Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był prawdziwy mecz walki! Było blisko, ale niestety... Czarni Słupsk - AZS Koszalin 84:81

Jacek Wójcik , Rafał Szymański , Jarosław Stencel
Trzema punktami przegrał koszaliński AZS w derbowym meczu z Czarnymi Słupsk. Przedstawiamy pełną relację z wieczornego meczu.

Czarni Słupsk - AZS Koszalin

OGLĄDAJĄC AZS KOSZALIN

Hala Gryfia pozostaje dla akademików niezdobyta w lidze od 2003 roku. Koszaliński zespół pojechał przełamać tę czarną serię i przez większą część spotkania wydawało się, że jest w stanie po raz drugi w tym sezonie pokonać Czarnych.

Trener Jeff Nordgaard zmienił nieco wyjściową piątkę desygnując na pozycję centra Ime Oduoka w miejsce grającego ostatnio od początku Adama Metelskiego. Nigeryjczyk miał powstrzymać dynamicznie grającego w ataku Chrisa Bookera. Oduok był jednak za wolny i jego rywal w pierwszej kwarcie pozostawał bezkarny pod koszem AZS. Zdobył aż 12 punktów, więcej niż połowę dla swojej drużyny.

Uraz (na szczęście niegroźny) Oduoka w 4 minucie i pojawieniu się na parkiecie Metelskiego niewiele w tej materii zmieniło i w połowie kwarty AZS tracił 5 punktów do Czarnych. Wtedy nasz zespół uruchomił swoją najgroźniejszą broń - rzut z dystansu. Mojice, Arabasowi i Swansonowi trójki wpadały z zadziwiającą lekkością, której pozazdrościć w tym fragmencie mogli goście.

W 9 minucie AZS objął trzypunktowe prowadzenie, ale ceną przestoju w końcówce kwarty była strata 5 punktów z rzędu.

W drugiej kwarcie na ławkę usiadł Booker i od razu akademikom zrobiło się luźniej pod koszem. Do połowy kwarty to oni nadawali ton grze, ale udane akcje nie były poparte dobrą grą w obronie. Brakowało kilku udanych akcji w defensywie, by uciec Czarnym na dystans większy niż 1-2 punkty. Od połowy kwarty znów zarysowała się przewaga gospodarzy.

Obrona AZS zaczęła popełniać seryjne błędy dzięki czemu Czarni mogli oddawać sporo rzutów z otwartych pozycji. Na szczęście skuteczność gospodarzy pozostawiała sporo do życzenia i tylko temu AZS zawdzięczał, że w 17 minucie przegrywał różnicą zaledwie 6 pkt (31:37). Inicjatywa należała do słupszczan do początku 20 minuty (40:35 na ich korzyść). W ostatnich sekundach pierwszej połowy świetnie zagrał Mojica. Portorykańczyk był za szybki dla obrońców i w końcowej serii 6:0 dla AZS zdobył 4 punkty.

Najlepsza w wykonaniu AZS była trzecia kwarta. Od początku świetnie zagrał Oduok. Mimo, że nadal słabo radził sobie w obronie z Bookerem, to w ataku bezlitośnie obnażał słabości swojego rywala. Do 24 minuty zdobył 6 punktów i AZS zdołał wreszcie odskoczyć na więcej niż 2 punkty (49:45).

Czarni gonili, ale za każdym razem, gdy dochodzili do akademików, naszym koszykarzom wpadała trójka bądź kończyli akcję z bonusowym rzutem osobistym. W 32 minucie osiągnęli najwyższą przewagę w spotkaniu 67:61. Za chwilę 4 faul popełnił Oduok, a trener Czarnych zareagował na to wprowadzając na parkiet Bookera. Amerykanin nie był już tak skuteczny jak w pierwszych trzech kwartach, ale robił miejsce pod koszem Leończykowi i Bennettowi.

Ich akcje były sporym zaskoczeniem dla obrony akademików. Kluczowa dla losów meczu była trójka Bennetta na półtorej minuty przed końcem na 78:77.

W dodatku za chwilę Swanson nie trafił dwóch osobistych. W końcówce akademicy faulowali słupszczan, ale za każdym razem wybierali Bennetta, co nie było dobrym pomysłem, bo ten prawie się nie mylił z linii.

Z drugiej strony ciężar gry próbował wziąć na siebie Reese, co nie było dobrym pomysłem. Skrzydłowy AZS trafił w tym meczu tylko 5 z 17 oddanych rzutów (0/4 za 3 pkt). Spudłował też z dystansu na 13,5 s przed końcem i w tym momencie wiadomo było, że akademicy wrócą ze Słupska na tarczy.

- Zrealizowaliśmy wszystko to, co założyliśmy sobie przed meczem. W końcówce nie trafialiśmy jednak do kosza i to zadecydowało o naszej porażce. W takim spotkaniu jak to wystarczą 2-3 błędy by doznać porażki. W tym przypadku były to niecelne rzuty - powiedział drugi trener Leszek Doliński.

Ogladając Energę Czarni Słupsk

Precyzyjnie i bez nerwów rozegrana końcówka dała Enerdze Czarnym zwycięstwo nad AZS Koszalin 85:81. Po bardzo emocjonującym i stojącym na dobrym poziomie meczu.

Napisać o tym, że spotkanie rozgrzało do czerwoności publiczność w hali Gryfia było by śmieszne, wszak kibice ze Słupska, którzy wypełni halę ubrani byli od początku spotkania na czerwono. Koszalinianie na biało, dało to niezwykły efekt, a widowisko zyskało jeszcze bardziej na atrakcyjności. O ile tornado przechodzące przez trybuny, można nazwać atrakcyjnym.

Wieczorem byliśmy świadkami bardzo emocjonujące wideo w którym w walce o wyższe pozycje spotkały się dwa równorzędne zespoły. Oba ofiarne broniły, oba skupiły się na nacisku na zawodników obwodowych stąd więcej swobody pod koszami mieli gracze wysocy.

Od początku spotkania w słupskim zespole, brylował więc Chris Booker. Już w poprzednim starciu z Asseco Prokomem ustanowił swój rekord w polskiej lidze jeśli chodzi o zdobycze. Minęły cztery dni i poprawił go. A trafił spod kosza bardzo regularnie, zdobył w całym spotkaniu 24 punkty.

On był najlepiej punktującym zawodnikiem gospodarzy, ale na wygraną zapracował cały zespól. Pierwszej kwarcie jedynym koszykarzem AZS który potrafił odpowiedzieć Bookerowi był Mojica. Sprytnie uwalniał się pod opieki Bennetta i trafiał dwa razy za trzy.

W pierwszej i drugiej kwarcie baczni obserwatorzy ostatnich poczynań słupszczan w defensywie mogli odnieść wrażenie, że coś się psuje. Rzadko zdarzało się, by przeciwnicy Energi Czarnych w całym meczu trafili więcej niż 5-6 razy za trzy punkty. AZS po dwudziestu minutach miał na swoim koncie pięć takich trafień i w procentach górował nad słupszczanami.

Inna sprawa, że ta piątka utrzymała się w rubryce rzuty za trzy AZS do końca meczu. Widaz, że rozmowa miejscowych z Gasperem Okornem w szatni miała zbawienny wpływ na jeszcze uważniejszą defensywę. Czarni, jak to mają w zwyczaju ostatnio, nie trafiali w pierwszej odsłonie z rzutów osobistych, skuteczność do przerwy na poziomie 28 procent była jednym z powodów, że tablicy był remis.

Gospodarze nie także mieli sposobu na zatrzymanie Reesa, a i AZS wiedział jak spowodować, by piłki podawana pod kosz do Barletta i Leończyka znajdowały się w rękach koszalinian, a nie w ich koszu.

Na szczęście Gasper Okorn jak to ma w zwyczaju skutecznie rotował całym składem. Nawet gdy któryś zawodnik zdobywał coraz więcej punktów i napędzał cały zespół, siadał na ławce rezerwowych by odpocząć. W takim cyklu wszystko było podporządkowane końcówce, w której koszalinianie wreszcie pękli.

Bowiem mur kruszony przez słupszczan zaczął się sypać w połowie czwartej kwarty. Chociaż po punktach Mojicy AZS prowadził 69:65, to osobiste, które w końcu zaczęli skutecznie wykonywać Cesnauskis i Bennett najpierw pomogły osiągnąć remis a potem zwycięstwo.

Niezwykle ważny był także blok Maricina Sroki w ostatniej minucie, dzięki któremu zamiast remisu Bennett mógł, po faulu zdobyć kolejne punkty. Walka na wyczerpanie, obliczona na to komu szybciej na wskaźniku z napisem "power" zapali się czerwona (nomen omen) lampka się znowu zakończyła się wygraną gospodarzy.

- Nie komentuję meczu - mówił po spotkaniu Zbigniew Białek, obecny na meczu były koszykarz Czarnych. Nerwowo pod koniec obgryzał jednak paznokcie, a każdy punkt słupszczan powiększał mu uśmiech na twarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo