Szybko odcinek ten zyskał miano "autostrady Dębowa". Na nic apele o zamontowanie progów zwalniających na tym odcinku. Reakcją drogowców było wymalowanie znaków poziomych informujących o ograniczeniu prędkości pojazdów do 30 km/h. Bo, jak tłumaczyli, ograniczają ich przepisy. A te mówią jasno: niedopuszczalne jest stosowanie progów zwalniających na jezdniach innych niż bitumiczne, jeżeli nie można zastosować oznakowania poziomego. Słowem: płyty "pracują", więc szybko taki próg zwalniający zostałby uszkodzony i stracił swoje właściwości.
Jednak mało kto się do tego oznakowania stosuje. Jeden z mieszkańców, w obawie przed tym, że w końcu dojdzie do nieszczęścia, postawił zareagować. Postawił swój samochód terenowy na końcu Dębowej, nieopodal wyjazdu na ulicę Wojska Polskiego. Nakleił odpowiednie oznaczenia o ograniczeniu prędkości. Nie zabrakło oczywiście "życzliwych", bo mieszkańcowi szybko urwano lusterka w postawionym aucie.
Jak napisali użytkownicy facebookowej grupy Przyjaciele Rokosowa, służby takie jak policja czy straż miejska od miesięcy nie potrafią sobie poradzić z amatorami nadmiernych prędkości na Dębowej. "Różnie można oceniać postawienie tam samochodu na znak protestu, ale znaczne przekroczenia prędkości na Dębowej to poważny kłopot" - czytamy. Głosy mieszkańców są podzielone. - Faktem jest, że problem istnieje, auta jeżdżą tędy za szybko. Ale czy takie "szeryfowanie" to dobre rozwiązanie? Postawienie ot tak samochodu to też zagrożenie - mówi nam jedna z mieszkanek. - Zakazu parkowania, czy zakazu zatrzymywania się nie ma. To auto może tam stać - kontruje jeden z naszych czytelników. - Inni jeżdżący tędy zmuszeni są do obniżenia prędkości i zwiększenia czujności. Więc cel osiągnięty. Owszem, to nie jest idealne rozwiązanie. desperackie wręcz. Ale skoro od miesięcy temat jest ignorowany przez służby, to w końcu ktoś się za to wziął. Pewnym pomysłem jest np. ustawienie i oznaczenie specjalnych wysepek. Widziałem takie rozwiązania w Niemczech. Sprawdzają się, samochody muszą robić tzw. mijankę, ale dzięki temu jeżdżą wolniej - dodał. - Te płyty dają w kość mieszkańcom. Jest hałas, odczuwalne drżenia. Stosowanie się do ograniczeń prędkości przychodzi niestety z trudem. Do pierwszej tragedii - dodaje jeden z mieszkańców.
A co na ten temat uważa sam inicjator akcji i właściciel auta? - Jestem bardzo uparty i zdeterminowany. Samochód może tam stać, nie ma zakazu. Ludzie nie śpią w nocy przez pędzące pojazdy i drgające płyty. Chcemy żyć w spokoju i bezpiecznie, więc dopóty nie znajdzie się żadnego sensownego rozwiązania dla wszystkich, dopóki mój samochód będzie tam stał. I tylko tych lusterek szkoda, ale wytrzymam - podsumował.
Zobacz także: Wypadek w Koszalinie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?