Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W dwa lata dookoła świata

Rajmund Wełnic
Agnieszka i Filip wrócili do Szczecinka z wyprawy dookoła świata... pociągiem ze Słupska. Na mapie zaznaczyli trasę swojej podróży.
Agnieszka i Filip wrócili do Szczecinka z wyprawy dookoła świata... pociągiem ze Słupska. Na mapie zaznaczyli trasę swojej podróży. Rajmund Wełnic
Pewnego dnia po prostu się spakowali i ruszyli w podróż wokół kuli ziemskiej. Zwiedzenie Europy, obu Ameryk, Australii i Oceanii oraz Azji zajęło im dwa lata.

Filip Sztukiel i Agnieszka Lisaj mieszkają w Szczecinku, są parą. Marzenie o wielkiej podróży towarzyszyło im od dawna. - Zawsze lubiłam podróże i w środku nocy można mnie było wyciągnąć na najdziwniejszą wyprawę - śmieje się Agnieszka, która sama o sobie mówi, że jest politologiem, który nie lubi polityki.
- Pamiętam jak jeszcze w ogólniaku opowiadaliśmy sobie o miejscach, które chcemy zobaczyć i już wtedy wiedziałem, że pojadę do Boliwii - opowiada Filip. Marzenia odłożył do czasu skończenia aplikacji sędziowskiej i zdania egzaminu. Większość kolegów prawników rzuciła się w wir robienia kariery, a on spakował się i dołączył do Agnieszki, która już od paru tygodni pracowała w hotelu w Anglii. - Po prostu musieliśmy zarobić na podróż - mówią. Po czterech miesiącach mieli już dość hotelu i tyle pieniędzy, żeby ruszyć do Brazylii. - Właściwie to na początku nie planowaliśmy okrążyć Ziemi, chcieliśmy zwiedzić tylko Amerykę Południową - wspominają podróżnicy. - Potem już jakoś tak wyszło i jechaliśmy dalej.

Być jak Tony Halik

Nowa Zelandia wyspa Północna
Nowa Zelandia wyspa Północna Filip Sztukiel i Agnieszka Lisaj

Indie, Armistar, swiete miasto sikhhów.
(fot. Filip Sztukiel i Agnieszka Lisaj )

W Rio de Janerio wszystko było egzotyczne. - To miasto odurzające swoją atmosferą - opowiadają. A przy okazji pełne kontrastów. Trzy ulice od słynnej plaży Copacabana zaczynają się favele - dzielnice pełne nędzy i przemocy, gdzie można stracić portfel i życie. Po Brazylii przyszła pora na Argentynę, którą przemierzyli od Buenos Aires po Ziemię Ognistą i lodowce w Andach. Widzieli orki polujące na foki w oceanie i urzekający błękitem lodowiec Moreno. W Boliwii zmierzyli się z chorobą wysokogórską na płaskowyżu Altiplano i pokochali Indian zmagających się z potworną biedą i wyzyskiem. Boliwijczycy mocno przeżyli śmierć papieża Jana Pawła II i w uroczystościach żałobnych w La Paz uczestniczyli najważniejsi oficjele. - Papież to jedyne z czym kojarzyli Polskę - mówią podróżnicy. Widzieli krzaki koki i jej liście sprzedawane na każdym kroku (uprawa koki jest w Boliwii legalna). Miejscowi używają jej jako środek orzeźwiający i wspomagający. Śladami Inków dotarli nad peruwiańskie jezioro Titicaca i płaskowyż Nazca.

Adrenalina na kolację

Zobacz zdjęcia z podróży

Zdjęcia z podróży

Jeśli ktoś ma pecha, to samochód rozjedzie go na pasach w drodze do sklepu, ale nie da się ukryć, że dwuletnia tułaczka po najbardziej egzotycznych zakątkach globu musiała czasami podnieść poziom adrenaliny. - Najniebezpieczniejszym momentem wyprawy były zwykle chwile przemieszczania się, bo mieliśmy szczęście i ze strony ludzi nic złego nas raczej nie spotykało - mówią. - Może poza przygodą z policją w Caracas.... Wenezuelscy policjanci zgarnęli naszych podróżników z ulicy i zaprowadzili do radiowozu. - Chcieli nas przeszukać, mówiąc, że mamy narkotyki - Filip jest pewien, że chcieli je im podrzucić i wycyganić łapówkę. - Nie zgodziliśmy się i zażądaliśmy zawiadomienia ambasady, ale kto wie jak by się to skończyło, gdybym nie powiedział, że jestem sędzią. Wtedy zreflektowali się i puścili nas wolno.
Dreszcze emocji towarzyszył chociażby lotowi z Leticii na pograniczu Peru, Kolumbii i Brazylii do Bogoty. Poza rzekami nie ma tam żadnych dróg i z selvy - amazońskiej dżungli - wydostać się można tylko samolotem. - To był transportowy Boeing, a grupka pasażerów siedziała w przedsionku i kabinie pilotów - mówi Agnieszka. - Wpadliśmy w burzę, potwornie trzęsło, wokół biły pioruny.
Wesoła była za to jazda po wulkanicznej wyspie Flores w Indonezji, gdzie kierowca do małego busa upchnął z 50 osób (część na dachu). - Pędził potem na złamanie karku wąską drogą i gdyby mu wysiadły hamulce, to pewnie byłby nasz koniec - wspomina Agnieszka. Podróż umilały kozy, kury, stosy pakunków, beczki z benzyną i wymiotujący pasażerowie.
Fatalnie mogła się skończyć przygoda na brazylijskiej plaży Lopez Mendes, gdzie zdradziecki wir o mało nie wciągnął ich w głąb Atlantyku. - Zaatakował zupełnie niepostrzeżenie, nie mogliśmy wrócić na brzeg i gdybyśmy spanikowali, to już byłoby po nas - opowiadają. - Na szczęście zaczęliśmy płynąć wzdłuż brzegu i znaleźliśmy miejsce, w którym wir był słabszy, więc mogliśmy wrócić.

Ziemia na talerzu

Nowa Zelandia wyspa Północna
(fot. Filip Sztukiel i Agnieszka Lisaj )

Na zawsze zostaną z nimi smaki - soków wyciskanych z owoców, których nazwy trudno spamiętać. Albo argentyńskiej parilli, czyli wołowego mięsa pieczonego na grillu ze specjalnym rodzajem drewna, który nadaje mu niezwykły smak i przy okazji wędzi.
Na kolana rzuciły ich azjatyckie kulinaria. - Już w Indonezji tanie, uliczne jadłodajnie zawładnęły naszymi językami - oblizują się na same wspomnienie. Sate, czyli pikantny sos orzechowy dodawany do grillowanych kurczaków albo warzyw to kulinarna wizytówka Indochin. Nie do wiary, co można zrobić ze zwykłej chińskiej zupki. Po dodaniu warzyw, jajka, sosu sojowego i chilli wychodzi przepyszna potrawa. Z Tajlandii zapamiętali spring rolls i czap czaj, czyli makaron, kiełki sojowe, sos sojowy, czosnek, jajko i chilli.
W Indiach przeszli na wegetarianizm.

Wścibscy Hindusi

Pieniędzy z Anglii wystarczyło na Amerykę Południową, a kolejne miesiące dwoje obieżyświatów spędziło pracując w hotelach w Pensylwanii i Kalifornii. - Stany to niesamowity kraj, wart zwiedzenia, ale dziwnie wpływa na naszych rodaków - zgodnie twierdzą nasi rozmówcy. - My nie chcieliśmy tam spędzić ani dnia dłużej niż to było konieczne - mówią zgodnie. Kiedy tylko uzbierali nieco gotówki, zrobili sobie wakacje na Fidżi i przemierzyli wzdłuż i wszerz Nową Zelandię. - Utknęliśmy tam na kilka tygodni, zbierając jabłka i... fundusze na dalszą podróż.
W drodze do Azji zahaczyli na krótko o Australię. Azja powitała ich turbulencjami i niespokojnym lądowaniem w Kupangu, w południowej Indonezji. - Tu spotkaliśmy ludzi, którzy nie wierzyli, że Polska nie jest wyspą - mówi Filip. Malezja zaskoczyła nowoczesnością.
I znowu przeskok w czasie, czyli Nepal i Indie. To kraje magii i uduchowionych ludzi. U stóp Himalajów buddyzm przeplata się z hinduizmem w każdym aspekcie życia. To tutaj ludzie wierzą w 330 milionów bogów i bogiń, a panteon bóstw cały czas się rozwija. Indie można pokochać, ale równie łatwo można znienawidzić. Białych turystów otwartość i bezpośredniość Hindusów potrafi zadręczyć. - Kilkadziesiąt razy dziennie musieliśmy odpowiadać skąd jesteśmy i czy jesteśmy małżeństwem, ile mamy dzieci, a jak nie, to kiedy mieć będziemy: i tak w kółko i bez przerwy - dodaje Agnieszka.

Terrorystów nie widzieli

Końcowy etap podróży wiódł przez muzułmańską część Azji - Pakistan, Iran i Turcję. W czasach Al-Kaidy, terroryzmu islamskich fanatyków i napięć religijnych wyprawa chrześcijan w te rejony wydawała się igraniem z ogniem. Nic bardziej mylnego. - Zasadą islamu jest gościnność posunięta do tego, że są gotowi pod swój dach przyjąć chyba nawet przestępcę - uważa Filip. - Muzułmanie, których spotkaliśmy byli gotowi podzielić się wszystkim, herbatę musieliśmy z nimi wypić nawet w banku czy hotelu.
Jest oczywiście mroczna strona islamu związana z pozycją kobiety. W niektórych rejonach Pakistanu nie mają one żadnych praw, chodzą w burkach zasłaniających całą postać i są własnością męża. - Rodzinie przysługuje prawo zabójstwa kobiety, jeżeli krewni uznają, że ją zhańbiła - mówi Filip. - A do tego wystarczy, że spojrzy na innego mężczyznę. Jednak już w górzystej części Pakistanu kobiety są traktowane lepiej, a w Iranie cieszą się niemal pełnią swobód. O dziwo w kraju rządzonym przez ajatollahów, rewolucji islamskiej nie widać. - Ludzie mówili nam nawet, że nic nie mają do Amerykanów i są źli na ajatollahów, którzy narzucają im reguły życia - opowiadają nasi podróżnicy.

Witamy w IV RP

Po przemierzeniu całego świata skok ze Stambułu przez Bałkany do Polski wydawał się niewinną igraszką. - Stęskniliśmy się strasznie za domem i bliskimi - mówi Agnieszka. W rodzinnym Szczecinku witali ich rodzice, przyjaciele i znajomi. Był płacz, uściski, chleb z solą i transparent... "Witamy w IV RP".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!