Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Buczkowski: Nie chcę już grać cwaniaków

Rozmawiała: Iwona Marciniak
Zbigniew Buczkowski szerokiej publicznoœci znany jest z ról w serialach, m.in. w produkcjach: "Barwy szczęścia”, "Graczykowie” czy "Hela w opałach”.
Zbigniew Buczkowski szerokiej publicznoœci znany jest z ról w serialach, m.in. w produkcjach: "Barwy szczęścia”, "Graczykowie” czy "Hela w opałach”. Michał Świderski
Rozmowa z aktorem Zbigniewem Buczkowskim, gościem pierwszej edycji Kołobrzeskiego Festiwalu Filmowego "Sensacyjne Lato Filmów".

- Mimo dziesiątków ról, na przykład pierwszo­pla­nowej w "Nocy świę­tego Mikołaja", widzo­wie kojarzą Pana chyba najczęściej z charakte­rystyczną postacią Henia Lermaszewskiego z serialu "Dom". Wcielił się Pan też w rolê szemranego kelnera z "Dziew­czyn do wzięcia", czy Romana, czarnego charakteru w "Karate po polsku". Sporo tych cwaniaczkowatych i komediowych postaci w Pana karierze. Nie ma Pan ich dosyć?

- Miałem szczęście grać dokładnie w każdym gatun­ku i z tego cieszę się najbar­dziej. Prawdą jest, że od pew­nego czasu staram się już nie grać bohaterów z półświatka. Dla odczarowania takiego wizerunku zagrałem nawet rolę księdza, ale jak widać, po takiej serii, to za mało! (śmiech). Kiedyœ zaczepiła mnie na ulicy pewna kobieta. Powiedziała do mnie: "Panie Zbyszku, ja i cała moja rodzina kochamy pana bardzo. Moglibyśmy zjeść pana po kawałku, ale prosimy, niech pan nie gra już więcej takich szemranych postaci".

- Takie wyznanie z ust przypadkowo spotkanej osoby miało dla Pana znaczenie?

- Dlaczego nie? Poruszyło mnie to, bo przecież każda rola jest dla aktora wyzwa­niem, a jeœli gra negatywną postać tak sugestywnie, że budzi u widza niechęć, czy nawet odrazę, to znaczy, że się spisał. Zakładamy, że widzowie to wiedzą i wyłącznie za to nas doceniają. No ale, jak zresztą widać, bywa z tym różnie. Po tamtym spotkaniu powspomina³em swoje role i postanowiłem przystopowałem z wcielaniem się w typków spod ciemniej gwiazdy. A co do "Karate po polsku", to wcale nie chciałem grać bandziora Romana. Miałem już na koncie podobne role i bojąc się zaszufladkowania, odmówiłem reżyserowi Wojciechowi Wójcikowi. No ale on mi na to: "Zbyszek, nikt mi lepiej od ciebie tego nie zagra".

- Podobno statystował Pan już jako dziecko. Dlaczego więc wybrał Pan na szkołę średnią technikum mechaniczno - elektryczne?

- Bo mama mówiła, że chło­pak powinien mieć za­wód. A z tym statystowaniem było tak, że mieszkaliśmy niedaleko wytwórni filmo­wej. Jako dzieciak dowiedzia­łem się, że to dobry sposób na zarobienie paru groszy, a mnie się marzył rower. No i tak zarobiłem na najlepszy rower w dzielnicy. Po tech­nikum pracowałem jako technik maszyn drukarskich w pewnym wydawnictwie, ale dalej chodziłem na prób­ne zdjęcia. Potem padła propozycja od Janusza Kondra­tiu­ka. "Dziewczyny do wzięcia". Startowałem do szkoły filmowej w Łodzi i wszystko wskazywało na to, że się dostałem, ale okazało się, że przyjmą mnie, jeśli pojawił się w przyszłym ro­ku. Ponoć musiałem zrobić miejsce dla kogoś protegowanego. Zdzisiu Maklakie­wicz pogratulował mi wtedy, mówiąc ze uśmiechem, że studia tylko by mnie zepsuły. Dał mi też pewną radę, mo­gącą być przesłaniem dla wszystkich młodych akto­rów. Powiedział, żebym nie przejmował się tym, że czasem gram niewielkie role, bo często bywa tak, że zapamiętuje się właśnie epizody. "Wyobraź sobie scenę w teatrze: siedzi główny bohater, a tu wchodzi kamerdy­ner, który ma na tacy miauczącego kota" mówił. "Kogo widz zapamięta? Pamiętaj, i z epizodu można zrobić perełeczkę!".

- Ostatnio nie widać Pana w nowych produkcjach, dlaczego?

- Bo scenariusze, które dostaję, są mało interesujące. Może za mało mamy dob­rych scenarzystów? Może są kiepsko opłacani? Na szczęście jestem w tej dobrej sy­tuacji, że nie muszę gonić za pieniędzmi. Jestem fanem dobrego kina amerykańskiego. Lubię być zaskakiwany. Takiego zaskoczenia szukam w scenariuszach, które do mnie trafiają. Mogę zagraæ nawet epizod, byle w dobrym filmie.

- Często zdarzają się takie spontaniczne reakcje na pana widok, jak tej kobiety, która chciała Pana "zjeść po kawałku"?

- Oj często! Nie ma zmiłuj. Ale ja na to nie narzekam. Moją ciocią była przedwo­jen­na gwiazda, Lucyna Szcze­pańska, nazywana "sło­wikiem Warszawy". Po latach wróciła do Polski z USA. Zapytała mnie: "Zbyniu, to ty jesteś aktorem?" ja na to: "Tak ciociu". "To ktoś z rodziny pójdzie w moje ślady!", ucieszyła się. "Ale pamiętaj, że masz zawsze kochaną publiczność, bo dzięki niej możesz być tym kim jesteś. Aktorzy są dla niej, szanuj ją". No i gdy w Kołobrzegu pewien mężczyzna podszedł do mnie i wyznał, że mnie kocha, podziękowałem, choć mimo wszystko żałowałem że to nie kobieta! (śmiech)

- Dwa lata temu odsłonił Pan pomnik ofiar katastrofy samolotu LOT-u Lisunow Li-2 pod Tuszynem. W 1951 roku zginął w niej Pana ojciec, kapitan tej maszyny, Marian Buczkowski. To tragedia, której przyczyną oficjalnie miały być złe warunki atmosferyczne i błąd pilota. Ale ostatnio mówi się, że prawda była inna.

- Miałem pół roku kiedy to się stało. Nie poznałem ojca. Mama została z trzema syn­ami. Jako chłopak od mamy wiedziałem tyle, że tata zgi­nął. Dużo później, jako do­rosły, dowiedziałem się prawdy. Ojciec przyleciał ze Szczecina do Łodzi. Dalej mieli lecieć do Krakowa, ale ojciec zgłosił awarię silnika i odmówił dalszego lotu. No ale przecież radzieckie maszyny nie mogły się psuć.

Ubek zagroził ojcu bronią i zmusił do startu. Krótko potem samolot zawadził o linię wy­sokiego napięcia i roztrzaskał się. Nikt tej katastrofy nie przeżył. Zginęło dwunastu pasażerów i czterech człon­ków załogi. Żałuję, że nie doprowadziłem do odsło­nięcia tego pomnika gdy jeszcze żyła mama. Ale cieszę się, że w to upamiętnienie historii, o której nawet w mojej rodzinie nie wolno było mówić głośno, zaangażowały się PLL LOT, Szkoła Orląt w Dęblinie i wielu lotników seniorów. Mój przyjaciel, lotnik powiedział mi po zakończeniu zabiegów o ten pomnik: "Wiesz Zbyniu, gdy­bym to ja był twoim ojcem, byłbym z ciebie dumny." Więcej nie było mi trzeba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!