Gokarty są utrapieniem spacerujących po parku uzdrowiskowym w Kołobrzegu

Nasz Czytelnik Józef Waśkow jest za ograniczeniem ruchu gokartów, zwanych przez niektórych czterokołowcami, w uzdrowiskowej dzielnicy Kołobrzegu.

- Same gokarty nie są niczemu winne. Chodzi oczywiście o kierowców. Nagminnie prowadzą po piwku. Jeżdżą nieprzepisowo, gdzie popadnie - twierdzi Józef Waśkow. - Często prowadzą je dzieci, które nie potrafią jeszcze dobrze kręcić kierownicą. Spacerujący ludzie po uzdrowiskach są często w opałach.
W tym roku gokarty mają swoją bazę przy ośrodku Kielczanka. Wypożyczalnia dzierżawi działkę od prywatnej firmy.

- Jesteśmy w tej sprawie bezsilni - twierdzi Michał Kujaczyński, rzecznik Urzędu Miasta w Kołobrzegu.

Od lat przeciwna gokartom jest też Danuta Adamska-Czepczyńska, kiedyś lekarz uzdrowiskowy, dziś radna kołobrzeskiej Rady Miasta: - Byłam i jestem przeciw. Kiedyś miasto wydało pozwolenie, że gokarty mogą jeździć, ale tylko po drogach, bo to nie jest to samo co rower, a tylko rowery mogą jeździć po uzdrowiskach. Tylko że nikt tego nie przestrzegał - mówi dziś radna.

Jej słowa potwierdzają policjanci: - Gokart jest pojazdem wielośladowym i nie może poruszać się po ścieżce rowerowej, tylko po drodze publicznej - powiedział nam Andrzej Duda, rzecznik kołobrzeskiej policji.

Gokardzistów najczęściej łapią strażnicy miejscy.

- Mamy dużo takich interwencji, bo gokart jako pojazd wielośladowy w ogóle nie powinien poruszać się po strefie uzdrowiskowej - wyjaśnił nam Jarosław Zendran ze Straży Miejskiej w Kołobrzegu. - Strefy te są wyłączone z ruchu drogowego. Jeżeli ktoś tam jeździ, łamie kodeks i grozi mu mandat od 50 do 500 złotych.

Jak nam przekazali funkcjonariusze, Straż Miejska razem z policją zapowiedziały częstsze kontrole w strefie uzdrowiskowej.

Wczoraj próbowaliśmy porozmawiać z właścicielem wypożyczalni, który ustawił ją w miejscu, gdzie nie można jeździć tego typu pojazdami. Niestety, nie zastaliśmy go na miejscu, a jego pracownicy odmówili nam podania numeru telefonu swojego szefa.