- Jezu, wreszcie się udało i Henryk wróci do nas. Zmienił się bardzo przez te lata - wzdycha Krystyna Telus z Koszalina, która od miesięcy starała się o sądowe uznanie swojego brata za żywego.
W piątek w sądzie była tylko z siostrą, bo brat do Polski jeszcze nie mógł przyjechać - do piątku formalnie przecież nie żył. Henryk Mechliński zniknął z oczu rodziny w 1982 roku.
Jego bliscy wiedzieli, że jest w Gdańsku. Potem słuch o nim zaginął. Jak się po latach okazało, mężczyzna był internowany i otrzymał paszport w jedną stronę. Wyjechał do Kanady. Rodzice próbowali go poszukiwać przez Polski Czerwony Krzyż. Bez efektu. Jego ojciec zmarł w 1996 roku, matka trzy lata później.
Siostry musiały sądowo uznać go za zmarłego, żeby nabyć prawo do spadku po rodzicach.
- Przez te wszystkie lata wszyscy wierzyli, że Henryk żyje, ale on nie dawał znaku życia, a poszukiwania nie dały efektu - opowiadają siostry. Niedawno z USA nadeszła pocztówka. Podpisał się na niej Henryk Ossowski-Mechliński.
- Ja żyję. Nie umarłem, tylko się zagubiłem - starał się wytłumaczyć siostrom kilkadziesiąt lat milczenia. Z maili pisanych łamaną polszczyzną wynika, że pracował na statkach jako drwal, ożenił się z "piękną Amerykanką", ale w 1996 roku owdowiał. "Teraz jestem tylko samotnym, starym człowiekiem" - podsumował swoje życie w liście do sióstr.
Chciał wrócić, ale okazało się, że w 2001 roku "zmarł" w polskich dokumentach. Piątkowa decyzja koszalińskiego sądu, który stwierdził, że ,,siostry wykazały, że osoba, którą uznano za zmarłą pozostaje przy życiu" dała mu możliwość powrotu do kraju. Teraz może starać się o polski paszport, otrzyma też nowy PESEL. Z rodziną może zobaczyć się jeszcze w tym roku.
- Nadrobimy te lata rozłąki - mówiły uśmiechnięte siostry wychodząc z gmachu sądu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?