Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo kamera nie widziała

Iwona Marciniak [email protected]
Każdy właściciel auta wie jak wygląda procedura cyklicznych badań technicznych. Prokuratura przy pomocy policyjnej kamery udowadnia, że w Kołobrzegu można było badania zdobyć „zaocznie”.
Każdy właściciel auta wie jak wygląda procedura cyklicznych badań technicznych. Prokuratura przy pomocy policyjnej kamery udowadnia, że w Kołobrzegu można było badania zdobyć „zaocznie”. fot. Karol Skiba
Afera w kołobrzeskiej Stacji Kontroli Pojazdów trafia przed sąd.

Mieli poświadczać zbadanie stanu technicznego auta nawet go nie widząc. Trzech diagnostów ze Stacji Kontroli Pojazdów Polskiego Związku Motorowego w Kołobrzegu odpowie przed sądem za potwierdzanie lewych badań. Grozi im nawet do ośmiu lat pozbawiania wolności.

Sześć innych osób odpowie za to, że się o takie lewe zaświadczenia ubiegały. Ta historia zaczęła się ponad rok temu. Wtedy na policję zgłosił się pewien klient stacji, który złożył doniesienie o próbie wymuszenia przez jednego z diagnostów łapówki za badanie auta. Policjanci natychmiast wzięli stację pod lupę, montując na jej terenie kamerę. Monitoring prowadzony tylko od 27 września do 17 października 2006 roku pokazał to, czego na stacji na pewno nie było. A nie było 29 rzekomo przebadanych przez diagnostów aut.

Jak ustaliła policja, kamera nie zarejestrowała obecności samochodów na stanowiskach diagnostycznych, czyli w miejscu, w którym musiałyby się pojawić, gdyby faktycznie poddawano ja badaniu. Potwierdzenie badań znaleziono za to w komputerze stacji, w programie, do którego dostęp mieli tylko diagności posługujący się indywidualnym kodem.

Kołobrzeska prokuratura oskarża o poświadczanie lewych badań okresowych aut i wydawanie zaświadczeń dopuszczających do ruchu pojazdy po raz pierwszy rejestrowane w kraju trzech diagnostów: Władysława R., Ireneusza K. i Roberta S. Pierwszy z nich miał zbadać "zaocznie" 14 samochodów, drugi 11 a trzeci 4. Żaden z nich nie przyznał się do winy. Cała trójka dalej pracuje w stacji.

Z aktu oskarżenia, który właśnie wpłynął do sądu wynika również, że na ławie oskarżonych potrzeba będzie więcej miejsca. Zasiądzie na niej sześć innych osób, którym prokuratura udowadnia, że udzieliły pomocy w poświadczeniu nieprawdy przez diagnostów. Chodzi o osoby, które załatwiając sobie lub znajomym lewe badania, miały dostarczyć diagnostom dokumenty aut. Są to: Lech K., Robert K., Paweł K., Dariusz T., Michał B. i Dawid B. Ten ostatni miał też wyłudzić poświadczenie nieprawdy od funkcjonariusza publicznego, którym w tym wypadku był pracownik starostwa. Również i ci mężczyźni nie przyznają się do winy.

Trzem diagnostom za to, że jako funkcjonariusze publiczni mieli poświadczać nieprawdę dla osiągnięcia korzyści majątkowej, grozi nawet do ośmiu lat pozbawienia wolności. Dawid B. może usłyszeć wyrok do trzech lat. Pozostałym oskarżonym grozi kara ograniczenia wolności lub grzywny.

- Żadnemu z oskarżonych nie udało się udowodnić przyjęcia lub wręczenia łapówki - powiedział nam prokurator rejonowy Adam Kuc. - Nikt nie został przyłapany na przekazywaniu lub przyjmowaniu pieniędzy. Korzyść majątkowa pierwszych trzech panów nie budzi jednak wątpliwości. Choćby dlatego, że za każde badanie klient uiszcza opłatę, z której 9 procent to prowizja diagnosty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!