Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z molo w Ustce na Krupówki w Zakopanem na dwóch kołach

Magdalena Olechnowicz
Magdalena Olechnowicz
Nie tylko dystans 903 kilometrów robi wrażenie, ale także suma przewyższeń na trasie - w sumie to 8 tysięcy metrów wzniesień. Można by powiedzieć, że Paweł wjechał na Himalaje! A tymczasem to trasa z północy na południe Polski. Chapeau ba!
Nie tylko dystans 903 kilometrów robi wrażenie, ale także suma przewyższeń na trasie - w sumie to 8 tysięcy metrów wzniesień. Można by powiedzieć, że Paweł wjechał na Himalaje! A tymczasem to trasa z północy na południe Polski. Chapeau ba! Archiwum prywatne
Można? Można! Dokładnie 903 kilometry w pięć dni pokonał rowerem Paweł Czerniawski z Bydlina pod Ustką. Frajda z pokonanych kilometrów ogromna. A co ważniejsze - postanowienie noworoczne na rok 2023 zostało zrealizowane.

„Miłość, miłość w Zakopanem. Polewamy się szampanem…” - niemal w tanecznym rytmie pan Paweł pokonał Polskę w północy na południe. I choć nie o miłości ta historia - co najwyżej do roweru - to szampan na mecie w Zakopanem się należał!

Nie tylko dystans 903 kilometrów robi wrażenie, ale także suma przewyższeń na trasie - w sumie to 8 tysięcy metrów wzniesień. Można by powiedzieć, że Paweł wjechał na Himalaje! A tymczasem to trasa z północy na południe Polski. Chapeau ba!

Nie było tu spontanu, ale rozważne planowanie wyjazdu od wielu miesięcy. Praca nad kondycją, przygotowanie sprzętu, precyzyjne spakowanie bagażu. To nie takie hop-siup! To musiało się udać! Stąd przypadku być nie mogło. Trasa z Ustki do Zakopanego rowerem to w sumie ponad 900 kilometrów. Skąd pomysł?

- Zrodził się już w zeszłym roku. Po przejechaniu jednego dnia trasy Bydlino-Ahlbeck, która liczyła 311 km, pojawił się pomysł dłuższej wyprawy. Jednak ostatecznie zamiar podjęcia próby pokonania trasy Ustka-Zakopane padł 31 grudnia 2022 jako postanowienie noworoczne - wyznaje Paweł Czerniawski spod Słupska.

Aby cel osiągnąć, pan Paweł przygotowywał się precyzyjnie.

- Jestem amatorem, nie jeździłem nigdy w żadnych wyścigach, dlatego przygotowania zacząłem od podstaw jeszcze wczesną wiosną tego roku. Polegały one na regularnych treningach, starałem się przejeżdżać rowerem tygodniowo minimum 50-100 km. Raz lub dwa razy w tygodniu. Na więcej nie pozwalały mi obowiązki służbowe - mówi kolarz.

Ostateczny sprawdzian gotowości do trasy pod kątem kondycyjno-sprzętowym odbył się 5 sierpnia.

- Był to dystans 101,78 km na trasie Słupsk-Damnica-Gąbino-Wytowno-Krępa-Słupsk. Ujawnił on problem z kołem tylnym - odkręcająca się szprycha powodowała bicie koła. W efekcie przed wyjazdem koła zostały wymienione. Kondycyjnie czułem się gotowy do wyjazdu - opowiada pan Paweł.

Kondycja to jedno, a przygotowanie trasy to drugie. To nie tak, że wpisujemy w Google Maps Ustka-Zakopane i jedziemy.

- Szczegółowe planowanie trasy polegało na jej analizie - przy pomocy strony internetowej z mapami, dającej możliwość podglądu nawierzchni na danym odcinku. Wytyczyłem sobie trasę w taki sposób, aby - w miarę możliwości - unikać głównych dróg. Zajęło to około czterech godzin. Pierwotnie po wstępnym liczeniu dystansu wyglądało, że wyjdzie poniżej 800 km. Jednak ostateczne sumowanie odcinków - droga po drodze - spowodowało, że w związku z wyborem często innej drogi niż główna dystans zwiększył się do około 900 km. Wyzwanie stało się trudniejsze, niż pierwotnie było to zakładane - mówi Paweł Czerniawski. - Celem pobocznym wyprawy było przejechanie przez Gniezno.

Dziennie pan Paweł pokonywał od 140 do 220 kilometrów. Najdłuższy był pierwszy odcinek - z Ustki do Piły - przez Kołczygłowy, Miastko, Szczecinek, który liczył 220,43 km. W drugiem dniu - z Piły do Jarocina - przez Chodzież, Gniezno do Witaszyc koło Jarocina - 189,06 km. W trzecim dniu - do Olesna - kolejne 179,31 km, a w czwartym - do Bielska-Białej - 172,31. Ostatni odcinek miał być najłatwiejszy, bo najkrótszy - „tylko” 142,45 km. Ale tak nie było.

- Okazało się, że to 2177 metrów wzniesienia. To tak, jak bym wjechał na szczyt Tatr. Ciężko było, nie ukrywam. Zwłaszcza że po poprzednich czterech dniach byłem już zmęczony - mówi Paweł.

Na szczęście obeszło się bez problemów i kontuzji.

- Problemów sprzętowych na szczęście nie było wcale. Miałem ze sobą dwie zapasowe opony i cztery dętki - nie musiałem ich użyć. Najtrudniejszym okazało się odpowiednie przyjmowanie posiłków i picia. W ciągu dnia piłem 4-5 litrów napojów, co było efektem wysokiej temperatury. Trudno było także odpowiednio jeść. Ciężko było - szczególnie w niedzielę - znaleźć czynne sklepy, gdzie można kupić coś do jedzenia. Dlatego najczęściej korzystałem ze stacji paliw, aby zjeść coś ciepłego. Starałem się być cały czas najedzonym, tak aby w razie braku sklepu móc jechać kolejne kilometry do następnego - dzieli się wrażeniami kolarz z Pomorza.

Były dni łatwiejsze i trudniejsze

- Najłatwiejszy był dzień trzeci, jedyny ze sprzyjającym wiatrem. Pozwoliło mi to zmienić lekko plany i jechać dalej niż pierwotnie planowałem - zamiast Kluczbork to Olesno było przystankiem kończącym. Najtrudniejsze były w sumie nie jeden, lecz dwa ostatnie dni. Czwarty z powodu niesprzyjającego wiatru na większej części trasy. Pedałowałem, a miałem wrażenie, że rower stoi w miejscu. Przyznam, to był dzień kryzysowy. Z kolei piąty - ostatni dzień - to tak, jak wspominałem już wcześniej. Było sporo przewyższeń i wspinaczki na rowerze. Po przejechanych do tej pory blisko 800 km stanowiły spore utrudnienie. Wszystko się jednak udało zgodnie z planem - cieszy się Paweł.

Niestety, polskie drogi nie są przyjazne rowerzystom. Przynajmniej jeszcze nie wszędzie.

- Ścieżek rowerowych nie jest dużo - przynajmniej na tym odcinku, którym jechałem. Często drogi rowerowe nagle się kończyły. Trudnością było zjeżdżanie z nich i wjeżdżanie na nie na przejazdach rowerowych z powodu wysokich krawężników. Często miałem wrażenie, że raz wykonanej ścieżki rowerowej już nikt więcej nie dogląda. Były zarośnięte czy też strasznie zabrudzone sporymi ilościami piachu, szutru i potłuczonego szkła. Wyjątkiem była Piła, tam ścieżek rowerowych widziałem bardzo dużo, byłem tym miło zaskoczony. Z kolei drogi, którymi jechałem z racji na szosowy typ roweru, były całkiem dobre. Zdarzały się nowo odremontowane odcinki, ale i nierówne z dziurami . Te - na szczęście - były w mniejszości - relacjonuje.

Plus dla kierowców, którzy coraz częściej dbają o bezpieczeństwo cyklistów.

- Praktycznie oprócz trzech przypadków, kiedy samochód niemal się o mnie otarł , muszę przyznać, że kierowcy zachowywali się tak, jak powinni. Zachowywali bezpieczny odstęp i nie wyprzedzali mnie na zakrętach czy na trzeciego. Tutaj byłem miło zaskoczony. Dobrą decyzją także było to, że jechałem w sobotę i niedzielę, kiedy obowiązują wakacyjne zakazy dla pojazdów ciężarowych, co znacznie poprawiło komfort i bezpieczeństwo mojej jazdy - opowiada pan Paweł, który jednocześnie przekonuje, że warto stawiać sobie wyzwania i pokonywać własne słabości. I wcale nie trzeba do tego roweru za miliony.

- Rower, jakim dysponuję, to Giant Contend SL1, czyli rower szosowy, cenowo plasujący się w okolicy 5000-5500 zł. Daleko mu do rowerów, jakimi jeżdżą kolarze. Poddałem go kilku drobnym modyfikacjom, takim jak zmiana kół na bardziej odpowiednie dla intensywnej eksploatacji, oraz dodanie żelowych wkładek pod owijkę na kierownicy, aby uniknąć odcisków na dłoniach i podnieść komfort na dłuższych odcinkach. Wymieniłem też siodełko na bardziej komfortowe, zamontowałem także sakwy pod ramę i na kierownicę. To takie podstawowe zmiany, jednak zmiana siodełka była chyba najważniejsza. Zdecydowanie poprawiła komfort jazdy - mówi.

Przybliżony koszt wyprawy to ok. 1200 złotych

- A licząc wcześniejsze zmiany w rowerze i zakupy zapasowych opon i kół, to około 2000 zł. W podróż powrotną wybrałem się już pociągiem. Całość udało się sprawnie zorganizować i zaplanować. Dwa noclegi miałem darmowe, ponieważ nocowałem u znajomych. Jednak za dwa kolejne musiałem zapłacić - mówi Paweł.

I choć do nowego roku jeszcze trzy i pół miesiąca, po głowie chodzą mu już kolejne pomysły.

- Kusi mnie trasa zachód-wschód Polski lub Przemyśl-Świnoujście, ale też wyjazd rowerem za granicę kraju. Trzeba, niestety, łączyć hobby z życiem codziennym i obowiązkami służbowymi, co nie jest łatwe. Czas pokaże - mówi i dodaje. - Chciałbym też podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali i kibicowali - rodzinie, znajomym, współpracownikom oraz pani wójt gminy Słupsk.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Z molo w Ustce na Krupówki w Zakopanem na dwóch kołach - Głos Pomorza