Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bójka z policjantami w Podwilczu. Kto kogo bił? Inna wersja wydarzeń [film]

Jakub Roszkowski [email protected]
– Policjanci zakuli nas w kajdanki i zabrali, potraktowali jak gangsterów, jak tak można? – mówią o policyjnejinterwencji Stanisława, Grzegorz i Tomasz Jakowiczowie.
– Policjanci zakuli nas w kajdanki i zabrali, potraktowali jak gangsterów, jak tak można? – mówią o policyjnejinterwencji Stanisława, Grzegorz i Tomasz Jakowiczowie. Radosław Koleśnik
- To nas bili policjanci. Skuli w kajdanki 61-letniego ojca i schorowaną mamę. Potraktowali jak najgorszych bandytów - oskarża Tomasz Jakowicz. Razem z rodzicami jest podejrzewany o czynną napaść na mundurowych.

W piątek Jakowiczowie - 61-letni Ryszard, 53-letnia Stanisława oraz ich syn Tomasz - byli już wolni. Choć wcześniej przez 24 godziny przebywali w policyjnej izbie zatrzymań. Są podejrzewani o czynną napaść na funkcjonariuszy policji. Do incydentu doszło tuż przed dniem Wszystkich Świętych we wsi Podwilcze w gminie Białogard. Sprawę już opisywaliśmy. >>> Napad na policjantów. Bijatyka przed sklepem

Przypomnijmy, według naszych wstępnych ustaleń, wspartych też informacjami z policji, mieszkańcy wsi (jak się później okazało rodzina Jakowiczów), pobili dwóch policjantów z białogardzkiej drogówki. Na miejsce przyjechały co najmniej cztery radiowozy i karetka pogotowia. Bójka miała miejsce obok sklepu spożywczego. Widziało ją sporo osób. W punkcie kulminacyjnym na miejscu mogło być nawet siedem radiowozów oraz karetka. - Sprowadzono tu pół komendy powiatowej. I po co? Żeby aresztować moją mamę i mojego tatę? - pyta retorycznie Tomasz Jakowicz.

W piątek przedstawił nam swoją wersję wydarzeń. Wyjaśnia, że razem z bratem Grzegorzem kupili nową maszynę rolniczą. Ponieważ firma nie zdążyła na czas sprowadzić urządzenia, dostarczyła Jakowiczom sprzęt zastępczy, który wypożyczyła w innej firmie. - Ale ci z wypożyczalni uparli się, że mamy już ten sprzęt oddać. Odmówiłem, bo przecież dostałem go w zastępstwie, czekając na mój nowy, zapłacony już sprzęt. Wtedy oni wezwali policję - relacjonuje pan Tomasz. Jego zeznania potwierdza brat Grzegorz oraz rodzice.

Gdy przyjechali policjanci - wspomina nasz rozmówca - rozpętało się piekło. - Ten z wypożyczalni krzyknął, że jestem psychopatą. Zdenerwowałem się. Powiedziałem, żeby pokazał dokumenty, ja też pokażę i udowodnimy kto, od kogo i na jakich warunkach ma ten sprzęt. Zaprosiłem ich, razem z policją, do domu. Odwróciłem się. Wtedy policjant złapał mnie, doszło do szarpaniny, kazali wsiadać do samochodu. Wyszedł tata. Krzyknął, że tak nie można, poprosił o ich numery służbowe. Wtedy oni chwycili ojca i też wrzucili do radiowozu - opowiada dalej. Interwencję widział inny policjant, pracujący w Warszawie. Według Jakowiczów zwrócił uwagę mundurowym, że nie powinni tak ostro reagować. Ci więc też go skuli. Podobnie jak 53-letnią Stanisławę Jakowicz, mamę Tomasza, która wybiegła na podwórko chwilę później.

- Oskarżają mnie, że rzuciłam się na policjantów z pazurami. Ludzie, ja schorowana, mam cukrzycę, byłam dla nich jakimś zagrożeniem? - pyta kobieta. Zatrzymany miał być też Grzegorz Jakowicz. - Ale wyszarpałem się, odepchnąłem jednego policjanta i uciekłem. On uderzył się o samochód i chyba dlatego stwierdzono, że został pobity. Na pewno nie stracił zęba, jak to opowiadali później - mówi.

Jakowiczowie są wstrząśnięci zdarzeniem. - Jestem szanowanym obywatelem powiatu, robimy sporo akcji charytatywnych, pomagamy w imprezach, a tu teraz taki wstyd - łka pani Stanisława. - Zabrano nas na policję, zostawiono gospodarstwo i sprzęt warte 5 milionów na pastwę losu. Potraktowano jak gangsterów. No jak tak można? - pyta.

Policja potwierdza interwencję, ale nie komentuje tych rewelacji, odsyłając do prokuratury. Tam, od Ziemowita Książka, prokuratora rejonowego z Białogardu usłyszeliśmy: - Mamy przesłuchania świadków i osób zatrzymanych. To świeża sprawa i będzie wnikliwie badana. Natomiast dokumentacja jest na tyle bogata, że pozwoliła na postawienie zarzutów osobom wcześniej zatrzymanym.

Zgodnie z art. 223 Kodeksu karnego, kto, działając wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami lub używając broni palnej, noża lub innego podobnie niebezpiecznego przedmiotu albo środka obezwładniającego, dopuszcza się czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego lub osobę do pomocy mu przybraną podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega karze pozbawienia wolności od roku do 10 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo