Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeździec pamięci w Świdwinie. Okruch historii odkryty po ponad pół wieku

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
13 sierpnia 1970, Włodzimierz „Wowa” Brodecki w Świdwinie
13 sierpnia 1970, Włodzimierz „Wowa” Brodecki w Świdwinie Świdwińskie Społeczne Archiwum Cyfrowe
W sierpniu 1970 roku miałem przyjść na świat za kilka dni, gdy legenda polskiego jeździectwa Włodzimierz „Wowa” Brodecki zajechał konno na świdwiński zamek. Świdwin znalazł się trasie jednej z najbardziej niezwykłych konnych wypraw.

Okruchy historii zebrał - razem ze zdjęciami - Rafał Iwanicki, twórca facebookowego profilu Świdwińskie Społeczne Archiwum Cyfrowe, dokumentujący fotograficzne dzieje Świdwina. Udało mu się dotrzeć do unikatowych zdjęć z sierpnia 1970 roku, gdy do miasta nad Regą dotarł Włodzimierz „Wowa” Brodecki.

Na fotografiach sprzed ponad pół wieku widać jeźdźca w kapeluszu z szerokim rondem, o nienagannej sylwetce, który dojeżdża pod świdwiński zamek. Miasto i zamek - poza modelami aut na ulicach - niewiele się zmieniły do dziś. Brodaty jeździec w kapeluszu - niczym kowboj - „parkuje” rumaka przed zamkiem...

Śladami ojca

Cóż go sprowadziło w to miejsce? To była część konnej wyprawy, którą Włodzimierz Brodecki podjął, aby uhonorować swego ojca, żołnierza 1. Warszawskiej Samodzielnej Brygady Kawalerii. Szlak bojowy jednostki odtworzył, spisując nazwy miast z medali, jakie otrzymał ojciec.

Brygada - jedyna taka polska formacja kawaleryjska stworzona po 1939 roku - w składzie 1. Armii Wojska Polskiego w Związku Sowieckim walczyła m.in. na przyczółku magnuszewskim, wyzwalała Warszawę, biła się z Niemcami przełamując Wał Pomorski - pod Podgajami i Jastrowiem, Świdwinem właśnie czy Gryficami. To jej dziełem była ostatnia w dziejach naszej armii szarża kawaleryjska pod Borujskiem, a w Mrzeżynie jej ułani dokonali zaślubin z Bałtykiem. Bili się o Berlin, a wojnę zakończyli, docierając nad Łabę.

Tworzyli ją głównie wrześniowi kawalerzyści, obywatele ZSRR polskiego pochodzenia, ale także 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. To z jej szeregów do 1. WSBK trafił ojciec Wowy, przedwojenny kawalerzysta.

Ta pierwsza wyprawa

Włodzimierz Brodecki w roku 1970 miał 28 lat, gdy grzbiecie klaczy Dzidzi ruszył w liczący 2,5 tysiąca kilometrów rajd z Chełmna do Spandau nad Łabą. Była to pierwsza z wielu późniejszych - m.in. na Monte Cassino - konnych wypraw „Wowy” śladami chwały polskiego oręża. Bo też jeździec nigdy nie dzielił na lepszą i gorszą krwi przelewanej przez polskich żołnierzach na wszystkich frontach II wojny światowej.

Ta pierwsza wyprawa była jednak szczególna, bo wyjątkowo bliska jego sercu. Nie tylko przez związki rodzinne.

Wszędzie w Polsce był witany bardzo ciepło, pisano o nim w gazetach, rozdawał autografy. Także na świdwińskich zdjęciach widać, że gromadka miejscowych dzieci jest w niego wpatrzona.

Tak wspominany jest ten etap ma łamach biografii „Wowa Brodecki. Jeździec Pamięci” autorstwa Ryszarda Dzieszyńskiego:

- Wowka przejechał kolejne 25 pięć kilometrów i dotarł do Bierzwnicy (kilkanaście kilometrów od Świdwina - red.). A tam gościli go dyrektor PGR, kierowniczka przedszkola, Zarząd Gromadzki ZMW i Rada Młodych Klubu „Ruch”. 13 sierpnia Wowka dojechał do odległego piętnaście kilometrów Świdwin. (...) Wowka, niestety, nie zdążył na „bitwę o krowę” (potyczki mieszkańców Świdwina i Białogardu na pamiątkę wojny mieszczan obu grodów ze średniowiecza - red.), która odbyła się miesiąc wcześniej, ale za to spotkał się z członkami Powiatowej Rady Ludowych Zespołów Sportowych, a także z pracownikami miejscowego oddziału PKO, gdzie otrzymał wpis do księgi pamiątkowej z napomnieniem: „Miły brodaczu nie zajeźdź Dzidzi”. Potem gościli go pracownicy Powiatowego Domu Kultury oraz Powiatowej i Miejskiej Biblioteki w Zamku, budowli gotyckiej z piętnastego wieku, który został odbudowany dwa lata wcześniej. Wowka odwiedził też obóz młodzieżowy, gdzie opowiadał o swym rajdzie. 14 sierpnia Wowka gościł w PGR Dąbrowo, a także u sołtysa miejscowości Kartlewo poczta Lekowo. W dzień potem wyruszył, eskortowany przez przewodniczącego Zarządu Powiatowego ZMW w Świdwinie Olka Pazdeckiego na motocyklu w liczącą 70 kilometrów drogę do Gosławia koło Trzebiatowa.

Świdwin pamięta

Włodzimierz Brodecki śladem brygady ruszał jeszcze kilka razy, konno dotarł także na Monte Cassino. Wędrował też szlakiem 1. Brygady Pancernej generała Stanisława Maczka na froncie zachodnim. W sumie dziesiątki tysięcy kilometrów w siodle.

Reportaż o nim kilka lat temu pisał Ireneusz Dańko z „Gazety Krakowskiej”. Wowa zamieszkał w Krakowie, wszyscy Polacy mogli go widzieć w wielu filmach, gdzie dosiadał koni. Ostatnio w ekranizacji „Ogniem i mieczem”, w której wcielił się w rolę pisarza Bogdana Chmielnickiego.

Krakowianie znają go od lat, gdy konno w ułańskim mundurze przemierza ulice miasta w rocznice wojennych wydarzeń.

- Widziałem Wowę na ostatnich uroczystościach 11 Listopada, był nadal w świetnej formie - mówi autor reportażu.

Świdwiński okruch tej historii udało się ocalić dzięki pasji twórcy Świdwińskiego Społecznego Archiwum Cyfrowego. Rafał Iwanicki publikuje w nim fantastyczne zdjęcia - często nigdzie wcześniej nie pokazywane - Świdwina. Głównie z czasów powojennych, ale nie tylko. Mieszkaniec Świdwina od ponad 20 lat gromadzi fotograficzne pamiątki historii swego miasta. Pan Rafał potrafi dotrzeć do archiwów i osób, które posiadają rewelacyjne zdjęcia.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jeździec pamięci w Świdwinie. Okruch historii odkryty po ponad pół wieku - Głos Szczeciński