Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawsze miejcie nadzieję, ona nie umiera

Piotr Kawałek [email protected]
Andrzej Piekarski już oswoił się z myślą, że spotka matkę. W domu ma dwie pełne teczki dokumentów, zdjęcia ojca z oddziałem, akt ślubu rodziców, listy. Wszystko jej pokaże.
Andrzej Piekarski już oswoił się z myślą, że spotka matkę. W domu ma dwie pełne teczki dokumentów, zdjęcia ojca z oddziałem, akt ślubu rodziców, listy. Wszystko jej pokaże. Krzysztof Tomasik
Miał osiem miesięcy, gdy wojna rozdzieliła go z matką. Szukał jej pół wieku. Bez skutku. Gdy był pewien, że nie żyje, ona go odnalazła.

- Trzy dni przed moimi imieninami odebrałem telefon. To była ona... - mówi Andrzej Piekarski. - Mówiła łamaną polszczyzną, rozumiałem piąte przez dziesiąte, ale rozmawialiśmy prawie godzinę.
Nie ugięły się pod nim nogi, nie przeszły ciarki. - Nie było sentymentów, bo przecież się nie znaliśmy - mówi. - Byłem wychowywany bez matczynej miłości i nie wiedziałem, co to znaczy.
Była za to wielka radość. Podczas rozmowy padały stare, zapomniane już nazwy ulic, miast, znajomych. Pani Anna jest dziś dziewięćdziesięcioletnią staruszką w pełni sił. Mieszka pod Toronto w Kanadzie. Mówi, że kocha swój drugi kraj. Ponad pół wieku nie utrzymywała kontaktów z Polską. - Pytała, czy nadal rządzą u nas komuniści, czy Śląsk jest Polski - mówi Piekarski.
Dziecko wojny
Październik 1944. Niedobitki powstańców próbują wydostać się z oblężonej Warszawy. Andrzej ma osiem miesięcy. Jego matka, która walczyła w powstaniu, opłakuje męża. Hitlerowcy osaczyli jego oddział pod Warszawą. - Trzy dni się bronili - mówi Piekarski. - Ojciec był oficerem, dywersantem wyszkolonym przez Anglików. Organizował brawurowe akcje odbijania więźniów, paraliżował zaopatrzenie niemieckich oddziałów. Uczył partyzantów walki z okupantem.
Jego słowa potwierdzają relacje historyczne, dokumenty, zdjęcia. Jest dumny, że jego ojciec Józef był bohaterem.
Osamotniona Anna zostawiła synka pod opieką teściowej. O jej dalszych losach Piekarski wie niewiele. Wiadomo jedynie, że trafiła do niewoli. Była przymusowym robotnikiem w Austrii i we Włoszech. Tam spotkała wojska alianckie i polską armię generała Andersa. Z nimi ruszyła w bój.
Piekarski za dwa tygodnie leci do Toronto. Sam nie wie, czego się spodziewać. - Chcę poznać rodzinne tajemnice, które przez 63 lata nie dawały mi spokoju - zdradza.
Wysłał dziesiątki listów
Po wojnie przeprowadzili się do Łodzi. Zawsze pytał babcię, gdzie jest mama, bardzo chciał ją odnaleźć. - W 1949 roku miałem informacje, że żyje i wyszła za mąż - mówi. - Poszukiwała mnie. Niestety, nie odnaleźliśmy się.
Dlaczego wtedy się nie spotkali, Andrzej nie wie. - Rodzina nie mówiła, co się stało. Podobno matka chciała mnie zabrać, a oni nie pozwolili - mówi. - Dziadek miał gospodarkę, a ja byłem najstarszym wnukiem i miałem ją przejąć.
Gdy podrósł, sam zaczął poszukiwania. Nie było to łatwe. Rodzice służyli w Armii Krajowej, której członków zwalczał komunistyczny reżim. - Nie można było się przyznawać, że rodzice byli w AK - mówi Andrzej. - To były trudne czasy.
Wysyłał dziesiątki listów do instytucji na całym świecie, zajmujących się poszukiwaniem zaginionych podczas wojny. Szukał jej w Londynie, Argentynie, Stanach Zjednoczonych. Kontakty z Zachodem utrudniała mu jego praca - był oficerem Ludowego Wojska Polskiego, zajmował się sprawami niejawnymi. W komunistycznej Polsce łatwo mógł być oskarżony o współpracę z obcym wywiadem. Mimo to nawiązywał potajemnie kontakty z byłymi akowcami na całym świecie. Odpowiedzi wciąż te same: "Nie odnaleziona", "Nie ma", "Nie ma możliwości odnalezienia".
Zadzwoniła, gdy przestał szukać
Po 1989 roku rozpoczął poszukiwania ze zdwojoną siłą. Nadzieja go nie opuszczała aż do końca 2002 roku. - Pięć lat temu pomyślałem, że to już nie ma sensu, bo mało kto tak długo żyje - mówi Andrzej. - Pogodziłem się, że już nigdy nie odnajdę jej ani jej grobu.
To, co dla niego okazało się niemożliwe, jego matce zajęło zaledwie kilka tygodni. - Moje dane były w każdej instytucji, która poszukuje ludzi - mówi. - Od razu, gdy spytała, mogli mnie namierzyć.
Dziś rozmawia z matką kilka razy w tygodniu, o całym swoim życiu.
Historia jedna z tysięcy
Elżbieta Rejf, kierownik biura informacji i poszukiwań Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie cieszy się, że po raz kolejny udało się kogoś odnaleźć. - Teraz zdarza się to niezwykle rzadko - mówi. - Co najwyżej raz w roku.
W kartotece PCK są tysiące zapytań o los bliskich, ogromna większość pozostanie bez odpowiedzi. - Szukają się ludzie, których bliscy wyszli za okupacji i nie powrócili do domów. Nikt nie wie, co się z nimi stało - mówi Rejf.
Przypomina ostatnie historie. O tym, jak brat z USA szukał w Polsce grobu siostry, a odnalazł ją całą i zdrową. Jak Niemka odnalazła kobietę, którą jako małą dziewczynkę przygarnęła i wiele lat wychowywała.
Co ciekawe, często zdarza się, że ludzie, którzy byli przez dziesiątki lat poszukiwani, dopiero u schyłku życia ujawniają się i odzywają do rodziny w Polsce. - Niestety, dziś najczęściej odnajdują już zmarłych - mówi Rejf. - Ból jest tym większy, gdy okazuje się, że osoba zmarła zaledwie parę lat temu.
Nie chce mówić o powodach takiego zachowania. - Każdy ma w sobie tajemnicę - uważa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!