To oznacza, że od katastrofy budowlanej dzieli nas włos. Rzecz w tym, że część zaadaptowanego budynku - w tym przybudówka z kosztownymi urządzeniami chłodniczymi - stoi na tzw. trylinkach, czyli elementach betonowych używanych do utwardzania dróg. Czy to zgodne ze sztuką budowlaną? - A skąd! - denerwuje się zastępca wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego Henryk Świtaj. - Na czymś takim można postawić najwyżej budkę z hot-dogami! Wojewódzki inspektorat sprawuje nadzór nad obiektami powstającymi na terenie portów. Nadzorował więc i ten. - Tyle że nasza rola polega jedynie na zapoznawaniu się z dokumentacją, poświadczoną przez projektanta i kierownika budowy, a więc osoby legitymujące się uprawnieniami budowlanymi - tłumaczy H. Świtaj. - Aż trudno mi uwierzyć, żeby projektant, dokonując inwentaryzacji adaptowanego obiektu, nie zauważył, że budynek nie ma fundamentów!
Czym grozi stawianie ścian na podłożu, a nie na fundamencie? W najlepszym razie pękaniem ściany, i tak się na razie dzieje w Kołobrzegu. W najgorszym - katastrofą budowlaną, czyli zawaleniem się budynku.
Kołobrzeskie centrum sprzedaży ryb, pierwsze z tworzonych na naszym wybrzeżu, miało reprezentować standard europejski. Miało być miejscem przechowywania i sprzedaży ryb, spełniającym najostrzejsze normy sanitarne. Pieniądze na zakup budynku, jego adaptację i wyposażenie dała Unia (1,3 mln zł). Inwestorem zostało Ministerstwo Rolnictwa. Tyle że centrum od początku nie miało szczęścia. Przez trzy lata ciągnącej się budowy pierwszy wykonawca zdążył splajtować, a bubel miał kolejno dwóch projektantów, dwóch kierowników budowy, dwóch inspektorów nadzoru. Mimo problemów, hucznie otwarto je pierwszego kwietnia; na uroczystym wręczaniu kluczy rybakom byli przedstawiciele ministerstwa, władz miejskich, zarządu portu. Od tamtego czasu w centrum sprzedaży ryb nie pojawił się nawet… kilogram ryby. Dlaczego? Ponieważ budowa formalnie nadal nie jest zakończona (np. niedawno wyszło na jaw, że w podłodze hali sprzedaży nie ma studzienek odpływowych) ba, nie ma nawet dróg dojazdowych do obiektu! Buduje się je dopiero teraz. To - jak się okazało - szczęście w nieszczęściu, bo właśnie przy okazji budowy drogi wyszła na jaw fuszerka z fundamentami.
Wojciech Grzymkowski, dyrektor Miejskiego Zarządu Portu, który w imieniu miasta ciągle czeka na przejęcie budowy, o grożącej katastrofie budowlanej powiadomił Najwyższą Izbę Kontroli. W tym tygodniu spodziewa się przyjazdu budowlańców, którzy mają wyjaśnić, w jaki sposób doszło do zaniedbania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?