Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antoni Dudek: Partia miała rządzić nadal

Marek Rudnicki, [email protected]
prof. Antoni Dudek, politolog.
prof. Antoni Dudek, politolog.
Rozmawiamy z prof. Antonim Dudkiem, politologiem, byłym doradcą zmarłego w katastrofie smoleńskiej prezesa IPN, Janusza Kurtyki.

Osoby wybrane przez Wałęsę do okrągłego stołu, to w dużej części nie działacze Solidarności z 1980 roku. Część opozycji odmówiła wręcz udziału w kontrakcie z komunistami. Nie przeprowadzono oczekiwanej przez społeczeństwo dekomunizacji. Czy to wszystko razem nie wpłynęło na to, że mamy dziś taką a nie inną Polskę?

- Odrodzona po niemal dziesięciu latach Solidarność była bez pierwszych działaczy, co często podkreśla Andrzej Gwiazda i ma rację. Wielu wyemigrowało też na Zachód. To wszystko prawda, tylko że minęło niemal 10 lat, przez które wiele się zmieniło i mam wrażenie, że trochę wówczas tak musiało się stać. W tym sensie, że nie był to już rok 1980. To nie był wielki żywiołowy ruch społeczny, który dosłownie zmiatał władze komunistyczne, bo wówczas prawdopodobnie doszłoby do dekomunizacji. Strona opozycyjna była wówczas przeraźliwie słaba, ba, wielu ludzi z Wałęsą i Mazowieckim na czele było przekonanych, że nieważne jest PZPR, ważna jest "partia generałów", za którą stoi Moskwa. Oni się jej straszliwie bali. Aż do jesieni 1991 roku, do upadku puczu Janajewa, kiedy uznali, że to już nie wróci.

Odetchnęli, można więc było iść dalej bez obawy, że historia odwróci się.

- Proszę zwrócić uwagę, że zaraz po tym w październiku 1991 r. były wolne wybory do Sejmu, które przyniosły Sejm kompletnie rozproszkowany, w którym nie było żadnej stabilnej większości. Sklecono rząd Olszewskiego i tu się tak naprawdę pojawił realny konflikt między Wałęsą a Olszewskim, w którego tle była lustracja. Poza tym Wałęsa chciał już wówczas całej władzy dla siebie. Niby się pogodził, że jest tylko prezydentem, ale gdy nim zostawał był przekonany, że prezydent ma dużo większą władzę. Jednocześnie, mam wrażenie, poczuł się dobrze z otoczeniem, które mu zafundowały służby specjalne i generałowie trzaskający obcasami. Bardzo mu się podobał Wachowski, który mu na postronku przyprowadzał pułkowników i generałów, za co działacze dawnej opozycji mieli do niego pretensje.

Był silny, nikt mu nie mógł zagrozić, dlaczego - wrócę do pytania - nie poszedł dalej?

- Myślę, że Wałęsa nie wierzył we własne siły. Miałem raz okazję rozmawiać z nim w TV Polsat. Była taka fajna sytuacja, gdy ściągnięto mnie i prof. Paczkowskiego i mieliśmy na okoliczność sprawy TW Bolka "przesłuchiwać" Wałęsę. Znając charakter Wałęsy wiedziałem, że to nie ma sensu. Paczkowski uwikłał się z nim w jakaś bezsensowną dyskusję, która wywołała wściekłość Wałęsy. Ja wówczas powiedziałem mu, panie prezydencie, pana popierało w kampanii w 1990 roku 200 różnych organizacji społecznych, klubów, partii, stowarzyszeń, to był gigantyczny kapitał. Dlaczego pan na bazie tego nie zbudował partii prezydenckiej i nie wygrał wyborów w 1991 r. A on do mnie: Panie, co pan opowiada, jakie 200 organizacji, ja mogłem tylko liczyć na Danuśkę i trzech synów. To była szczera odpowiedź. On naprawdę nie ufał nikomu poza rodziną.

Czy te zachowawcze zachowanie to jednak nie wynik porozumienia części opozycji z komunistami jeszcze sprzed okrągłego stołu? Chodziły wersje, że spotkali się w Paryżu w połowie lat osiemdziesiątych.

- Różne, nieudokumentowane wersje krążą. W tym taka, że Bronisław Geremek miał być na Krymie zadaniowany, ale dla mnie są to opowieści z pogranicza SF, ponieważ nie ma żadnych twardych dokumentów. W 1987 roku nikt z ekipy Jaruzelskiego nie rozważał jeszcze operacji okrągłego stołu z tymi, którzy ostatecznie przy nim zasiedli. Rozważano natomiast i na to są wyraźne dowody, coś w rodzaju quasi okrągłego stołu. Tyle, że nie z Wałęsą i jego doradcami, a osobami świeckimi desygnowanymi przez Episkopat Polski. Wstępnie miała to być rada konsultacyjna przy przewodniczącym rady państwa. Później próbowano się porozumieć z pewnymi osobami świeckimi, które Episkopat miał upełnomocnić do takiego porozumienia. Efektem miało być powstanie czegoś na kształt Chrześciańskich Związków Zawodowych czy partii chadeckiej, która byłaby partnerem dla władz. Takie propozycje padały ze strony władz i co więcej, część hierarchii kościelnej na czele z prymasem Glempem była skłonna to zaakceptować.

Nie doszło do tego.

- Tak, jako że przekreślił te plany papież Jan Paweł II. Wyraźnie w czasie swojej trzeciej pielgrzymki latem 1987 roku wyartykułował swoje stanowisko na mszy świętej w Gdańsku. Dał do zrozumienia, że Solidarność nie jest tematem zamknię­tym. To tak w największym uproszczeniu.

Papież pomysły skutecznie sparaliżował, ale w końcu i tak dogadali się.

- Wówczas ekipa Jaruzelskiego nie była gotowa do podjęcia rozmów z Wałęsą. Musiał upłynąć kolejny rok aż do dwóch fal strajków roku 1988 i - jak to ujął Mieczysław Rakowski na posiedzeniu biura politycznego w sierpniu 1988 roku: - Towarzysze, chociaż ciężko nam to przechodzi przez gardło, musimy to powiedzieć, trzeba zacząć rozmawiać z Wałęsą. I z tego wzięło się spotkanie Kiszczaka z Wałęsą 31 sierpnia 1988 roku w wilii MSW na ulicy Zawrat w Warszawie. Ta pierwsza rozmowa po wielu miesiącach zaowocowała rozmowami okrągłego stołu po przełamaniu sporu, pod jakim szyldem ma Wałęsa występować. Kiszczak chciał, aby pod jakimkolwiek, byle nie Solidarności, a Wałęsa - dokładnie odwrotnie. Kiedy impas został przełamany, zaczęły się rozmowy okrągłego stołu i tajne negocjacje w Magdalence.

Do dziś część opozycji mówi o drugim dnie okrągłego stołu.

- Nie było drugiego dna na poziomie jakiegokolwiek formalnego kontraktu. Znamy zapisy przebiegu rokowań w Magdalence robione przez majora Krzysztofa Dubińskiego, sekretarza generała Kiszczaka i księdza biskupa Alojzego Orszulika. Pozwalają prześledzić przebieg tych rozmów w Magdalence i tam przyjętych ustaleń. Nie ma w nich mowy o przekazaniu władzy, gwarancjach bezpieczeństwa itd., natomiast oczywiście jest jeszcze nieformalna część okrągłego stołu. One nie przesądzały o tym, co się w Polsce działo później.

Dlaczego?

- Ponieważ istotą kontraktu okrągłego stołu nie było wcale przywrócenie w Polsce demokracji. Istotą kontraktu była legalizacja Solidarności, liberalizacja systemu realnego socjalizmu, wyrażającego się między innymi dopuszczeniu przedstawicieli opozycji do parlamentu na te słynne do 35 proc. w sejmie.

W zamian?

- W zamian za zgodę opozycji i kościoła, który tu odgrywał rolę notariusza, na przeniesienie centrum dyspozycji politycznych z PZPR, która była już skompromitowana, do urzędu prezydenta.

Socjalizm, jak wydawało się zwykłym Polakom, wcale wówczas nie upadł.

- Gdybyśmy się przyjrzeli, co dokładnie mówią o bilansie okrągłego stołu wszystkie strony tego kontraktu między kwietniem a czerwcem 1989, a przed czwartym czerwca... Mówią tak: zaczyna się czteroletni okres przejściowy, w którym władza nadal będzie spoczywała w rękach tych, którzy rządzą czyli partii komunistycznej, aczkolwiek tak naprawdę najistotniejsze nici władzy są w ręku prezydenta wybieranego na lat sześć. Cała ta konstrukcja wstępna zakładała w istocie rzeczy utrzymanie rządów Jaruzelskiego już nie jako I sekretarza KC PZPR, a jako Prezydenta RP, zaczęła się rozsypywać dopiero po 4 czerwca, po wyborach.

Wróćmy do wątku, czego bał się Wałęsa?

- Wielu ludzi z otoczenia Wałęsy i on sam było przekonanych, że siły starego reżimy są tak silne, że jak się je za mocno naciśnie, to one się odwiną. Dziś ani Wałęsa ani Mazowiecki do tego się nie przyznają. Zmiana postrzegania pojawiła się u nich dopiero dwa lata później, jesienią 1991 roku, gdy upadł Janajew i zaczął się rozpadać Związek Radziecki. Dopiero wówczas zrozumieli, że historia już nie cofnie się. A do 1991 roku w elitach Solidarności wałęsowskiej i rządu Mazowieckiego, jak również drugiej strony, dominowało przekonanie, że proces może się jeszcze odwrócić.

Kim jest?

Prof. Antoni Kazimierz Dudek - politolog, profesor nauk humanistycznych, członek Rady Instytutu Pamieci Narodowej, doradca zmarłego w katastrofie smoleńskiej prezesa IPN, Janusza Kurtyki. Autor i współautor kilkunastu książek oraz kilkuset artykułów poświęconych przede wszystkim historii najnowszej.

Pucz Janajewa

Nieudana próba przejęcia władzy w ZSRR przez tzw. twardogłowych liderów Komunistycznej Partii Związku radzieckiego w sierpniu 1991 r. Na czele puczu stanął wiceprezydent ZSRR, Giennadij Janajew. W nocy z 18 na 18 sierpnia delegacja samozwańczego komitetu przybyła do przebywającego na urlopie na Krymie w posiadłości Foros prezydenta ZSRR, Michaiła Gorbaczowa. Próbowano wymusić na nim wprowadzenie stanu wyjątkowego. Gdy odmówił, został aresztowany. Władze przejął 8-osobowy Państwowy Komitet Stanu Wyjątkowego. Prezydent Federacji Rosyjskiej, Borys Jelcyn uznał działanie komitetu za nielegalne i wezwał do protestów oraz bojkotu zarządzeń przywódców zamachu. Część oddziałów wojskowych przeszła na jego stronę. 21 sierpnia pucz załamał się za sprawą Tamańskiej Dywizji Pancernej Gwardii, Tulskiej Dywizji Powietrznodesantowej i jednostki antyterrorystycznej Grupa Alfa, które poddały się rozkazom Jelcyna.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!