MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz rozdawał ŚCIĄGI

Marcin Prusak [email protected]
Uroczyste rozdanie świadectw maturalnych zorganizowano 12 lutego. Halina Lisiecka ma je do dziś.
Uroczyste rozdanie świadectw maturalnych zorganizowano 12 lutego. Halina Lisiecka ma je do dziś. Sławomir Żabicki
Egzamin ustny z trzech przedmiotów jednego dnia i wybór między obcym językiem nowożytnym i łaciną.

Tak wyglądał egzamin dojrzałości w Polsce przed drugą wojną światową i w latach tuż po jej zakończeniu.

Przez pierwsze lata po zakończeniu drugiej wojny nie tylko egzamin zdawało się jak przed 1939 rokiem. Także świadectwa maturalne były kopią tych z czasów sanacji. Z jedną znaczącą różnicą - widniejący na ich górze orzeł stracił koronę. Takie świadectwo dostała mieszkająca w Ustce Halina Lisiecka. Maturę zdawała w 1947 roku w niecodziennych warunkach.
- Wybuch wojny spowodował, że trzy klasy gimnazjum zrobiłam na tajnych kompletach w Wilnie. Skończyłam je już po zakończeniu wojny i wysiedleniu z Kresów, w Gdańsku - mówi osiemdziesięcioletnia dziś pani Halina. - Zgodnie z planem maturę powinnam zdawać w 1945 roku. Jednak wojna opóźniła moją edukację. W takiej sytuacji byli wszyscy ówcześni uczniowie. Dlatego szkoły kończyliśmy w przyspieszonym trybie. Dwa lata w rok.
Bez książek
Pogoń za straconym czasem spowodowała, że matura 1947 roku wypadła... w lutym. Szybkie tempo nauki nie pozwoliło abiturientom II Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Dr Władysława Pniewskiego w Gdańsku Wrzeszczu na zorganizowanie studniówki. W odróżnieniu od swoich starszych kolegów sprzed wojny, nie nosili też charakterystycznych czapek licealistów, których górę cięło się na krzyż i na nim haftowało symbol szkoły. - Nie w głowie nam było marzyć o studniówce, gdy nie mieliśmy nawet podręczników i uczyliśmy się z notatek sporządzonych na lekcjach
- opowiada pani Halina. - Ale za to mieliśmy bal maturalny w pałacu.
Przez śniegi
Pierwszy egzamin matury pisemnej był z języka polskiego. Zaczynał się rano i trwał przez pięć godzin. Abiturienci mieli do wyboru trzy tematy, na które musieli napisać wypracowanie. Minimalna objętość pracy to cztery strony papieru kancelaryjnego. Drugiego dnia zdawano egzamin z języka obcego. Do wyboru był angielski albo łacina. Wbrew dzisiejszym wyobrażeniom ówcześni licealiści nie uczyli się wcale języka rosyjskiego, a w programie nauczania nie mieli do czynienia z komunistyczną wykładnią dziejów i propagandą. - W szkole uczyliśmy się nawet religii. Wykładał ją jezuita Wincenty Adamowicz, który na maturze pod szarfą przy habicie przynosił nam ściągi - śmieje się pani Halina.
Po egzaminach pisemnych maturzyści mieli kilka dni odpoczynku. Po ogłoszeniu ich wyników przychodzili na egzaminy ustne. Jednak, w odróżnieniu od tego, jak zdaje się maturę dziś i wcześniej przez kilkadziesiąt lat PRL, z trzech przedmiotów odpytywani byli jednego dnia. Ponieważ liceum było humanistyczne, język polski i historię zdawali obowiązkowo, a wybierać mogli tylko między językiem nowożytnym i łaciną. - Egzamin odbywał się po godzinie piętnastej. Przy jednym stoliku siedzieli nauczyciele wszystkich trzech przedmiotów - wyjaśnia pani Halina. - Przechodziło się od jednego do drugiego i losowało pytania. Po przepytaniu wszystkich egzaminowanych komisja wychodziła i wyczytywała oceny egzaminowanych w kolejności od najlepszych do najgorszych. d

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gk24.pl Głos Koszaliński