Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od czterech miesięcy handlują bez umów

ima
archiwum
Mija czwarty miesiąc odkąd część kupców z okolic molo handluje bez umów z miastem. W grudniu walczyli o przetrwanie za wszelka cenę, dziś stawiają warunki.

Gdyby nie grudniowa uchwała, handlujący od 11 lat na 26 stoiskach handlowych przy dojściu do molo, musieliby stąd zniknąć. Jeden głos, głos Adama Wieczorka, radnego PO, który wyłamał się z dyscypliny klubowej przeważył i rada zdecydowała o pozostawieniu ich na kolejne dwa lata. Uchwała przewidywała możliwość trzymiesięcznego wypowiedzenia, gdyby miasto wcześniej opracowało koncepcję zagospodarowania dzielnicy uzdrowiskowej z okolicami molo włącznie. Nim doszło do korzystnego dla kupców głosowania, ci lobbowali w swojej sprawie docierając do wszystkich klubów rady, deklarując nawet dokonanie na własny koszt pewnych zmian, które pozwolą skończyć z bazarowym wizerunkiem dojścia do molo.

W grudniu wygrali, ale do dziś większość z nich handluje bezumownie. - Umowy podpisało 15 podmiotów - mówił nam w środę rzecznik prezydenta miasta Michał Kujaczyński. W poniedziałek 8 kwietnia zniecierpliwiony prezydent wysłał pisma do wszystkich handlujących bezumownie, dając im 7 dni na ostateczne uregulowanie formalności z miastem. Kto nie podpisze, będzie traktowany jak handlujący "na dziko". Od rozesłania pism minął ponad tydzień i … niewiele się zmieniło. - Te 7 dni myszą być liczone od momentu odebrania pisma, a nie wszyscy jeszcze je odebrali - tłumaczy rzecznik .

W czym rzecz? - Warunki umowy, które narzuca prezydent są nie do przyjęcia - mówi handlujący tuż przy molo Jacek Walczyk. - Praktycznie miasto uniemożliwia nam działalność.

Dlaczego? Bo na mocy nowych umów kupcy nie mogą robić tzw. wystawek, zajmujących często drugie tyle miejsca co kiosk. Towar można eksponować tylko w kiosku, lub na stojakach z jednej strony kiosku, wychodząc jednak nie dalej niż 1,5 metra w bok. Niemożliwe jest obwieszanie towarem markiz kiosków. Służące ekspozycji stojaki nie mogą też być stabilizowane kawałkami płyt chodnikowych jak do tej pory. Nie wolno też handlować niczym innym niż rękodzieło, pamiątki i produkty regionalne. Niby nic w tym nowego, bo na nic innego nie pozwala ustawa o lecznictwie uzdrowiskowym, ale urzędnicy magistratu przez lata przymykali na to oko.

- To polski produkt regionalny! - mówi z naciskiem Jacek Walczyk - wskazując na skórzane, zimowe czapy i kolorowe szale. Wylicza, że likwidacja zadaszonego plandeką miejsca ekspozycji towaru i budowa nowej konstrukcji zajmującej tylko dozwolona powierzchnię oznacza dla niego dodatkowe słone koszty. - To wydatek rzędu 10 tysięcy złotych! Kogo na to stać?

To tylko część zastrzeżeń, które usłyszeliśmy. Kolejne budzi prawo do rozwiązania umowy przy najmniejszym uchybieniu. Ten komu magistrat udowodni nieprzestrzeganie umowy, dostanie 30 dni na usunięcie się z zajmowanego miejsca. Uwag do treści umów nie mają za to sprzedawcy biżuterii, których cały towar i tak eksponowany był tylko w kioskowych witrynach. To oni stanowią większość tych, którzy umowy już mają.

Co będzie dalej? Jacek Walczyk mówi, że on jeszcze nie dostał prezydenckiego ultimatum. Co zrobi gdy dostane? - Nie wiem, bo dla mnie podpisanie umowy w kształcie proponowanym przez miasto oznacza, że nic nie sprzedam.

- Przecież kształt umowy został przedyskutowany z szefami klubów rady - przypomina Michał Kujaczyński. - A walcząc o pozostanie w tym miejscu, kupcy godzili się na zmiany.

Krótką pamięć wytyka im dziś Andrzej Mielnik, radny niezależny i szef Kołobrzeskiego Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców w jednej osobie. To on był głównym inicjatorem przygotowania projektu uchwały, przedłużającej kupcom umowy na kolejne dwa lata. - Ale wszyscy byliśmy zgodni co do tego, że warunkiem musi być wprowadzenie pewnych zmian, bo trzeba zmienić wizerunek tego miejsca już teraz. Rozmawiałem z prezydentem na temat umów, bo pewne zapisy faktycznie są dyskusyjne, ale prezydent stwierdził, że jeśli będzie negocjował z każdym z kupców z osobna, zacznie się eskalacja żądań. Jako właściciel terenu ma prawo do takiego stanowiska. Sam na jego miejscu stawiałbym określone warunki. Wiem, że część kolegów nie godzi się na te stawiane przez miasto i chce dochodzić swoich praw. Ale część umowy podpisała. Jako stowarzyszenie nie chcemy więc włączać się w tę dyskusję. Gdy w ubiegłym roku stanąłem po stronie kupców z okolic molo, wielu ludzi miało do mnie o to pretensje. Słyszałem uwagi, że gdy dostaną te dwa lata, pojawią się nowe żądania. Teraz proponuję by przypomnieli sobie jak walczyliśmy o to by w ogóle przetrwali. Na jakie ustępstwa skłonni byli wtedy przystać i że podstawowym warunkiem były natychmiastowe zmiany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!