Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drogi Krajowe nie chcą płacić odszkodowania

Rajmund Wełnic [email protected]
Waldemarowi Owczarkowi trudno się pogodzić z pismem od firmy ubezpieczeniowej odmawiającej wypłaty odszkodowania.
Waldemarowi Owczarkowi trudno się pogodzić z pismem od firmy ubezpieczeniowej odmawiającej wypłaty odszkodowania. Rajmund Wełnic
Waldemar Owczarek stracił śledzionę i samochód rozbity w wypadku spowodowanym przez dzika leżącego na drodze. Zarządca krajowej "jedenastki" nie poczuwa się do odpowiedzialności.

Historię pana Waldemara opisywaliśmy jesienią zeszłego roku. Mężczyzna wczesnym rankiem jechał swoim renault clio w kierunku Koszalina. Kilka kilometrów przed Bobolicami wyprzedzał inny pojazd. Gdy był na lewym pasie, najechał na martwego dzika leżącego na jezdni. Auto wylądowało w rowie, zostało niemal doszczętnie rozbite. Kierowca wyszedł z wypadku poobijany, ale początkowo czuł się dobrze. Zasłabł dopiero w samochodzie pomocy drogowej, która holowała clio do Szczecinka. Trafił do tutejszego szpitala, skąd po kilku godzinach został wypisany. Wrócił do Koszalina, bolał go brzuch i ostatecznie trafił na stół operacyjny, na którym usunięto mu pękniętą śledzionę.

Na tym problemy Waldemara Owczarek się nie skończyły.

- Wystąpiłem do Rejonu Dróg Krajowych w Szczecinku z pytaniem, kto jest odpowiedzialny za to, że na drodze leżał dzik stwarzający zagrożenie dla ruchu - mówi i wyjaśnia, że domagał się od zarządcy "jedenastki" odszkodowania za rozbity samochód i uszczerbek na zdrowiu. Po wycięciu śledziony spadła mu odporność, często łapie przeziębienia. Żadnej odpowiedzi z RDK jednak nie dostał, skontaktował się z nim natomiast przedstawiciel firmy ubezpieczeniowej, w której zarządca ma wykupioną polisę.

- Przyjechał rzeczoznawcza, zrobił opis auta, zdjęcia - opowiada pan Waldemar. Kilka dni później otrzymał z ubezpieczalni pismo, że rozpatrują sprawę, co nie oznacza jeszcze, że odszkodowanie dostanie. I faktycznie. W kolejnym liście firma odmawia wypłaty odszkodowania. Uważa, że zarządca nie ponosi odpowiedzialności za wypadek. Na drodze na 91 kilometrze i 640 metrze stoi bowiem znak ostrzegawczy "dzikie zwierzęta", a kierowca zobowiązany był jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem z uwzględnieniem panujących warunków". I gdyby kierowca do znaków i zasad ruchu drogowego się stosował, to do wypadku by nie doszło. Tłumaczą też, że objazd "jedenastki" jest dokonywany przynajmniej raz dziennie, dzika zauważono około godziny 11 i zgłoszono do utylizacji.

- Absolutnie się z tym nie zgadzam - łapie się za głowę Waldemar Owczarek. - Przede wszystkim na dzika najechałem około godziny 5, po wypadku to policjant własnoręcznie ściągał zwierzę na pobocze, aby nie najechał na nie kolejny samochód, a gdy wracałem do domu około godziny 13, to dzik nadal leżał na swoim miejscu.

Nasz rozmówca sprawdził też, że znak faktycznie jest, ale nie ma na nim tabliczki informującej na jakim dystansie ostrzeżenie o dzikich zwierzętach obowiązuje. - A to oznacza, że obowiązuje w odległości 800 metrów od znaku, a do zdarzenia doszło prawie dwa kilometry dalej - mówi. - Ponadto jechałem pustą drogą z przepisową prędkością, więc o jakim niestosowaniu się do zasad ruchu drogowego tutaj mowa?

O wyjaśnienia poprosiliśmy Mateusza Grzeszczuka, rzecznika prasowego GDDKiA w Szczecinie: - Zdarzenie miało miejsce o godzinie 5.05, kierowca najechał na leżącego na drodze dzika podczas manewru wyprzedzania - mówi. - Zwierzę prawdopodobnie zostało potrącone wcześniej przez inny pojazd, który się nie zatrzymał. Nie otrzymaliśmy żadnych zgłoszeń o innych zdarzeniach związanych z dzikim zwierzęciem na tej drodze (pomiędzy godziną 5 i 6 rano ten odcinek przejeżdża ponad 100 pojazdów). Stąd najprawdopodobniej do pojawienia się zwierzęcia na drodze doszło na niewiele przed zdarzeniem, w którym uczestniczył pan Owczarek. Zwłoki zwierzęcia zostały przez policję przesunięte na pobocze.

Podczas porannego objazdu znajdujące się na poboczu szczątki zwierzęcia zostały zauważone przez nasze służby i niezwłocznie usunięte. Także nie widzimy tu żadnego zawinienia ze strony zarządcy drogi. Znak A-18b "dzikie zwierzęta" ostrzega przed miejscami, w których szczególnie często, na podstawie informacji pochodzących od leśników, mogą pojawiać się dzikie zwierzęta. Ale to nie jest tak, że tuż za obszarem oddziaływania znaku nie ma zwierząt. Nie możemy oznakować każdego lasu, czy zagajnika tym znakiem, gdyż kierowcy już zupełnie przestaliby zwracać na nie uwagi, zresztą zwierzęta wychodzą na drogę również w rejonach pól i łąk. Oczywiście pan Owczarek ma możliwość dochodzenia swoich roszczeń przed sądem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!