Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stracili pół miliona. Akt oskarżenia będzie czytany trzy dni

Joanna Krężelewska [email protected]
archiwum
- Chcieliśmy spojrzeć tej kobiecie w oczy - mówili ludzie, którzy przyszli na wczorajszą rozprawę. W punktach Tel-Banker opłacali rachunki, ale pieniądze nie trafiały na konta odbiorców.

Przed Sądem Okręgowym w Koszalinie stanęła w piątek 48-letnia Ewa M., właścicielka firmy Tel-Banker z Kołobrzegu.

W dwóch punktach kasowych, które prowadziła przy ul. Dworcowej i Łopuskiego, można było za niską prowizję - 1,50 zł - opłacić rachunki. Chętnych nie brakowało. Dziś żałują. Rachunki za prąd, kablówkę, wodę, czynsz, telefon, czy opłaty ZUS-owskie i ubezpieczeniowe musieli opłacić podwójnie, bo pieniądze nigdy do adresatów nie dotarły. Z niektórymi firmami, na przykład Energą, Tel-Banker nie miał nawet podpisanej umowy. - Straciliśmy w sumie 5 tys. zł - załamują ręce Krystyna i Waldemar Andrzejewscy.

- Rachunki płaciliśmy regularnie, ale zaczęły przychodzić kolejne monity od odbiorców. Wtedy dowiedzieliśmy się, że pieniądze nie dotarły tam, gdzie powinny. Ewa M. oddała państwu Andrzejewskim część długu. - 18,50 zł z 5 tysięcy! - pokazują wydruk z konta. - Wstydziłaby się! Nie wiemy, czy uda się odzyskać pieniądze. Niewielka część oszukanych przyszła wczoraj na rozprawę.

Wszystkich sala sądowa nawet by nie pomieściła - to 1.300 osób. Emocje - choć od czasu, kiedy działał Tel-Banker minęły 4 lata - są wciąż ogromne.

Kiedy sędzia Robert Mąka pytał oskarżoną o źródła utrzymania, ktoś krzyknął: - Od nas!
Akt oskarżenia prokurator z Kołobrzegu będzie czytała przez... trzy kolejne rozprawy. Prokurator musi bowiem wyliczyć kolejno każdego poszkodowanego, na czyje konto chciał wpłacić pieniądze, ile prowizji zapłacił oraz kiedy to było. W czasie, kiedy prokurator odczytywała zarzuty, oskarżona płakała, kołysała się, wbijała wzrok w podłogę.

Z dziennikarzami nie chciała rozmawiać i nie chciała też nic przekazać pokrzywdzonym. - Teraz nie. Może po procesie. W sprawie jest wiele czynników, nie chcę teraz o tym mówić - skwitowała. Ewie M. grozi do 10 lat więzienia. Wszystko zaczęło się 12 lipca 2007 roku i trwało do września 2008 roku.

Rachunki, które kołobrzeżanie płacili w Tel-Bankerze opiewają na kwoty od kilkunastu do kilkuset złotych. W sumie to 441 tys. zł, które nie trafiły na właściwe konta. Pod koniec września 2008 roku klienci Tel-Bankera zobaczyli na drzwiach lokalu kartkę z napisem "Nieczynne z powodu choroby". Przez kilka dni kołobrzeska komenda policji przeżywała oblężenie: zgłaszali się kolejni poszkodowani.

Ewa M. po przesłuchaniu przez funkcjonariuszy deklarowała, że pieniądze odda. Wtedy była duża nadzieja - Ewa M. wraz z mężem jest właścicielką domu w Ustroniu Morskim. Choć wart jest, jak sama twierdzi, około 600 tys. zł, wczoraj przed sądem oświadczyła, że dom jest zajęty przez komornika.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!