Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bangkok: Cała Tajlandia szuka terrorysty w żołtej koszulce

Sylwia Arlak AIP
22 osoby zginęły, a 123 zostały ranne po poniedziałkowym bombowym zamachu w stolicy Tajlandii Bangkoku. Bomba wybuchła w hinduistycznej kaplicy w centrum miasta. Władze szukają podejrzanego.
22 osoby zginęły, a 123 zostały ranne po poniedziałkowym bombowym zamachu w stolicy Tajlandii Bangkoku. Bomba wybuchła w hinduistycznej kaplicy w centrum miasta. Władze szukają podejrzanego. Zdjęcie z monitoringu; Royal Thai Police
22 osoby zginęły, a 123 zostały ranne po poniedziałkowym bombowym zamachu w stolicy Tajlandii Bangkoku. Bomba wybuchła w hinduistycznej kaplicy w centrum miasta. Władze szukają podejrzanego.

To, jak się podejrzewa młody mężczyzna w żółtej koszulce, który tuż przed zamachem został uchwycony przez uliczne kamery, gdy jechał on rowerem.
Premier Tajlandii Prayuth Chan-ocha przyznał, że trwa obława na zamachowca. - Policja sprawdza dokładnie te nagrania, to może być właściwy trop. Nie jest jednak jasne, kim jest ten mężczyzna - mówił dziennikarzom Chan-ocha.

Zdaniem miejscowej policji odpalono ładunek domowej roboty, bomba była w kształcie rury i wybuchła w kaplicy Erawan, która jest atrakcją turystyczną. Ofiary śmiertelne pochodzą głównie z Chin, Tajwanu i Tajlandii. Osiem z zabitych ofiar to cudzoziemcy.

Bomba zostawiła po sobie krater o średnicy dwóch metrów - powiedział agencji Reuters ratownik medyczny z Bangkoku. - Wszędzie walały się ludzkie szczątki. To był przerażający widok - wspomina pierwsze chwile po zamachu ratownik Nowozelandczyk Marko Cunnigham.

W zamachu miała zostać użyta tzw. rurobomba, czyli ładunek złożony z trzech kilogramów trotylu, umieszczony w rurze i owinięty białym materiałem. Jego siła rażenia wynosiła nawet 100 metrów. Wcześniej policja informowała, że zamachowcy użyli bomby przywiązanej do motocykla.
Reakcja premiera Tajlandii Prayuth Chan-ocha na to wydarzenie była natychmiastowa, zapowiedział on zwołanie "narady wojennej". Sprawa jest o tyle poważna, bo każdy taki zamach może podkopać turystykę tego kraju, jedną z wiodących gałęzi tamtejszej gospodarki.

Jak na razie nikt nie przyznał się do zamachu. Tajlandia wciąż jest niestabilna politycznie, od ubiegłego roku kraj jest kontrolowany przez juntę wojskową.- Zrobimy wszystko, by nie doszło działaniami terrorystów do podkopania naszej gospodarki - mówił minister obrony Prawit Wongsuwon.

Bangkok uchodził do tej pory za stolicę bezpieczną jeśli chodzi o tego typu zamachy. Prawdą jest jednak, iż dochodzi tam do wielu pospolitych przestępstw, w tym tych najcięższych. Zdaniem tamtejszych wojskowych sprawcami zamachu mogli być muzułmanie operujący na południu kraju, którzy prowadzą walkę z siłami rządowymi mniej więcej od dekady.

Zaatakowana świątynia cieszyła się popularnością wśród chińskich turystów, stąd sugestie, że za zamachem mogli stać Ujgurowie, muzułmańska mniejszość zamieszkująca zachodnie rejony Chin.W ubiegłym miesiącu władze Tajlandii nakazały deportację ponad stu Ujgurów do Chin. Specjaliści zauważają jednak, że na taka skalę Ujgurowie nie przeprowadzali zamachów poza terytorium Chin

- Atak ten nie przypomina też tych przeprowadzanych przez separatystów na południu Tajlandii. Tego rodzaju bomby nie są używane na południu - przyznał szef wojska i wiceminister obrony generał Udomdej Sitabutr w wywiadzie telewizyjnym.
We wtorek rano na miejsce zdarzenia przybyli policyjni eksperci. Zbierają najmniejsze ślady na miejscu wybuchu, co może pomóc w ujęciu zamachowca lub zamachowców. W Bangkoku od lat nie widziano też tylu policjantów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!