Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek znikąd

Alina Konieczna
Fotografia przedstawia Jana Gruena (Jana Gruszeckiego) żołnierza armii amerykańskiej. Zdjecie zrobione w 1974 roku.
Fotografia przedstawia Jana Gruena (Jana Gruszeckiego) żołnierza armii amerykańskiej. Zdjecie zrobione w 1974 roku.
- Pomóżcie mi znaleźć moją rodzinę - pisze Jan Gruen z miejscowości Arleta w amerykańskim stanie USA. Jan Gruen, bardziej swojsko Janek Gruszecki.

Wychował się w domu dziecka. Wyjechał z Polski do Ameryki w 1968 roku, jako dziewiętnastoletni chłopak. Do dziś nie wie, kim byli jego rodzice. Poszukuje ich od ponad czterdziestu lat. Bez skutku.

Urodził się 11 listopada 1948 roku. Przypuszczał, że w Słupsku i takie miejsce urodzenia podawał. W słupskich księgach urodzeń od 1947 do 1950 roku nie ma jednak nazwiska Jan Gruszecki. Pisał o tym "Głos Koszaliński" już w roku 1975. Gruszecki zza oceanu prosił wtedy gazetę: "Moje papiery mówią, że jestem sierotą, ale nie mogę w to uwierzyć. Bardzo bym prosił, abyście mi pomogli i napisali w gazecie, że szukam rodziców, za co wam serdecznie dziękuję". Minęły lata i wciąż żadnych wiadomości. W grudniu 2006 r. Jan Gruen znów napisał do naszej gazety.

Twoja mama nazywa się...

W roku 1975 "Głos Koszaliński" ustalił, że Jan Gruszecki został przewieziony do Państwowego Domu Małego Dziecka w Gościnie 6 grudnia 1949 roku, ze Słupska. W domu w Gościnie, w rubryce książki ewidencyjnej: imiona rodziców, figurowała adnotacja:brak danych. W aktach wydziału oświaty Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej z roku 1952 odnalazła się informacja, że Jan Gruszecki z Gościna został skierowany do Domu Dziecka w Wierzchowie niedaleko Człuchowa. W 1975 roku w liście do działu łączności z czytelnikami Henryk Smagliński, ówczesny kierownik Domu Dziecka w Wierzchowie, napisał: "Ob. Jan Gruszecki był wychowankiem naszego domu od 24.09.1952 do 8.02.1967. Akta osobowe małoletniego Gruszeckiego przekazane z PDMD w Gościnie nie zawierały odpisu aktu urodzenia ani też żadnych danych o jego rodzicach. W czasie pobytu Gruszeckiego w naszym domu, pomimo wielu starań nie zdołano ustalić, gdzie on się urodził i jak nazywali się jego rodzice. W tej sytuacji postanowiono sądownie ustalić treść aktu urodzenia, w którym wszystkie dane, poza nazwiskiem i datą urodzenia, są fikcyjne."
Akt urodzenia został sporządzony w roku 1963. Od tej pory Janek wiedział, że jego matka nazywa się z domu Ewa Nowicka, a ojciec - Tadeusz Gruszecki. Chłopak wiedział też, że to była fikcja.

Dobry chłopak

Obecna dyrektorka Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Wierzchowie Elżbieta Gomułka zna Jana Gruena jedynie z korespodencji (pracuje tu od roku 1991).
- Od pięciu lat pan Jan przesyła do naszego domu paczki z odzieżą dla dzieci, w tym roku dzieci dostały skarpety - mówi. - Wiem też z korespodencji, że nadal szuka swojej rodziny.
Nazwisko Jan Gruszecki otwiera pierwszą zachowaną (ta faktycznie pierwsza, od 1948 roku, zaginęła) księgę ewidencji Domu Dziecka w Wierzchowie. Jest tu wpis mówiący o tym, że Janek został przyjęty w roku 1952. Jest także adnotacja, iż na mocy postanowienia komisji rekwalifikacyjnej opuścił Dom Dziecka i wyjechał na stałe do USA.
- To był dobry i ułożony chłopak - wspomina dziś Alfred Konczanin, wówczas kierownik Domu Dziecka, obecnie na emeryturze. - Parę groszy zarabiał w szkole zawodowej, dołożyliśmy mu i kupił sobie motorower, którym dojeżdżał do szkoły.
Janek skończył szkołę przyzakładową przy PKS w Człuchowie, zdobył zawód kierowcy. A potem wyjechał za wielką wodę. Jak młody chłopak z Polski, wychowanek domu dziecka trafił do Ameryki?
- Pamiętam, że podpisywałem dokumenty - wspomina A. Konczanin. - Janek poznał kolegę, który miał znajomego w Ameryce. Pojechał właśnie do tego znajomego.

Jest ślad!

Choć Janek wyjechał za ocean, nie ustawał w poszukiwaniach. Oprócz listu do gazety napisał też do kierownika Henryka Smaglińskiego, który został kierownikiem Domu Dziecka po A. Konczaninie. Prosił o jedno: pomoc w znalezieniu rodziców. Prawdopodobnie po artykule zamieszczonym w "Głosie Koszalińskim" do Henryka Smaglińskiego zgłosiła się Marianna Trafna. Kierownik Smagliński wysłuchał jej opowieści i 11 listopada 1975 roku wysłał do Ameryki list następującej treści:
"Drogi Janku! Z wielką przyjemnością zawiadamiam Cię, że prawdopodobnie natrafiliśmy na ślad Twojej rodziny. W dniu wczorajszym zwróciła się do mnie Pani Marianna Trafna, która powiedziała, że od wielu lat poszukuje syna Jana Trafnego, urodzonego 11.11.1948 roku, a którego w dniu 8.12.1949 roku ojciec oddał do szpitala w Słupsku pod nazwiskiem Jan Gruszecki. Stosunki rodzinne, według oświadczenia Pani Trafnej, układały się w owym czasie wręcz tragicznie. O fakcie oddania syna Janusza do szpitala pod innym nazwiskiem Pani Trafna dowiedziała się od męża w dniu jego śmierci, tj. 27.04.1954 roku. Do tego czasu mąż Pani Trafnej twierdził, że syn Janusz zmarł w szpitalu i został pochowany na cmentarzu w Słupsku. Oglądałem zdjęcia rodzinne Pani Trafnej, gdzie dopatrzyłem się pewnego podobieństwa Twojego do jej synów i męża. Wydaje się, że bliższe informacje o rodzinie Trafnych uzyskasz z bezpośredniej korespodencji z Panią Trafną. Mogę Ci jedynie nadmienić, że Pani Trafna jest wdową, ma 57 lat, utrzymuje się z renty. Synowie Stanisław - lat 24, Stefan - lat 22 i córka Helena - lat 25 pracują zawodowo i założyli własne rodziny".
Ten list wrócił do Wierzchowa z adnotacją: adresat nieznany. - Janek pewnie jeszcze nie wrócił z wojny w Wietnamie, gdzie walczył - przypuszcza H. Smagliński. List trafił do archiwum Domu Dziecka, do teczki z nazwiskiem Jana Gruszeckiego. Gdy Jan Gruen pięć lat temu skontaktował się z Domem Dziecka, dyrektor Gomułka przesłała mu go ponownie. W tym liście był adres M. Trafnej.
- Ta osoba nie mieszka pod tym adresem - dowiedział się Jan Gruen, gdy list wrócił do niego. Skontaktowaliśmy się z wydziałem ewidencji ludności Urzędu Miejskiego w Karlinie.
- Mamy w spisie nazwisko Marianna Trafna wśród osób, które zmarły - usłyszeliśmy. - Innych osób o tym nazwisku nie mamy w ewidencji. Tyle można powiedzieć, ze względu na ustawę o ochronie danych osobowych. Bardziej szczegółowe informacje, których musielibyśmy szukać w archiwum, otrzyma sam zainteresowany, ale musi zwrócić się na piśmie do burmistrza.

Wojtek, pomóż!

Jan Gruszecki kontaktuje się ze swoim koledą z Domu Dziecka Wojciechem Dąbko z Koszalina. Na kartce ze świątecznymi życzeniami dopisał: "Wojtek! Ja nie mam żony, mam 2 dzieci. Ja dobrze się czuję. Pomóż znać moja rodzina".
Wojciech Dąbko chciałby pomóc z całego serca. Dobrze rozumie, dlaczego Janek tak bardzo pragnie znaleźć swoją rodzinę. Sam też szuka swojej. W roku 1966 tożsamość dał mu Sąd Wojewódzki w Koszalinie. W sądownie ustalonym akcie urodzenia można przeczytać: "Wojciech Dąbko urodził się 8 lutego 1946 roku w Głodzinie powiat Świdwin, jako syn Piotra i Anieli Kowalskiej". - Tak bym chciał wiedzieć, kim jestem, skąd pochodzę, kiedy naprawdę się urodziłem - wzdycha pan Wojtek i wyciera łzy.
Człowiekowi znikąd źle, czy to w Polsce, czy w Ameryce. Jan Gruszecki, jeśli faktycznie urodził się w 1948 roku, dziś ma 59 lat. Jeśli rzeczywiście Marianna Trafna była jego biologiczną matką, to przecież ma rodzeństwo. Jeśli ktokolwiek coś wie, prosimy o kontakt z naszą redakcją...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!