MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kto by kiedyś pomyślał, że dziś nikt nie zechce w spadku „Hubertusa”

Inga Domurat
archiwum
Długi po zmarłym właścicielu zajazdu „Huber- tus” znacznie przekraczają wartość majątku. Sąd szuka spadkobiorców w całej Europie. Gmina Mielno liczy, że ten w końcu ich znajdzie.

W czasach prosperity, dobre naście lat temu, w Zajeździe Myśliwskim „Hubertus” trudno było o stolik w niedzielne południe. Położony w Kraśniku Koszalińskim, przy krajowej „6”, przy trasie łączącej Berlin z Gdańskiem, 14 km od Koszalina, zyskiwał klientów wśród zagranicznych, głównie niemieckich podróżnych, ale i rodzimych, którzy chętnie zatrzymywali się tu na smaczny obiad. To do „Hubertusa” przyjeżdżało się na najlepszą dziczyznę w okolicy, na gęsty i wyśmienicie pachnący gulasz. Ci goście, którzy mieli przed sobą jeszcze długą drogę, mogli skorzystać z noclegu na piętrze. Pokoi było kilka. Przy zajeździe wygodny parking. Tak tu kiedyś było i wydawało się, że to przysłowiowa kura znosząca złote jaja. Aż trudno uwierzyć, że dziś to zadłużona ruina, której nikt nie chce.

„Hubertus” już w latach demokracji był w rękach Krzysztofa M. , przedsiębiorcy angażującego się w społeczne przedsięwzięcia. Zasiadał choćby w radzie programowej karlińskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej Dorzecza Parsęty. To na jej stronie internetowej datowanej na 2005 i już nieaktywnej znajduje się jeszcze informacja o prężnie działającym zajeździe. Szef kuchni poleca konkretne dania, mowa jest o licznie odwiedzających restaurację turystach, ale szczegółowy opis samej nieruchomości zachęca do jej odwiedzenia raczej nie głodnego, a kupca, potencjalnego inwestora. I tak też mogło być, bo to właśnie w latach 2005-2006 miały zacząć się poważne problemy finansowe Krzysztofa M. Dobrych restauracji, hoteli z roku na rok było w regionie coraz więcej. Trzeba było inwestować, remontować, rozszerzać swoją ofertę. Poza tym w okolicy dochodziło do kradzieży samochodów, a to raczej odstraszało klientów, niż zachęcało do przyjazdu w to jednak, co by nie powiedzieć, odludne miejsce. W 2008 roku, według dokumentów sporządzonych przez urzędników gminy Biesiekierz, „Hubertus” był jeszcze głównym pracodawcą w Kraśniku Koszalińskim. Ale już wtedy trwały trwały pierwsze postępowania egzekucyjne wobec Krzysztofa M. Żadne z nich nie zdążyło się zakończyć prawomocnym orzeczeniem przed śmiercią dłużnika, przed kwietniem 2010 roku.

Właściciel „Hubertusa” zmarł, a długi zostały

Ostatecznie wierzytelnościami znacznie przekraczającymi majątek wyceniony na 690 tys. złotych, mieli zostać obciążeni spadkobiercy. W 2011 roku przeprowadzone zostało postępowanie spadkowe. Krzysztof M., gdy zmarł, był już rozwodnikiem, więc była żona do majątku po nim nie miała nic. Dzieci na rozprawie sądowej odrzuciły spadek w całości, wiedząc o długach, jakie po działalności ojca pozostały. A że same nie miały dzieci, to już dalszych zstępnych nie było. Zadaniem sądu pozostało więc ustalenie ostatniego miejsca zamieszkania zmarłego. Stało się to o tyle istotne, że to właśnie wskazana gmina ten niechciany spadek musi przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza (długi przejmuje tylko do wartości majątku, dop. red.). Na rozprawie dzieci zmarłego zeznały, że ten przed śmiercią mieszkał w gminie Mielno. Sąd nie znalazł powodów do tego, by nie dać wiary tym zeznaniom. Uznał je za prawdziwe i takim sposobem zamknięty na trzy spusty zajazd i długi po zmarłym stały się własnością mieleńskiej gminy. To gmina musiała zacząć ponosić koszty związane z utrzymaniem niechcianej nieruchomości, w tym płacić gminie Biesiekierz za użytkowanie wieczyste oraz za ustanowionego przez sąd zarządcę. Gdy jednak władze gminy zorientowały się, że budynek po zajeździe w zastraszającym tempie popada w ruinę, wstąpiły do sądu o zmianę zarządcy i przejęła ten obowiązek na siebie. Żadna z prób sprzedaży nieruchomości, na której rękę położył już komornik, nie przynosiła efektów. Nikt nie chciał dać żądanej kwoty 690 tys. złotych, a tylko ta satysfakcjonowałaby gminę, bo takiej wielkości dług ciąży na niej po zmarłym mieszkańcu.

2012 rok był przełomowy dla sprawy

- Już po uprawomocnieniu się postanowienia o nabyciu spadku, gmina dowiedziała się, że spadkodawca jednak przed śmiercią nie mieszkał w gminie Mielno. Mogliśmy złożyć do sądu wniosek o zmianę stwierdzenia nabycia spadku - mówi radca prawny Marcin Sychowski, pełnomocnik mieleńskiej gminy.

Na rozprawie była żona zmarłego Krzysztofa M., która nie uczestniczyła wcześniej w sprawie spadkowej, zeznała, że jej były mąż do końca swoich dni mieszkał w zamkniętym „Hubertusie”. Zajmował jeden, bardzo skromnie urządzony pokój. Poza tym gmina zauważyła popełniony w pierwszym orzeczeniu błąd. Już wówczas obowiązywały przepisy, które w tym konkretnym przypadku, kiedy nie było zstępnych spadkodawcy, pozwalały majątek dziedziczyć rodzeństwu zmarłego, a w razie jego śmierci, jego dzieciom i idąc dalej - wnukom. W efekcie sąd obecnie poszukuje potencjalnych spadkodawców, zawiesił też postępowania egzekucyjne, którymi obciążona miałaby być gmina Mielno jako nabywca spadku. Bo to może jeszcze ulec zmianie. Spadkobiorcy poszukiwani są po całej Europie. Oni też mogą spadek odrzucić. A wtedy sąd ostatecznie ustali, której z gmin - Mielno czy Biesiekierz podrzucić to kukułcze jajo. Sprawa może ciągnąć się jeszcze latami. Do czasu rozstrzygnięcia to Mielno ma administrować majątkiem i płacić za użytkowanie wieczyste gm. Biesiekierz. a ą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!