Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzyczny diament ze Szczecinka [wideo]

(r)
Bartek Wołyniec, nowa twarz w polskiej branży muzycznej.
Bartek Wołyniec, nowa twarz w polskiej branży muzycznej. Rajmund Wełnic
Bartek Wołyniec ze Szczecinka to jeden najbardziej utalentowanych muzyków młodego pokolenia, choć sam wzbrania się przed takim określeniem.

Komentarz

Komentarz

Przesłuchałem utwory Bartka Wołyńca dostępne w serwisie youtube. Skojarzenia? Przede wszystkim z solowymi dokonaniami Johna Frusciante z Red Hot Chilli Peppers. Ale nie tylko. W utworze "Feel this way" pobrzmiewały mi beatlesowskie nuty, także montaż samego klipu pachniał psychodelicznymi latami 60-tymi. Zresztą widać tam motyw przekładanych kartek ze słowami tekstu, wprost zaczerpnięty z klipu Boba Dylana z 1965 roku do "Subterranean Homesick Blues".

Ale to tylko moje skojarzenia, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Utwory Bartka mają fantastyczny, subtelny nastrój. Są zagrane z wielkim uczuciem. Na przykład pięknie zaśpiewany i zagrany przez niego w duecie ze śpiewającą dziewczyną utwór "Pulse" wręcz wbił mnie w krzesło.

Niestety serwis youtube pokazuje też inną prawdę, zawartą w liczbie odsłon. Nie ukrywajmy, w tym przypadku niewielkiej.

Muzyka Bartka według mnie zdecydowanie zasługuje na to, żeby zapoznało się z nią więcej osób. Mam nadzieję że po nagraniu nowego materiału muzykowi ze Szczecinka wystarczy determinacji, aby popromować siebie i swoją twórczość. Bo szkoda by było, gdyby cały jego twórczy wysiłek miał się sprowadzić do nagrania fajnej i ciekawej, ale nikomu szerzej nieznanej płyty.

Maciej Sztyma

Niepozorny i cichy chłopak w czapce rozkręca się, gdy zaczynam rozmawiać o muzyce. To jego największa miłość i pasja, którą żyje od zawsze. - Zacząłem grać, gdy miałem chyba 7 lat, na poważnie to już chyba z 8 lat zajmuję się muzyką - mówi 20-latek ze Szczecinka.

Ze szkoły muzycznej z klasy kontrabasu i perkusji wyrzucali go dwa raz. - Nie chodziłem na teorię i sam bym się wyrzucił - śmieje się dzisiaj. Wilczego biletu nie żałuje, bo dzięki temu odkrył własną drogę do muzyki, którą chce grać. A droga była długa i kręta.

Jako 14-latek szalał w punkowej formacji Jeż w Marchewce, później grał na gitarze i śpiewał w szczecineckiej kapeli Element Dekoracyjny Miasta. Nauczył się grać na większości instrumentów. - No, może poza instrumentami dętymi - precyzuje. Wszystkie gitary, perkusja, klawisze, smyczki nie mają przed nim tajemnic. Prawdziwy multinstrumentalista. Do tego ma "szeroki" głos o zakresie 3,5 oktawy, z falsetem nawet 4. To robi wrażenie.

Mimo młodego wieku jest już znany na polskiej scenie. Ma na koncie nieco zakręconą i niszową płytę "Wirmentacha" sprzed prawie dwóch lat. W trasie koncertowej z zespołem Folder z wytwórni Nasiono Records zjechał całą Polskę.

- Graliśmy głównie po klubach - opowiada Bartek. Życie w trasie z muzykami mu się podobało, dziewczynie mniej. Wrócił więc do Szczecinka tworzyć materiał na drugą płytę. Praca nad nią zajęła mu pół roku. - Wyłączyłem się niemal z życia, zlikwidowałem nawet konto na facebooku, aby nic mnie nie rozpraszało - dużo wyrzeczeń, ale z efektu jest zadowolony. Płyta "Agnes Taylor" opowiadająca życiowe perypetie autentycznej dziewczyny utrzymana jest w ciepłym klimacie indy music, trochę popowa, a gdy trzeba mocniejsza.

- Ciężko zdefiniować ten styl - rozkłada ręce. Ale muzyka wpada w ucho. Własnoręcznie nakręcony teledysk można już wyszperać na youtube (wpisać trzeba wolyniec i szukać utworu "Feel this way"). Jeżeli reszta materiału z nowej płyty jest na podobny poziomie, to w Szczecinku rodzi nam się gwiazda dużego formatu.

Choć Bartek tego słowa nie lubi. Przed komercją wręcz ucieka, odmówił, gdy zadzwonili do niego z propozycją występu w telewizyjnym show "Mam talent". - To wyścig szczurów, gdzie nikomu nie chodzi o sztukę, a muzyka to moje życie i miłość - powtarza, że miło byłoby, gdyby można z tego się utrzymać. Na razie bywa różnie.

- Gdybym jeździł po Polsce i koncertował w góra dwuosobowym składzie, to można byłoby z tego żyć, ale zabrakłoby czasu na tworzenie nowej muzyki - mówi. - Ze sprzedaży płyt nikt się w kraju nie utrzyma, chyba, że jest się zespołem Myslovitz. Póki co więc musi dorabiać na budowie.

Ale Bartek Wołyniec jest gotów do poświęceń. Tak jak w liceum, gdy zawalił jedną z klas. - Ciężko chodzić do szkoły, gdy nagrywasz do 4 nad ranem - wyjaśnia. Co dalej? Trzymamy kciuki, bo mam wrażenie, że o Bartku Wołyńcu jeszcze nie raz usłyszymy dużo dobrego.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo