporo rolników. Sam mam tu ziemię, na której dziś gospodarzy mój syn. Dobrze znam procedury agencyjne, więc potrafię pomóc. Mam na koncie kilka wygranych potyczek z agencję w imieniu moich klientów pro bono.
Sporo pytań dotyczy prawa pracy. Wtedy tak naprawdę wystarczy człowieka skierować na właściwą drogę, czyli do Inspekcji Pracy, czasem trzeba napisać w imieniu takiego klienta pozew do sądu pracy. Z mojego punktu widzenia to naprawdę niezbyt skomplikowane problemy.

- Porozmawiajmy więc o tych bardziej skomplikowanych...
- Sporo osób zgłasza się do mnie ze sprawami spadkowymi. W przypadku wielodzietnych rodzin, na przykład tych z ukraińskim rodowodem, doprowadzenie takiej sprawy do finału wymaga trudu i czasu. Rozwikłanie skomplikowanych układów rodzinnych, znalezienie wszystkich członków rodziny, z których niektórzy mieszkają za granicami, to nie lada wyzwanie. Na liście spraw trudnych są też spory sąsiedzkie.

- Takie jak między Pawlakiem i Kargulem?
- Prawie, ale nie tak zabawne. Prowadziłem swojego czasu w imieniu klienta taką sprawę "o miedzę". Po jednej stronie był bogaty sąsiad, który był święcie przekonany o swojej racji, po drugiej niezaradny człowiek, który nie bardzo potrafił się odnaleźć w sytuacji. Wiedział, że ten sporny kawałek ziemi należy do niego, ale nie umiał tego udowodnić. Walka była zażarta. Zapadł wyrok na rzecz mojego klienta. Ale przegrany nie zamierzał się do niego zastosować. Ostatecznie na pomoc trzeba było wzywać komornika.

- Rozumiem, że Pana zaangażowanie nie kończy się udzieleniu kilku rad...
- Czasem wystarczy dobra rada, odesłanie pod właściwy adres, przygotowanie pisma procesowego. Są jednak i takie sytuacje gdy rzeczywiście reprezentuję klienta w zmaganiach z urzędem, czy idę razem z nim do sądu.

- A jak ze skutecznością?
- Są sytuacje gdy wiem, że nic nie możemy zrobić - sprawa jest przegrana, lub człowiek trafił do nas zdecydowanie za późno. Wtedy mówię uczciwie: proszę sobie dać spokój, proszę zapomnieć, pogodzić się z sytuacją. Takich spraw jest sporo. Ogólnie myślę, że w połowie przypadków udaje nam się pomóc. Używam liczby mnogiej, bo porad udzielają też moi koledzy, to inicjatywa zespołowa.

- Czy klienci są wdzięczni? Czy też szybko zapominają o tym, który wyciągnął do nich pomocną dłoń?
- Nie zapominają. Dziękują za okazaną pomoc. Przychodzą, albo dzwonią. Czasem nawiązuje się rodzaj szczególnej więzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!