- Oddziałem zaczął Pan kierować ponad rok temu. Mamy więc piękną okazję do podsumowań. Czy w wakacje przyjęliście wielu turystów z urazami?
- Wbrew pozorom w wakacje nie było tak wielu przypadków urazowych, jak mogliśmy się tego spodziewać. Myślę, że mieścimy się w ogólnopolskiej średniej statystycznej. Były przypadki urazowe, ale nie w liczbie zatrważającej, czy skłaniającej do głębszej refleksji.
- A urazy kręgosłupa po skokach do wody?
- Mieliśmy trzech pacjentów z takimi urazami. Wielkim sukcesem zakończyło się leczenie dwóch osób, gdyż dziś chodzą, normalnie funkcjonują. Zawsze apeluję przed sezonem wakacyjnym o rozwagę. Zero alkoholu nad wodą i mniej brawury podczas skoków. Nigdy nie skaczmy na głowę na nieznanym akwenie. Wchodźmy do wody powoli i ostrożnie. Nie szarżujmy własnym życiem i zdrowiem.
- Piętnaście łóżek na oddziale. Ilu przez rok przyjęliście pacjentów?
- Tu liczby zdecydowanie wzrosły. W ubiegłym roku hospitalizowaliśmy ponad sześciuset pacjentów. Rok wcześniej było ich dwustu. Wydaje mi się, że wpłynęła na to kwestia organizacji i skupienia oddziału w jednym miejscu.
- Czy to oznacza też, że chorzy wybierają leczenie w Koszalinie?
- Tak. Chorzy nie uciekają do Szczecina, Gryfic, Słupska. Chcą się operować w Koszalinie. Mamy pacjentów z sąsiednich województw, jak też z... Unii Europejskiej. Mieliśmy na przykład mieszkańca Amsterdamu, który wybrał nasz szpital do leczenia.
- Jesteśmy wreszcie w jednej Europie?
- Koledzy neurochirurdzy z zagranicy polecili pacjentowi lekarza, który pracował w Łodzi, a zdarzyło się tak, że lekarz ten przeniósł się do Koszalina...
- Jakie schorzenia najczęściej leczycie?
- Dominują schorzenia kręgosłupa. To przypadłość XXI wieku. Do tego guzy ośrodkowego układu nerwowego i urazy.
- Jakie schorzenia kręgosłupa?
- Przede wszystkim dyskopatie. Zmiany zwyrodnieniowe, zmęczeniowe, związane z brakiem aktywności fizycznej. Prowadzimy tryb życia fotelowo-telewizyjno-łóżkowy. Ruszamy cię coraz mniej i ma to, niestety, fatalne skutki dla zdrowia.
- Jest to związane też z wiekiem?
- Kiedyś problem ten dotyczył osób w średnim wieku. I to się zmienia. Najmłodszy pacjent, którego operowałem z powodu choroby dyskowej, miał... trzynaście lat. Miał dużą masę ciała i niedorozwój mięśni oraz układu więzadłowego.
- Pochwalmy się teraz, bo sala operacyjna wzbogaciła się w sprzęt, który nazwać mercedesem to chyba mało.
- Od kwietnia korzystamy z mikroskopu dla operacji neurochirurgicznych z górnej półki. Wart jest pół miliona złotych. W Polsce dysponują nimi dwa ośrodki - w Lublinie i właśnie w Koszalinie. Dzięki niemu poszerzamy zakres działalności o choroby naczyniowe mózgu, czyli to, co stanowi bezpośrednie zagrożenie życia. Do tej pory pacjenci z pękniętymi tętniakami transportowani byli do Szczecina. A, trzeba podkreślić, że czas gra tu kluczową rolę.
- Ile razy był już w użyciu?
- Osiem razy. Tego rodzaju sprzęt zwraca się w ciągu pół roku.
- Jak to możliwe?
- Po operacji mikrochirurgicznej dyskopatii chory przebywa w szpitalu zaledwie trzy dni i wraca do pracy w ciągu trzech tygodni. Skracamy czas hospitalizacji do minimum. 20 lat temu chorzy po operacjach kręgosłupa spędzali w szpitalu miesiąc.
- Powiększył się Panu też zespół lekarzy.
- Było nas dwóch, teraz jest czterech neurochirurgów. Dołączył do nas kolega z Łodzi i z ordynator neurochirurgii szpitala w Sieradzu. Mamy też ścisły kontakt z 10. Szpitalem Wojskowym w Bydgoszczy, z profesorem Haratem.
- Na koniec zapytam o plany. Co chciałby Pan jeszcze wprowadzić w Koszalinie?
- Na pewno neuronawigację, czyli operacje głębokich guzów struktur mózgowia i operacje z wybudzeniem śródoperacyjnym, kiedy to pacjent współpracuje z lekarzem, który usuwa guzy z ważnych struktur. Chory może mówić, jakie ma odczucia, czy ma drętwienia, mrowienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?