Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie mieli nic, wybudowali fabryki

Piotr Polechoński [email protected]
łut szczęścia i zdrowy rozsądek - to sposób na biznes - mówią Andrzej Woźniakowski (z lewej) i Janusz Jankowiak.
łut szczęścia i zdrowy rozsądek - to sposób na biznes - mówią Andrzej Woźniakowski (z lewej) i Janusz Jankowiak.
Zaczęli od handlu bananami, skończyli stawiając w Koszalinie i w Słupsku wielkie fabryki szyb.

Dwaj koledzy ze szkolnej ławki nie mieli nic, gdy od zera budowali firmę Jaan. Kilka dni temu ją sprzedali. - Żal jest wielki, ale trzeba wiedzieć, kiedy odejść - mówią.

Gdy w 1976 roku Andrzej Woźniakowski i Janusz Jankowiak zdawali maturę nie przypuszczali, że ich kraj tak się zmieni, że wybudują wielkie fabryki. Chodzili do tej samej klasy w tym samym koszalińskim ogólniaku im. Stanisława Dubois.

Pomimo to nie znali się za dobrze i raczej mieli różne grona znajomych.

- Na pewno wpływ na to miał fakt, że ja do Koszalina przyjechałam dopiero, gdy byłem w trzeciej klasie liceum. Wcześniej mieszkałem w Gdyni i gdy rodzice zdecydowali się przeprowadzić, pojechałem wraz z nimi - wspomina Andrzej Woźniakowski.

Po maturze każdy wyjechał w swoją stronę: Woźniakowski zaczął studia na Politechnice Gdańskiej (wydział elektroniki), a Janusz Jankowiak, rodowity koszalinian, naukę kontynuował w miejscowej Wyższej Szkole Inżynierskiej.

Pomarańcze, banany, mandarynki
Woźniakowski do Koszalina wrócił w połowie lat 80. Czasy były ciężkie, dopiero co skończył się stan wojenny. Apatia i zniechęcenie wyzierało z każdej strony. W sklepach brakowało podstawowych towarów, ludzie źle zarabiali.

Obaj pracowali na państwowej posadzie, bo mało kto odważył się wtedy pracować wyłącznie na własny rachunek. Choć takie możliwości były, najczęściej działalność gospodarczą prowadziło się jako dodatkowe zajęcie i to na niewielką skalę. Po jakimś czasie obaj zdecydowali się taką działalność rozpocząć. Zaczęli handlować towarami z Niemiec.

- Zająłem się biznesem z konieczności. Z państwowej posady trudno było wyżyć, trzeba było rozejrzeć się za czymś innym. Ale potem wciągnęło mnie to na dobre - opowiada Woźniakowski.

Z początku przywoził opony, potem przerzucił się na cytrusy. Pomarańcze, mandarynki, banany - w Polsce to był wielki rarytas. Jechał samochodem do Berlina, robił zakupy i wracał. Potem brał stolik, szedł na bazar i handlował. W Koszalinie nie było rynku, na którym by nie sprzedawał.

- W niejedną zimę tupałem na mrozie i niejeden raz przemokłem do suchej nitki. I gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że w przyszłości będę właścicielem fabryki, nie uwierzyłbym - mówi.

W tym czasie ponownie zeszły się jego drogi z Januszem Jankowiakiem. Okazało się, że kumpel ze szkoły tak samo handluje jak on. Też cytrusy i też z Niemiec. Połączyli siły.

"Weźcie się za szyby"
Tymczasem powoli kończył się PRL i zaczynała nowa Polska. Owoce przestały się opłacać, bo na rynek weszły światowe koncerny. Trzeba było poszukać czegoś innego. Ktoś im podpowiedział: "weźcie się za szyby samochodowe, u nas nikt tego nie robi".

Pomyśleli, że można spróbować, choć o szybach nie mieli bladego pojęcia. Pojechali i przywieźli 40 sztuk. Brakowało im wtedy wszystkiego, a najbardziej pomieszczeń. W końcu wynajęli jakiś korytarz przy ulicy Połczyńskiej i wstawili tam towar.

Gdy przyszli następnego dnia odkryli, że sześć najdroższych szyb pękło w drobny mak. Nie wiedzieli, że trzeba je ustawiać z głową - po prostu rozsypały się pod własnym ciężarem.

Zastanawiali się potem, czy to nie jest zły znak, ale zrezygnować nie mieli zamiaru. Zaczęli jeździć do warsztatów samochodowych i mówić, że mają dobre szyby w dobrych cenach. I szyby zeszły na pniu. Wtedy wiedzieli, że pomysł był dobry i postanowili założyć wspólny biznes. I tak w czerwcu 1991 roku powstała firma Jaan.

- Dlaczego taka nazwa? Wówczas wszystkie firmy nazywały się podobnie, a my chcieliśmy się wyróżniać. Nazwa składa się z fragmentów naszych imion: Janusz i Andrzej - mówią.

Choć pracowali tylko we dwóch, interes zaczął się kręcić. Jeździli do ludzi z branży i uczyli się wszystkiego, czego tylko mogli się dowiedzieć o szybach.

W 1993 roku stworzyli własną sieć montażową w Koszalinie i w kilku innych polskich miastach (między innymi w Szczecinie, Bydgoszczy i w Katowicach). W tym czasie zatrudnili też pierwszych 25 pracowników - większość z nich pracuje w firmie do dzisiaj.

Dwa lata później przestali szyby sprowadzać, zaczęli je produkować. W Koszalinie powstała pierwsza fabryka Jaana i w ciągu kilku lat stała się znana w kraju, a potem za granicą.

Dziś oprócz koszalińskiej fabryki (przeniesionej do specjalnej strefy ekonomicznej) działa też druga, w Słupsku.

A firma podzieliła się na dwie odrębne spółki: Nordglass (odpowiedzialna za produkcję) i Jaan Autoglass (montaż i dystrybucja). Obecnie Jaan produkuje 700 tysięcy szyb rocznie (piąte miejsce w Europie), do wszystkich modeli samochodów osobowych, ciężarowych i autobusów. W obu spółkach pracuje ponad 800 osób.

Wierzyliśmy, że nam się uda

- Jaka jest recepta na sukces? Łut szczęścia plus zdrowy rozsądek - zapewniają biznesmeni. Przypominają, że w czasie, gdy oni zaczynali, również i inni parali się biznesem.

- I po większości z nich nie ma już śladu. Gdy pojawiają się pierwsze duże pieniądze, bardzo łatwo jest się nimi zachłysnąć i, mówiąc zwyczajnie, przejeść je, zamiast zainwestować w rozwój firmy. A to jest rzecz kluczowa - podkreśla Andrzej Woźniakowski.

Opowiada, że gdy wszyscy pracownicy w firmie dawno już mieli odtwarzacze video, tylko oni dwaj ich nie mieli. - My byliśmy na końcu, najważniejsza była firma. Udało się nam, bo właśnie w ten sposób podchodziliśmy do tego wszystkiego. Nasz amerykański sen się spełnił, bo wierzyliśmy, że nam się uda
- mówi.

Twierdzą, że udało im się ze sobą wytrzymać tak długo, bo każdy wiedział, w czym lepiej się realizuje i zamiast konkurowania ze sobą, uzupełniali się wzajemnie. - Ja lepiej czułem się w handlu, a Janusz w produkcji i trzymaliśmy się tego podziału cały czas.

On kierował Nordglassem, a Jaanem zarządzałem ja - ujawnia Woźniakowski. Przyznaje, że często dzieliły ich spory, a przede wszystkim temperament. On jest spokojny i opanowany, a Jankowiak reaguje znacznie bardziej impulsywnie.

Potwierdzają to pracownicy. - Zawsze łatwiej było dogadać się z Jankowiakiem. Choć to nerwus i potrafi nieźle opieprzyć, to za chwilę przeprasza i wszystko jest ok. Za to nigdy nie budował takiego dystansu wobec siebie, jak Woźniakowski - opowiadają.

Nie oddaliśmy firmy byle komu
Decyzję o sprzedaży obaj koszalinianie tłumaczą tak samo. - Trzeba wiedzieć, kiedy odejść i w naszym przypadku taki moment właśnie nadszedł. Żal jest wielki, ale to najlepsza chwila - zapewniają.

Dodają, że stworzyli Jaan/NordGlass od podstaw i doprowadzili do takiego poziomu, który od właścicieli wymaga już innych umiejętności, wiedzy i kontaktów

- Aby nie stać w miejscu, trzeba było znaleźć kogoś, kto zagwarantuje firmie dalszy rozwój. O własnych siłach byśmy nie dali rady tego zrobić. Dlatego nasz wybór padł na Enterprise Investors. Na pewno nie oddaliśmy naszego "dziecka" byle komu - mówi Janusz Jankowiak.

Żaden z nich nie wybiera się na emeryturę. Janusz Jankowiak zostaje w Nordglassie i będzie kierował produkcją. Andrzej Woźniakowski, pomimo że z firmy odchodzi, myśli o zaangażowaniu się w inny biznes.

- W jaki? Na razie to tajemnica. Ale z szybami to już koniec - śmieje się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!