MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kontrowersje: W szpitalu w Koszalinie drą koty

Cezary Sołowij [email protected]
archiwum
Władze koszalińskiego szpitala oskarżają byłego ordynatora ortopedii, Krzysztofa Przybyła, o działanie na szkodę szpitala. Lekarz mówi, że to pomówienia i też składa doniesienie do prokuratury.

Oddział ortopedyczny koszalińskiego Szpitala Wojewódzkiego przez ponad rok działał bez ordynatora po tym, gdy Krzysztof Przybył został zwolniony ze stanowiska i szpitala w atmosferze konfliktu z dyrekcją i podwładnymi. Wystartował jednak w konkursie na ordynatora i go wygrał, ale dyrektor nie podpisał z nim umowy. Wziął udział także w drugim konkursie, ale ten nie został rozstrzygnięty (ostatecznie oddział ma od poniedziałku ordynatora, dr. Tomasza Konaszczuka z Pyrzyc). Teraz konflikt między dr. Przybyłem a szefostwem szpitala przeniósł się do prokuratury.

Dyrekcja szpitala zarzuca byłemu ordynatorowi nadużycie uprawnień oraz wyrządzenie szpitalowi znacznych szkód, a także przywłaszczenie sprzętu medycznego. - Zawiadomiono nas, że lekarz wbrew warunkom umowy ze szpitalem świadczył usługi innym przychodniom, korzystając ze sprzętu szpitalnego. Wszczęliśmy śledztwo. Wyjaśniamy, czy rzeczywiście do tego doszło i czy jest to przestępstwo. Może to być bowiem naruszenie np. prawa pracy - tłumaczy Aneta Skupień, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.

Lekarz przestał pracować w szpitalu rok temu. Dlaczego dopiero teraz dyrekcja powiadomiła prokuraturę? - Po pierwszym konkursie na stanowisko ordynatora oddziału otrzymaliśmy informacje o nieprawidłowościach. Postępowanie wewnętrzne uprawdopodobniło te podejrzenia - wyjaśnia Magdalena Sikora, zastępca dyrektora szpitala. Nie chciała jednak ujawnić szczegółów.

- W takim razie w prokuraturze toczą się dwa postępowania, ponieważ jedno to śledztwo z mojego doniesienia w sprawie tworzenia fałszywych dowodów przeciwko mnie - mówi zaskoczony Krzysztof Przybył, kiedy informujemy go o szpitalnym doniesieniu do prokuratury. On zarzuca dyrekcji szpitala rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji godzących w jego dobre imię. - Chodzi m.in. o list, który dotarł do opinii publicznej w czasie konkursów na ordynatora - wyjaśnia.

Uśmiecha się, kiedy słyszy o podejrzeniach dotyczących jego osoby. - To próba zatuszowania przez dyrekcję sprawy wyrzucenia mnie z pracy - nie ma wątpliwości. - Dyrektor chciał się mnie pozbyć. Wynoszenie sprzętu? Instrumentarium nie jest własnością szpitala. Dziwię się, że dyrektor o tym nie wie. To jest własność producentów endoprotez - wyjaśnia. Podkreśla, że nie miał zakazu pracowania dla innych przychodni, a zarzuty spowodowania strat są naciągane.

Postępowanie w prokuraturze w sprawie obu zawiadomień może potrwać nawet kilka miesięcy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!