Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na „Krzyżaków” ludzie przychodzili i płakali. Kino "Adria" - filmowa dusza Koszalina

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
Przypominamy tekst o dziejach koszalińskiego kina "Adria", w którym wypowiada się kinowe małżeństwo. On wyświetlał filmy, ona sprzedawała bilety.
Przypominamy tekst o dziejach koszalińskiego kina "Adria", w którym wypowiada się kinowe małżeństwo. On wyświetlał filmy, ona sprzedawała bilety. archiwum
Niedawno w Koszalinie otwarto drugie sieciowe kino "Helios", zmieniając tym samym filmową mapę miasta. Przed epoką filmowych multipleksów funkcjonowały na niej pojedyncze kina, z których najważniejsza była "Adria". Przypominamy tekst o dziejach "Adrii", w którym wypowiada się kinowe małżeństwo. On wyświetlał filmy, ona sprzedawała bilety.

Gdy kazali im grać filmy w wigilię to przychodził taki jeden z komitetu wojewódzkiego partii.- I co? Sala pusta? Nikogo nie ma? - pytał smutno. - Ano nie ma - odpowiadali. Ale seanse bez widzów w koszalińskiej "Adrii" były rzadkością. - Nawet wtedy, gdy pojawiło się wideo - mówią Lech i Alfreda Ratajczakowie.

Najbardziej w pamięć pana Lecha zapadli "Krzyżacy". Był rok 1960, a "Adria" jako trzecie kino w Polsce została przekształcona w kino panoramiczne. Powiększono ekran (u podstawy 12,5 metra!), sprowadzono nowy sprzęt. "Panorama" to był pomysł amerykański, który miał zwiększyć atrakcyjność oglądania filmów kinie i w ten sposób dać odpór rozwijającej się telewizji. Pierwszym polskim filmem nakręconym w tej technice była właśnie ekranizacja powieści Sienkiewicza.

- To było istne szaleństwo! Ludzie szturmowali kino dzień w dzień. Zjeżdżali się zewsząd, nie tylko z Koszalina - opowiada pan Lech. - Walili do nas całymi rodzinami, z babciami i dziadkami, którzy dotąd nigdy nie byli w kinie. Przychodzili, oglądali i płakali. Sienkiewicz to wtedy był ktoś - dodaje. "Krzyżaków" grali najdłużej w historii: dwa i pół miesiąca. - Mogą obudzić mnie w środku nocy, a ja z miejsca odpowiem ile razy ten film wyświetliliśmy: dokładnie 133 razy - uśmiecha się koszalinianin.

Byłem czarodziejem
Siedemnastoletni Lech Ratajczak do "Adrii" trafił w 1951 roku. W Koszalinie był od 1946 roku, gdy wraz z rodziną przyjechał tu z poznańskiego. Chciał pracować i chciał być kinooperatorem. - Wtedy bycie kinooperatorem to była bardzo prestiżowa sprawa. Nie było telewizji, nie było video. Było tylko kino, z jego magią i szansą na to, aby przez kilkadziesiąt minut być w innym świecie. A ja byłem takim czarodziejem, który siedział gdzieś tam za ścianą i puszczał filmy. Kino było najważniejsze, a ja byłem kimś - wspomina.

Najpierw był pomocnikiem, a po kilku latach żmudnej nauki został zawodowym kinooperatorem. To nie była tak jak teraz, że się przyciska guzik i resztę robi komputer. Wówczas trzeba było mieć sporą wiedzę, aby we właściwy sposób obsłużyć projektory. Z początku były wielkie, ważyły 1,5 tony i aby je uruchomić trzeba było najpierw zakręcić...korbką.
Całe swoje zawodowe życie spędził w "Adrii", aż do 1990 roku, gdy przeszedł na emeryturę. Ostatniego filmu, który wyświetlił nie pamięta, ale nigdy nie zapomni pierwszego. - Był to amerykański obraz z 1944 roku "Wielka nagroda" z Mickeyem Rooney’ em w roli głównej. To piękna historia przyjaźni emerytowanego dżokeja z młodą dżokejką, która chce wygrać wielki wyścig. Wspaniały film.

Obejrzał tysiące filmów, ale tylko niektóre z nich pamięta po tytułach. Ale jak jakiś zobaczy to zazwyczaj może powiedzieć jak się skończy. - Dlaczego tak się dzieje? Bo na początku filmu trzeba było dostroić ostrość. Czyli dokładnie wtedy, gdy na ekranie pojawiał się tytuł - śmieje się koszalinianin.

Przez lata "Adria" była dla niego drugim domem. Nawet żony nie musiał szukać daleko. W 1955 roku zobaczył ją w kinie. Pani Alfreda od swojego przyszłego męża była młodsza o pięć lat i w "Adrii" zatrudniła się zaraz po maturze. Sprzedawała bilety w kasie.

- Takie z nas kinowe małżeństwo - mówi z uśmiechem.

Ludzie chodzili na wszystko
W latach 50-tych, "Adria" była zupełnie innym kinem niż prezentowała się później. Nawet nazywała się inaczej: "Nowa Huta" (wcześniej, przez kilka lat po wojnie, funkcjonowała jako "Polonia"). Było to kino jeszcze przedwojenne, z balkonami i lożami, pięknie udekorowanym sufitem. Przede wszystkim jednak było olbrzymie: mieściło 800 widzów. Dopiero w skutek kolejnych modernizacji zostało 500 foteli i pojawiła się nazwa - "Adria".

- W czasie, gdy zaczęliśmy z żoną pracować w kinie, ludzie chodzili na wszystko. Obojętnie, jaki to był film, radziecki czy amerykański, sala była pełna, a przy kasie toczyła się prawdziwa bitwa o bilety - mówi pan Lech. Był na przykład taki film radziecki "Miczurianowski sad". Jego bohater, niejaki Miczurin, przez dwie godziny chodził po swoim sadzie i coś tam ciął, sadził i ciął. I tak w kółko. - Mnie już zęby bolały z tej nudy, a publika siedziała oniemiała z zachwytu i jeszcze krzesła trzeba było dostawiać - uśmiecha się kinooperator. Pani Alfreda zawsze, gdy zasiadała w kasie i zdejmowała z okienka zasłonkę widziała kilka twarzy przyciśniętych do szyby i wielki tłum napierający z tyłu.

- Kolejka była tak wielka, że ci, którzy byli na jej początku byli wręcz wciśnięci w kasę. Krzyk, ścisk a przed kinem stoją ci, którzy sprzedają bilety, po kilkakrotnie zawyżonej cenie, czyli tak zwane "koniki". Pewnie dziś młodzi ludzie nawet nie widzę kim taki "konik" był. Ale tak to wyglądało - opowiada. Ona sama po roku pracy w "Adrii" odeszła do innego, koszalińskiego kina - "Muzy".

- Jednak tam atmosfera była już zupełnie inna. To nie było kino premierowe jak "Adria" i ludzi było już mniej. I co ważne, nie było już tego cudownego napięcia tuż przed rozpoczęciem filmu jakiego można było doświadczyć w "Adrii". Ta chwila, gdy zaraz zobaczymy coś, czego jeszcze nikt w Koszalinie nie widział, była doprawdy magiczna. Ludzie się kręcą, są podenerwowani, a tu nagle gaśnie światło i słyszy się takie leciutkie westchnienie, że to już, że to teraz. "Adria" zawsze będzie mi się kojarzyć z takimi właśnie chwilami - dodaje.

Bruce Lee był tylko jeden
W "Adrii" został pan Lech. Przez kilkadziesiąt lat patrzył na koszalinian przez wąską szybkę kinooperatora. Zmieniały się filmy, mody, stroje, obyczaje, technika. Ale publiczność zawsze była ta sama i reagowała tak samo: śmiechem, strachem, zaciekawieniem, albo znudzeniem. W zależności od filmu. Gdy zaczynał pracę królowały westerny (Rio Bravo", "W samo południe") i "Zorro". Potem pojawiło się kino polskie, a pokaz "Popiołu i diamentu" był prawdziwym wydarzeniem. Przez jakiś czas wojewódzki oddział Centrali Wynajmu Filmów, który mieścił się w Koszalinie, nakazał, aby repertuar był dzielony sprawiedliwie: połowa filmów to filmy zachodnie, a reszta była zarezerwowana dla filmów radzieckich i z innych socjalistycznych krajów.

Jednak kierownictwo kina starało się ten nakaz delikatnie omijać, bo trzeba było zarabiać, a na filmy "wschodnie" mało kto chodził. Raz tylko partyjne władze próbowały wykorzystać kino do swoich celów. Wymogły, aby w wigilię Świąt Bożego Narodzenia grać trzy seanse, jak w każdy normalny dzień. Chodziło o to, aby odciągnąć młodych ludzi od świątecznego stołu i od ich rodzin. Akcja skończyła się klęską. W pierwszym roku salę wypełnili przysłani żołnierze, w drugim nikt.

- Tylko przyszedł ktoś z wojewódzkiego komitetu partii i pytał się jak tam. No to my, że kiepsko, nikogo nie ma. I na tym się skończyło - wspomina koszalinianin.

Potem ekranem zawładnęły japońskie potwory z Godzillą na czele i "Gwiezdne Wojny". W stanie wojennym przez pewien czas można było puszczać tylko polskie filmy wojenne ("Jarzębina czerwona"). Ale to był jedyny okres, gdy sala świeciła pustkami.

Rezygnacja i smutek wśród ludzi były tak wielkie, że wszyscy siedzieli w domach. Nie trwało to jednak długo.

Wkrótce nadszedł hit wszechczasów - "Wejście smoka". - Trudno to opisać. Kolejki były takie, że kończyły się przy ulicy Zwycięstwa, a nasi bileterzy dokonywali cudów, aby okiełznać tłumy. Ludzie chodzili na film po kilkanaście razy. Ale, co ciekawe, inne tego typu filmy już takiej furory nie zrobiły. Bruce Lee był tylko jeden.

Ostatnie lata pracy to już powiem nowych czasów. Pod koniec lat 80 amerykańskie filmy zaczęły pojawiać się szybciej i w większej ilości niż to bywało, zmieniał się system dystrybucji. - Odszedłem na samym progu wielkich zmian. Ale może to i dobrze... - mówi z uśmiechem Lech Ratajczak.

"Adria" była tu cały czas
Oboje bardzo żałują, że "Adrii" już nie ma. Mówią, że wielu wspaniałym ludziom przez długie lata udało się wypracować prestiż tego kina i jego znaczenie. Dzięki temu mieszkańcy Koszalina i regionu mogli przez pół wieku oglądać najlepsze filmy danego czasu i to w pierwszej kolejności.

Ze szczególnym sentymentem wspominają niedzielne, filmowe poranki dla dzieci wyświetlane w "Adrii". - To były zestawy bajek na przykład z Bolkiem i Lolkiem lub Colargolem albo jeden pełnometrażowy film jak choćby przygody Pipi Langstrump. Dzieciaki były przeszczęśliwe - wspominają

- Przez te kilkadziesiąt lat dorosło kilka nowych pokoleń, a "Adria" była tu cały czas. Gdy ją zamknęli coś się bezpowrotnie skończyło - wzdychają.

Na emeryturze chodzą do kina, ale rzadko. Co jakiś czas odwiedzali "Adrię", ale pan Lech nie najlepiej czuje się w fotelu, na sali. Tak długo oglądał filmy z tak zwanej "dziupli", czyli miejsca skąd puszczał filmy, że odkąd, gdy już nie pracuje nie może przyzwyczaić się do oglądania filmów z widowni. Nie wybierają się też do Multikina. Zbyt przypomina fabrykę. Tyle sal zamiast jednej, wszędzie popcorn. Tu się robi wszystko, aby jak najwięcej ludzi zobaczyło jak najwięcej filmów w jak najkrótszym czasie. Oni wychowali się na innym kinie.

- Tęsknimy za starą "Adrią" - uśmiechają się.

Koniec „Adrii”
Koszalińskie kino "Adria" istniało 62 lata. Zostało zlikwidowane w 2008 roku Właściciel zawiesił działalność po tym, gdy w mieście otworzono centrum handlowe z sześciosalowym Multikinem. Przez ponad pół wieku "Adria" była najważniejszym, największym i najnowocześniejszym kinem w regionie.

* * *
P.S. W 2020 roku pomieszczenia Adrii znowu odżyły. Kino co prawda zniknęło, ale nazwa pozostała. Muzyczne małżeństwo - Magdalena Łoś-Wojcieszek i Kacper Wojcieszek - otworzyło tu Teatr Muzyczny "Adria". Na jego deskach grane są obecnie musicale.

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera