MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Studia: Prof. Filipkowski: wykładowca musiałby oblać 90%

Rozmawiała: Joanna Krężelewska
Radek Koleśnik
Rozmowa z prof. Janem Filipkowskim, rektorem Wyższej Szkoły Inżynierskiej (dziś Politechniki Koszalińskiej) w latach 1978-81, utytułowanym autorytetem w dziedzinie budownictwa.

Będą kontrole na uczelniach

Będą kontrole na uczelniach

Sobotnia publikacja "Głosu" wywołała ogólnopolską dyskusję o kondycji szkolnictwa wyższego w naszym kraju. Napisaliśmy o praktykach, do których zdaniem jednego z wykładowców miało dochodzić na Politechnice Koszalińskiej. Powiedział on, że otrzymał telefon od dyrektora jednego z instytutów na PK z prośbą o wpisanie zaliczeń grupie studentów, których prowadzący ćwiczenia oblał. Wczoraj Zbigniew Marciniak z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa, zapowiedział, że jego resort przeprowadzi kontrolę we wszystkich uczelniach dotąd opisywanych przez media. Jak podkreślił, rozwiązanie pojedynczych przypadków nie załatwi sprawy i potrzebne są rozwiązania systemowe.

- W tematyce szkolnictwa wyższego jest Pan ekspertem.
Prof. Jan Filipkowski- (śmiech) Można powiedzieć, że jestem starym wygą, bo wliczając czas własnych studiów mam kontakt z uczelnią wyższą już ponad 60 lat.

- Czym różnią się dzisiejsze studia od tych, kiedy sam Pan studiował?
Prof. Jan Filipkowski- Dawniej były limity przyjęć na studia i egzaminy wstępne. Pamiętam to z młodych lat, kiedy byłem kilkakrotnie w Gdańsku sekretarzem komisji rekrutacyjnej. Jeśli wtedy nie było przynajmniej trzech osób na jedno miejsce, to trudno było poprzez egzamin wypełnić limit.

Na ten temat czytaj także:
Afera na Politechnice: Kanclerz Wezgraj nie reprezentował stanowiska uczelni


Politechnika Koszalińska: Nie zdałeś? I tak zaliczysz [posłuchaj mp3]

Prof. Jan Filipkowski

Prof. Jan Filipkowski

W 1968 r. związał się z organizowaną w Koszalinie Wyższą Szkołą Inżynierską. Był w gronie pierwszych zatrudnionych pracowników uczelni, a w 1968 r. uzyskał nominację na stanowisko docenta. W lipcu 1978 r. jako pierwszy pracownik naukowo-dydaktyczny Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Koszalinie uzyskał tytuł profesora nadzwyczajnego, w 1991 został profesorem zwyczajnym. Prof. Filipkowski uczestniczył w odbudowie kościoła św. Jakuba w Gdańsku, budowie kościoła w Laskach pod Bydgoszczą, jest współtwórcą przekrycia amfiteatru koszalińskiego i sztucznego lodowiska w Bydgoszczy. Wśród licznych nagród i wyróżnień warto wspomnieć, że w 1973 r. otrzymał tytuł Mistera Techniki Polskiej.

- Czyli były wygórowane wymagania?
Prof. Jan Filipkowski- To nie były zbyt wygórowane wymagania. Ale były i to determinowało odpowiedni poziom wśród studentów. Kiedy egzaminy zastąpiono klasyfikacją świadectw, to, mówiąc obrazowo, wszystko się wyłożyło. I winę w dużym stopniu ponosi ministerstwo.

- A fakt, że liczba studentów ma znaczenie przy obliczaniu subwencji dla uczelni?
Prof. Jan Filipkowski- Liczba studentów nie decyduje, ale odgrywa rolę w przydziale środków. Jest po prostu jednym z czynników i dlatego uczelnie starają się o dużą liczbę studentów.

- Czy to może wpłynąć na jakość kształcenia?
Prof. Jan Filipkowski- Proces kształcenia młodych ludzi to proces bardzo złożony i zależy od wielu czynników. Przede wszystkim, jaki jest materiał ludzki i jak on był "obrabiany" od samego początku. Podam pani przykład. Ja od trzeciego roku studiów byłem zatrudniony jako zastępca asystenta na matematyce z pełnym prawem prowadzenia zajęć. Dziś nie wyobrażam sobie, żeby ktoś był w stanie sprostać takim zadaniom. Czyli wszystko tak naprawdę zaczyna się od pierwszego kontaktu człowieka z nauką.

- Czy dziś dyplom jest więc tyle samo wart, co kiedyś?
Prof. Jan Filipkowski- Dawniej na pewno było trochę trudniej. Dziś nieraz nabory są takie, że mam wrażenie, że z ulicy się tych ludzi bierze. I to jest tragedia dla uczciwych nauczycieli akademickich. Co wykładowca może zrobić, kiedy dostaje grupę i jeśli chciałby stosować się do założonych wymagań, musiałby oblać 90 proc. ludzi. Przecież nie zrobi tego. To bardzo trudny problem. Miło wspominam czas, kiedy przez dwa lata nauczałem w Tanzanii. Proszę sobie wyobrazić - 20 milionów ludzi i tylko jeden uniwersytet. To byli wybrani z wybranych i uczyć ich to była wielka przyjemność.

- To jakie może być lekarstwo na problemy w szkolnictwie wyższym?
Prof. Jan Filipkowski- Bardzo dobry system działa w tak często krytykowanych Stanach Zjednoczonych. Byłem tam przez sześć miesięcy na stażu. Poziom wykształcenia Amerykanów na pierwszym stopniu jest mierny. Skąd zatem postęp u nich? Z selekcji. Z wyłapywania talentów. U nas, niestety, nie ma do tego warunków ani środków.

- Czy zatem istnieje zagrożenie, że uczelnie będą produkować bądź przepychać z roku na rok ludzi, którzy nie będą konkurencją na międzynarodowym rynku pracy? Że Polska innowacyjność będzie fikcją?
Prof. Jan Filipkowski- Z przepychaniem to margines. Inna rzecz to, kto kształci i jak kształci. Trwa u nas niedobra tradycja, że od asystenta do profesora ludzie siedzą na tym samym stołku w tym samym miejscu. Nie widzą świata, nie mają impulsu do wiedzy, nie poznają autorytetów z różnych miejsc.

- Jakie zatem może być lekarstwo na uczelniane bolączki?
Prof. Jan Filipkowski- Przykład idzie z góry. Po to, żeby dobrze działały uczelnie, sprawnie musi działać państwo. To system naczyń połączonych. Mówi się, że w zdrowym ciele jest zdrowy duch. A ja powiem, że w zdrowym państwie wszystko jest zdrowe.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo