Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Tabletki zabiłyby mnie na 170 okrutnych sposobów" - pisze Czytelnik. Receptę dostał od lekarza

Ilona Burkowska
Ilona Burkowska
„Nie mogąc doczekać się wizyty, ból kolana wyleczyłem sam, końską maścią. Do lekarza poszedłem, bo to autorytet, kupiłem co zapisał. Po przeczytaniu instrukcji użycia tabletek, zimny pot wystąpił mi na czole z przerażenia, na co mogłem się narazić, gdybym nieopatrznie spożył któryś z tych farmaceutyków. Wedle ulotki bowiem, zszedłbym z tego wspaniałego świata na 170 okrutnych sposobów…”– napisał do nas w liście stały Czytelnik i prenumerator „GL”, podpisujący się jako Horeszko. Koniecznie przeczytajcie jego list. I zastanówcie się, czy nie ma racji…

„Zacznę w sposób klasyczny, czyli od utyskiwania.” – pisze Czytelnik.
„Miesiąc temu dopadł mnie ból kolana. Nie mogłem chodzić po schodach, wstać z krzesła, położyć się do łóżka. Zadzwoniłem więc do mojej przychodni rodzinnej i, mimo próśb, wyznaczono mi termin do mojego lekarza po ośmiu dniach. Kiedy wreszcie doczekałem się wizyty, kolano juz nie bolało. Wyleczyłem je sam „końską maścią”.

Oczywiście, nie przyznałem się lekarzowi, że już nie boli. Bo co lekarz, to lekarz. On zawsze był jest i będzie dla mnie najwyższym autorytetem. Wykupiłem to co mi przepisał, czyli maść którą na okrągło reklamują w telewizji, i dwa rodzaje tabletek.

Zobacz również: Jak radzić sobie z przesileniem wiosennym?

Źródło:
TVN

Tabletka mogła mnie zabić na 170 okrutnych sposobów

Po przeczytaniu instrukcji użycia tabletek, zimny pot wystąpił mi na czole z przerażenia, na co mogłem się narazić, gdybym nieopatrznie spożył któryś z tych farmaceutyków. Wedle ulotki bowiem, zszedłbym z tego wspaniałego świata na 170 okrutnych sposobów, włącznie z zawałami i zatorami, mózgu, serca, żył, wrzodami żołądka, dwunastnicy itd. Ową ilość niewyszukanych, acz okrutnych i szybkich sposobów zejść powinienem jeszcze przemnożyć, co najmniej przez dwa, bo mam chorobę wieńcową, wszczepiony stymulator serca, stenty, nie wspominając o arytmii, migotaniu i niedomykalności czegoś tam.

Przeczytaj takżeLekarzy u nas jak na lekarstwo. A nogi bolą od stania w kolejkach

Bo akurat przy takich zaburzeniach absolutnie nie powinienem brać tego paskudztwa. Ze szczęścia, że w porę przeczytałem ulotkę, nie żałuję nawet, że wybuliłem na recepty sporo forsy, choć jako osiemdziesięciolatek z plusem powinienem mieć ponoć bezpłatne leki. No tak przynajmniej piszą w gazetach i głoszą w telewizji.

Kilka dni później spytałem aptekarkę, dlaczego usiłowała mnie zabić. Odpowiedziała, że obecnie wszystkie farmaceutyki mają podobne ostrzeżenia dla obrony firm za ewentualne roszczenia w razie jakichś komplikacji lub śmierci. Ta odpowiedź zrodziła kolejne pytanie: po co produkować leki, które mogą ewentualnie zabić i czy nie powinno to być uznane za zbrodnie przeciw ludzkości. I karalne!

Aliści, żona mówi mi: - Rany boskie, za dwa dni wnukowie przyjeżdżają, a ja mam temperaturę, pokasłuję i źle się czuję!
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Aliści, żona mówi mi: - Rany boskie, za dwa dni wnukowie przyjeżdżają, a ja mam temperaturę, pokasłuję i źle się czuję!
- To jedźmy do lekarza, dzwoń!
- Już dzwoniłam. Rejestratorka zapisała mnie na wizytę za siedem dni!
- Ale masz chody. O dzień krócej ode mnie będziesz przyjęta - odpowiedziałem i zacząłem się ubierać na wyprawę do lasu, żeby nazbierać malinowych gałązek i wykurować babcię przed przyjazdem wnuków. Czy się uda? Wszak „grypa szaleje”.(…)

To bolesna prawda, że choć kolejne rządy niezależnie od ideologicznych proweniencji, nie tylko obiecują, ale i starają się poprawić opiekę medyczną - to coraz bardziej im to nie wychodzi. Oczywiście z pozycji chorego, bo lekarze - jak mawiał towarzysz Gierek: - „rosną w siłę i żyją coraz dostatniej”. Widział ktoś biednego medyka?
Nie, ja im nie zazdroszczę dobrobytu, ale jako istota chorująca zazdroszczę im, że chorzy nie mogą strajkować. (…)

Nikt do lekarza nie latał z byle powodu

Jakby na to nie patrzeć, przed nami kiepskie perspektywy i psiakrew, sami jesteśmy sobie winni, bo nazbyt zdaliśmy się na lekarzy. Odpuściliśmy sobie. Staliśmy się medycznymi analfabetami. Gdyby z jakichś powodów zabrakłoby nagle lekarzy, to gatunek ludzki też by zniknął, bo staliśmy się całkowicie uzależnieni od panów doktorów.

Z przekazów rodzinnych wiem, jak wyglądały sprawy zdrowotne przed wojną.

Jak to wyglądało po wojnie, też doskonale pamiętam, bo mam wystarczająco dużo lat.

Zobacz również: Jak radzić sobie z przesileniem wiosennym?

Źródło:
TVN

Kiedyś lekarzy było znacznie, a to znacznie mniej i mniej było szpitali, a mimo to nie czekało się w kolejkach i nie brakowało łóżek w szpitalach.

Działo się to dlatego, że nie biegło się do eskulapa z byle powodu, z każdą pierdołą, jak to się dzieje obecnie. Kiedyś do lekarza szło się dopiero wtedy, kiedy nie radziło się z chorobą domowymi sposobami lub nie radziła z choróbskiem lokalna zielarka. Tak było zawsze, od zarania dziejów, że każdy człowiek potrafił radzić sobie nawet z zapaleniem płuc. Trzeba, koniecznie, trzeba wrócić do ziół, do medycyny ludowej.

Rzeczywistość wręcz wymaga, żeby na nowo wyedukować medycznie rodziny, żeby potrafiły radzić sobie z chorobami, które nie wymagają medycznych specjalistów.

Jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku ze wsi do lekarza było daleko i rzadko, który lekarz dorobił się samochodu. W razie choroby tedy należałoby wynająć furmankę i jechać do miasta. W czasie tej jazdy można było ozdrowieć albo skonać. Proszę więc wyobrazić sobie ówczesną rodzinę nierzadko liczącą 10 osób, w momencie jesiennych czy wiosennych przeziębień, gryp, biegunek, bólem brzucha i innych uciążliwych w tamtych szach chorobach. Trudno wyobrazić sobie codzienne wynajmowanie furmanki i wiezienie kolejne dziecko do lekarza.
Brak lekarzy, odległości, koszta powodowały, że każda matka musiała i radziła sobie w chorobach dzieci, a jak nie dawała rady, to sąsiadka pomogła. Dużą pomocą były natomiast obowiązkowe szczepienia dzieci w szkołach, na ówczesne choroby i picie tranu zimą (wit. D i odporność na choroby). Obecnie za niektóre z tych szczepień trzeba płacić.

To tyle o poezji, bo przeszłość to baśń i wracam do obecnej rzeczywistości, która wedle powiedzenia nie tylko skrzeczy, ale i skowycze.

Rzeczywistość wręcz wymaga, żeby na nowo wyedukować medycznie rodziny, żeby potrafiły radzić sobie z chorobami, które nie wymagają medycznych specjalistów. Gdy się tego nauczymy, nie będzie, płaczu, biegania, rejestrowania się w kolejkach itp. Gdy nie będzie kolejek, lekarze spuszczą z tonu i staną się partnerami, a nie dyktatorami. A dyktują swoje warunki, bo rzeczywiście nie wyrabiają się, bo zajmują się tym, co wyżej nieliteracko nazwałem. (…)

Pomysł na szpital z pompą

Odnośnie budowy szpitala w Zielonej Górze, sądzę zaś, że jest taka potrzeba, wręcz konieczność, choć w nie aż tak odległym miejscu. Ot, chociażby wobec propozycji antysmogowego zamknięcia ruchu samochodowego w centrum miasta.

Chorego trzeba dowieźć do szpitala i przychodni, bo innego rozwiązania nie ma, a i w chwili obecnej sprawia to problemy, bo nie ma gdzie postawić samochodu. Myśląc o budowie nowego szpitala należałoby pomyśleć o wystarczającym parkingu. Stary szpital natomiast należałoby w całości oddać wydziałowi medycznemu UZ, jeżeli myśli się o rozwoju lubuskiej uczelni medycznej, oczywiście, którą można by poszerzyć o kierunki zielarskie i współczesne kierunków medycyny niestandardowej i wschodniej, min. akupunktura. Lądowisko mogłoby służyć nadal dla oddziału OIOMU i chirurgii. W starym szpitalu byłoby miejsce na akademik dla medyków, hotel dla medycznej kadry profesorskiej, a kaplica byłaby aulą.

Zobacz również: Jak radzić sobie z przesileniem wiosennym?

Źródło:
TVN

Myślę, że to najrozsądniejsze rozwiązanie. Bez tego „medycyna” zielonogórska nie będzie miała znaczenia, a nawet padnie bez naukowego zaplecza. Odnośnie lądowiska - nie musi przecież być na dachu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: "Tabletki zabiłyby mnie na 170 okrutnych sposobów" - pisze Czytelnik. Receptę dostał od lekarza - Gazeta Lubuska