Siły porządkowe pilnowały natomiast, aby "niechciani" spółdzielcy nie mogli uczestniczyć w spotkaniu.
Sytuację starała się łagodzić policja, która poinformowała, że sala przewidziana jest tylko na 100 osób i tyle się już na niej zgromadziło. Na wejście pozostałych nie pozwalały względy przeciwpożarowe, o które wcześniej wystąpił Zarząd "Przylesia". To nie przekonało zgromadzonych. Padły zarzuty, że funkcjonariusze broniący dostępu do sali obrad chronią interesy prezesa spółdzielni Kazimierza Okińczyca.
- Jesteście policją państwową. Nasze prawa są od 19 lat łamane. Powinniście nas chronić, a nie prezesa - mówił Marek Wróblewski. - Chcę się odwołać do Walnego Zgromadzenia Spółdzielni, bo mnie wykluczono. Jak mam to zrobić jak wpuszczają tylko wybranych - dodał.
Tymczasem część zgromadzonych zaczęła skandować: - Chcemy iść, chcemy wejść, chcemy mieć głos! oraz "Wywieźmy prezesa na taczce".
- Nie może być tak, że 50 osób będzie decydowało o losach spółdzielni. Mamy pełne prawo wejść na spotkanie - tłumaczyła siłom porządkowym Danuta Janus, szefowa koszalińskiego oddziału Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców. - Prezes żyje chyba dalej w głębokiej komunie, że zorganizował spotkanie tylko dla wybranych - dodała.
To nie pomogło. Członkowie spółdzielni nie zostali wpuszczeni na sale obrad.
Więcej na ten temat w sobotnim wydaniu papierowym Głosu Koszalińskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?