Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z książkami za kratami

Joanna Krężelewska [email protected]
– Panowie mają rozległe zainteresowania literackie. Bardzo mile zaskoczyła nas ich aktywność – przyznają Magdalena Młynarczyk i Joanna Przybyło, które prowadzą DKK w Zakładzie Karnym w Koszalinie. – Ważna jest też atmosfera spotkań. To nie lekcja języka polskiego, ale wymiana poglądów na temat literatury.
– Panowie mają rozległe zainteresowania literackie. Bardzo mile zaskoczyła nas ich aktywność – przyznają Magdalena Młynarczyk i Joanna Przybyło, które prowadzą DKK w Zakładzie Karnym w Koszalinie. – Ważna jest też atmosfera spotkań. To nie lekcja języka polskiego, ale wymiana poglądów na temat literatury. Joanna Krężelewska
W Polsce odsetek osób czytających to mniej niż 50 proc. Tylko co dziesiąty z nas czyta książkę co dwa miesiące. Są jednak miejsca, gdzie książka jest na wagę złota. Odwiedziliśmy jedno z nich.

Ulica Strefowa. Parking. Brama. Drut kolczasty. Dzwonek. Otwiera się okienko. - Dzień dobry! Przyszłyśmy na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki - mówią Magdalena Młynarczyk i Joanna Przybyło. Obie pracują w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej. Czasem poza jej murami. A dokładnie... za innymi murami - tymi, które izolują skazanych. W Zakładzie Karnym w Koszalinie.

Po chwili otwierają się ciężkie metalowe drzwi. Dziewczyny mają ze sobą wielkie pudło z książkami. Muszą oddać komórki. Za kolejną bramą widać już grupę mężczyzn. Wszyscy idą z wychowawcą na świetlicę. Zazwyczaj jest ich siedmiu, czasem dziesięciu. Dziś na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki przyszły nowe osoby. Najpierw muszą zaakceptować kontrakt i złożyć podpis na wielkim arkuszu z wypisanymi zasadami. Jakimi? Wzajemny szacunek, aktywność, dyskrecja,nie krytykujemy. Po tych "formalnościach" zaczyna się dyskusja. Tytuł książki wybierają wspólnie. Czasem to więźniowie decydują, co chcą przeczytać i o czym porozmawiać, czasem propozycje literacką mają dla nich bibliotekarki. Tym razem wzięli na warsztat "Dzisiaj narysujemy śmierć" Wojciecha Tochmana. To reporterska opowieść o tym, jakie konsekwencje niesie ludobójstwo nie tylko dla jego sprawców i ofiar, ale także dla nas - świadków. Tochman pyta, dlaczego mamy płakać za ludźmi zamordowanymi w dalekiej Rwandzie w 1994 roku?

Książka żywo poruszyła nie tylko więźniów. Jako pierwszy zabrał jednak głos wychowawca. Też został członkiem Klubu. - Czytałem trzy, cztery strony i musiałem odłożyć książkę, by złapać oddech. Za chwilę przyciągała mnie, jak magnes. Jest drastyczna. Aż przewracały się wnętrzności. Nigdy czegoś takiego nie czytałem... - powiedział.

I w tym momencie, gdyby nie druty kolczaste, które widać nad murem, nikt by nawet nie pomyślał, że ci oto mężczyźni są więźniami. Zaczyna się bowiem rozmowa na poziomie, jakiego brakuje czasem... politykom z Wiejskiej. Kilku osadzonych spokojnie można nazwać erudytami.

- Pozostaję w takim sporze wewnętrznym. Rozumiem, że książka to reportaż, który obrazuje potworną eksterminację setek tysięcy osób. Ale zabrakło mi tła politycznego i kulturowego - ocenił jeden z osadzonych.

- Ale o to właśnie chodziło. Pokazany jest człowiek w konfrontacji z innym człowiekiem - padła odpowiedź.

- Wielka tragedią jest to, że świat widział tę masakrę, te gwałty, morderstwa, obcinane piersi, zabijane dzieci i nie reagował. Ale co się dziwić, od Srebrenicy też odwracali wzrok - toczyła się dyskusja. I nagle przestali być więźniami. Byli tylko czytelnikami. Głęboko poruszonymi czytelnikami. - Tochman nie podaje nowych faktów, ale pokazuje indywidualne historie dramatów ludzi, którzy przeżyli konflikt Hutu i Tutsi. To z nim ofiary tej tragedii zgodziły się porozmawiać i to rzuca nowe światło na to, co stało się w Rwandzie - mówi jeden z mężczyzn.

Dyskusja swobodnie dotyka innych tematów. Strachu, tortur, kultury, wreszcie praw człowieka. - Żeby ocenić te wydarzenia trzeba pamiętać, że tam ludzie w znacznej mierze to analfabeci, którzy wierzą szamanowi w to, co wyczytał z liścia palmy. Choć mają prawa człowieka, to nawet nie zdają sobie z tego sprawy - pada myśl.

I tak przez godzinę. I tak raz w miesiącu, bo już członkowie więziennego Dyskusyjnego Klubu Książki umówili się na kolejne spotkanie. Książki dostarczy im Koszalińska Biblioteka Publiczna, bo te z więziennej biblioteki już przeczytali. Bibliotekarki przywiozą lektury "na furtę", jak to się mówi w więziennym żargonie. Na 435 osadzonych jest 280 zagorzałych czytelników. - Jesteśmy w warunkach, gdzie czytelnictwo sprzyja - śmieje się jeden ze skazanych.

- Czytam trzy, cztery książki w miesiącu. Jestem ciekawy wszystkiego. Jak czegoś nie wiem, to sam jestem na siebie zły - opowiada o swojej czytelniczej pasji Bernard, jeden z osadzonych. - Od dziecka interesowałem się geografią, historią i tak mi już zostało. I czasem, jak oglądam teleturniej "Jeden z dziesięciu", to łapię się na tym, że znam odpowiedzi. Czasem muszę sobie tylko przypomnieć i te trzy sekundy czasu to za mało! (śmiech)

Czy to ciekawość świata, czy też sporo czasu - powody są różne, ale efekt jeden. Więźniowie czytają. - I dobrze, bo nie podoba mi się, że dziś 25-letni człowiek, kiedy słyszy Władysław Warneńczyk, utożsamia go z Badeńskim i sztafetą na 400 metrów - mówi Bernard. I kończy już rozmowę, bo chce zamówić u bibliotekarek kolejne książki. Już ma swoją kartę biblioteczną w KBP.

O DKK

Dyskusyjne Kluby Książki działają w Zakładach Karnych w całej Polsce. W koszalińskim od października ubiegłego roku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!