Pan Jerzy (nazw. do wiad. red.) z Cewlina (gm. Manowo) pod koniec lipca pojechał w odwiedziny do siostry pod Świdnicą na Dolnym Śląsku. Tam 45-latek doznał wylewu i zmarł. - Był bezrobotny i nie miał żadnych świadczeń, a ja jestem tylko na zasiłku pielęgnacyjnym na niepełnosprawną córkę, więc nie było za co go pochować - opowiada pani Ewa, siostra mężczyzny.
Z żoną pan Jerzy rozwiódł się kilka lat wcześniej, a jego dzieci wciąż się uczą, toteż na zasiłek pogrzebowy z tej strony również nie było szans. - Dlatego z najstarszą bratanicą uzgodniłyśmy, że trzeba go przewieźć do Koszalina, gdzie miał zostać pochowany z ubezpieczenia KRUS-owskiego naszego ojca - dodaje Czytelniczka.
Żeby nie płacić blisko 2 tys. zł za transport ciała, rodzina zdecydowała się na kremację zwłok. Kiedy spotkali się z administracją cmentarza komunalnego w Koszalinie wszystko było przygotowane i wydawało się ustalone, ale w ostatniej chwili okazało się, że KRUS jednak nie pokryje kosztów pochówku.
Znając sytuację rodziny, pracownicy nekropolii zasugerowali zwrócenie się o pomoc do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Manowie, gdyż zmarły był zameldowany Cewlinie. - Kiedy tam zadzwoniłam usłyszałam jednak, że to nie ich sprawa - relacjonuje Paulina, 23-letnia córka pana Jerzego, studentka.
Wówczas do ośrodka zadzwonili już sami pracownicy cmentarza, powołując się na obowiązek gminy pokrycia kosztów pochówku osób bezdomnych i takich, których rodziny znajdują się trudnej sytuacji życiowej i nie mają prawa do ubezpieczenia. - Wtedy rozmowa była już inna i polecono nam dostarczyć dokumenty - mówi pani Ewa.
Jako że wszystko było gotowe na pogrzeb, prochy pana Jerzego pochowano w rodzinnym grobie w miniony czwartek, a rodzinie wystawiono fakturę na 3,7 tys. zł. - Kiedy nazajutrz pojechałam z nią do Manowa, pani kierownik zachowywała się, jakbym przyszła do niej prywatnie i chciała wyłudzić pieniądze - wspomina Paulina. - Usłyszałam pretensje, że co ja w ogóle tam robię, skoro przez tyle lat dostawałam alimenty i mogłam coś uzbierać. Powiedziała mi też, że mam szukać pieniędzy, bo ona ich z kieszeni nie wyciągnie, a gminnej kasy nie może tak po prostu wydawać.
Ostatecznie GOPS przyjął dokumenty pogrzebowe pana Jerzego i dopiero pracowniczka socjalna wyjaśniła Paulinie całą procedurę. - Była dużo sympatyczniejsza i bardziej rzeczowa niż pani kierownik, której wyraźnie zabrakło wrażliwości - zauważa dziewczyna.
Kierowniczka ośrodka twierdzi, że została źle zrozumiana. - Owszem, mówiłam o alimentach, ale w takim kontekście, że będziemy musieli zweryfikować sytuację finansową pani Pauliny, zanim przyznamy ewentualną pomoc - zapewnia Genowefa Pelikan, zaznaczając, że to normalne postępowanie. - W takich przypadkach zawsze sprawdzamy czy najbliżsi krewni zmarłego nie mogą pokryć kosztów pogrzebu, a dopiero jak potwierdzimy brak tych możliwości, wypłacamy pieniądze. Ludzie chcieliby wszystko od ręki, a to są środki publiczne i musimy wydawać je odpowiedzialnie - tłumaczy pani kierownik.
Jednocześnie podkreśla, że GOPS nie jest zobowiązany do pokrycia wszystkich kosztów pogrzebu: - Zwracamy do czterech tysięcy złotych, ale jedynie za rzeczy podstawowe i niezbędne, a nie na przykład dodatki ceremonialne.
Pani Paulina zdaje sobie z tego sprawę. - Dlatego staraliśmy się zrobić pogrzeb jak najniższym kosztem. Dla mnie będzie dobrze jeśli GOPS zapłaci choćby 3 tys. Resztę jakoś zdobędę, tym bardziej, że dorabiam - kwituje studentka.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?