Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicze katastrofy lotnicze na Pomorzu

Sylwia Lis, [email protected]
Miejsce śmierci Krzysztofa Owczarka.
Miejsce śmierci Krzysztofa Owczarka. fot. Archiwum
W latach 80. XX wieku pomiędzy Lęborkiem i Bytowem doszło do trzech katastrof samolotów wojskowych. Dwa wypadki skończyły się tragicznie, piloci zginęli. W trzeciej pilot uratował życie, zdążył się katapultować.

Ostatni lot nad Karwnem

Do dzisiaj w miejscach tragicznej śmierci pilotów ze Słupska i okolic znajdują się kamienie upamiętniające te tragiczne zdarzenia. Oficjalne źródła na ten temat podają niewiele faktów, bo sprawy owiane są tajemnicą wojskową.

24 lipca 1981 roku z lotniska Marynarki Wojennej z Siemirowic wystartował samolot myśliwski MIG-17 z zamontowanymi aparatami lotniczymi. Pilotował go 24-letni podporucznik Jacek Sądela, pseudonim Soplica. Zadaniem pilota było wykonanie lotu bojowego i sfotografowanie pozycji wroga.

Tuż przy jeziorze Karwieńskie Duże samowolnie zniżył lot poniżej nakazanej wysokości 500 metrów. Znalazł się tuż nad lustrem wody. Rozpoczął manewr wznoszenia, było za późno na to, by samolot mógł się wznieść. Uderzył w drzewa porastające brzegi jeziora. Później powołana komisja powypadkowa stwierdziła, że przyczyną wypadku była samowolna zmiana zadania przez pilota.

Mieszkańcy Karwna twierdzą, że w dniu tragedii była piękna pogoda. Snują też swoje domysły na temat przyczyn katastrofy.

- Pilot chciał wystraszyć wędkarza łowiącego ryby na łódce i dlatego doszło do tragedii - mówią ludzie. - Leciał naprawdę nisko, co się wówczas stało, trudno powiedzieć.

- O katastrofie spod Karwna wciąż pamiętają mieszkańcy Czarnej Dąbrówki. Jak dziś wspominają, po wsi szybko rozeszła się informacja, że spadł samolot - mówi Józef Natkaniec Sołtys Czarnej Dąbrówki. - Nad lasem zobaczyłem jakiś dym, wsiadłem do samochodu i pojechałem zobaczyć, co się stało. Po kilku minutach byłem już na miejscu. Wiedziałem, że musiało się stać coś strasznego. Zobaczyłem pościnane drzewa i resztki samolotu porozrzucane po lesie. Nie mogłem podejść bliżej, bo wszędzie byli wojskowi, którzy nie dopuszczali nikogo do miejsca katastrofy.

Później mówiono, że ciało pilota było porozrywane, a szczątki jego ubrań wisiały na drzewach. Andrzej Rusiecki, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej w Czarnej Dąbrówce, wyjaśnia, że jego jednostka nie brała udziału w akcji ratowniczej.

- Wiedzieliśmy o katastrofie, ale nas do akcji ratunkowej nie dopuszczono - mówi.

Po tragedii nad jeziorem w Karwnie rodzina pilota ustawiła kamień pamięci. Na nim umieszczono zdjęcie oraz żałobne epitafium.

- Kamień nie znajduje się w miejscu uderzenia samolotu w ziemię, lecz w miejscu gdzie zaczynał ścinać pierwsze drzewa - mówi sołtys Czarnej Dąbrówki.

Ostatni lot por. Krzysztofa Owczarka

Mniej wiadomo o drugim śmiertelnym wypadku samolotowym, który miał miejsce prawie siedem lat później. Katastrofa zdarzyła się kilka kilometrów od miejsca pierwszej tragedii, pomiędzy miejscowościami Karwno-Soszyce. 14 lipca 1988 roku miał być dniem rutynowych ćwiczeń dla pilotów z jednostki w Redzikowie na samolotach myśliwskich MIG 24 MF. Piloci mieli wykonywać zadanie polegające na namierzeniu i przechwyceniu celów latających.

Do wykonania zadania wyznaczono utalentowanego pilota porucznika Krzysztofa Owczarka. Warunki atmosferyczne były bardzo trudne. Nic nie zapowiadało tragedii, tym bardziej że za sterami miga zasiadł doświadczony pilot. Kilkominutowy lot do strefy bojowej przebiegł bez problemów i około godziny 23 porucznik Owczarek poinformował o namierzeniu celu w chmurach.

Od tej chwili do końca nie wiadomo, co się faktycznie wydarzyło. Około godziny 24 na miejscu były już jednostki ratownicze. Żołnierze obudzili miejscowego leśniczego, który poprowadził ratowników leśnymi drogami na miejsce wypadku. Teren zabezpieczono przed miejscową ludnością. Żołnierze przez kilka dni zbierali szczątki samolotu.

Komunikaty w mediach były bardzo lakoniczne, a powołana komisja stwierdziła, że przyczyną katastrofy lotniczej był błąd pilota podczas lotu i prawdopodobnie utrata przez niego orientacji. Pilot nie zdążył użyć katapulty i zginął na miejscu. Na miejscu tragedii jeszcze 10 lat temu można było znaleźć małe części samolotu. Jak mówią miejscowi, czasem można tutaj spotkać ludzi z wykrywaczami metali, którzy szukają pozostałości maszyny.

W rocznicę wypadku na miejscu tragedii koledzy porucznika Owczarka postawili pamiątkowy kamień. Prawie zawsze znaleźć tu można znicze oraz kwiaty.

Pechowy rok 1988

W 1988 roku jednostka wojskowa z Redzikowa straciła jeszcze jeden samolot myśliwski MIG 23 MF. 30 sierpnia ponownie odbywały się ćwiczenia w terenie. Tym razem loty odbywały się w parach myśliwców. Jedną z par stanowiły maszyny pilotowane przez porucznika Wiesława Radziewicza i podpułkownika Waldemara Piegza.

W pewnym momencie porucznik Radziewicz zameldował, że z samolotu podpułkownika Piegzy wydostaje się dym z dyszy wylotowej i praktycznie w tym samym czasie samolot zaczął się palić. Pilot użył katapulty, wydostał się z samolotu. Samolot spadł na tereny leśne w obrębie Jasienia i rozbił się. Pilot przeżył.

Katastrofa ponownie była owiana tajemnicą wojskową i ludzie niewiele się na jej temat dowiedzieli.

- W związku ze zbliżającym się świętem zmarłych warto udać się w te miejsca i uczcić pamięć pilotów, zapalając znicz - zachęca sołtys Czarnej Dąbrówki. Chce uczcić śmierć pilotów, organizując szlaki rowerowe biegnące do tych miejsc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!