Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patrzyli, jak Hamas bombarduje ich wakacje. Do Polski przylecieli Herculesem. Tych dni nie zapomną już nigdy [ZDJĘCIA]

Jakub Roszkowski
Jakub Roszkowski
Izrael sprzed 6 października odszedł już prawdopodobnie na zawsze i nikt go już takim, jaki był do tego dnia, nie zobaczy.
Izrael sprzed 6 października odszedł już prawdopodobnie na zawsze i nikt go już takim, jaki był do tego dnia, nie zobaczy. Jakub Roszkowski
Widziałem Izrael w ogniu. Oto Ziemia Święta na chwilę przed i 48 godzin po pierwszych atakach rakietowych na Jerozolimę, Tel Awiw, Jaffę. Byliśmy tam jako turyści.

Izrael sprzed 6 października odszedł już prawdopodobnie na zawsze i nikt go już takim, jaki był do tego dnia, nie zobaczy. W szabas, czyli w sobotę, 6 października wcześnie rano plaża w Telawiwie była pusta. Bezludna. Inna.

Plan zakładał jednak, że ostatniego dnia wakacji, po zwiedzeniu Jerozolimy, Betlejem i zaliczeniu muru okalającego Zachodni Brzeg Jordanu, czyli Palestynę, należy się wreszcie wszystkim dzień odpoczynku nad morzem, bez względu na okoliczności. Byliśmy we czworo: Karina, Monika, Leszek i ja.

Woda była ciepła, wręcz gorąca, dobre 25, a może nawet 26 stopni Celsjusza i - w porównaniu z Bałtykiem - strasznie słona. Ale kąpiel w Morzu Śródziemnym jak zwykle należała do wielkich przyjemności.

Syreny alarmowe zawyły około godziny 10. Z plaży słychać je było bardzo dobrze. Wyły gdzieś z okolic minaretu na starym mieście Jaffy, arabskiej dzielnicy Telawiwu. Z oddali widać było tę smukłą wieżę idealnie. Nie tylko ją, ale i wzgórze z dawną cytadelą, stare mury obronne, kawałek portu.

Niebo było niebieskie, bezchmurne, słońce grzało mocno. Syreny nie zrobiły na nikim jakiegoś nadzwyczajnego wrażenia. Owszem, tętno na pewno lekko podskoczyło, ale to przecież normalne...

O ostrzale rakietowym informowało wycie syren. W ciągu minuty całe lotnisko Ben Gurion opustoszało, a podróżni skryli się w specjalnych schronach.
O ostrzale rakietowym informowało wycie syren. W ciągu minuty całe lotnisko Ben Gurion opustoszało, a podróżni skryli się w specjalnych schronach. Jakub Roszkowski

Ludzie, którzy już tu kiedyś byli, opowiadali, że raz na jakiś czas włącza się taka syrena i nawet lecą jakieś rakiety, jednak zawsze zbija je Żelazna Kopuła, dzieło izraelskiej myśli militarnej, strącające wszystko, co chce zaatakować to miasto. Nie ma sensu się tym za bardzo przejmować.

I rzeczywiście, trzy rakiety zostały strącone na naszych oczach. W okolicy zapachniało karbidem. A później wybuchła jeszcze jakaś podwodna mina. To było już dość dziwne, nietypowe zdarzenie, ale po kilku minutach żywej dyskusji o tym, temat ucichł.

Policjantów pojawiło się wprawdzie bardzo dużo, jeździły nawet jakieś wozy opancerzone, ale turystów - tych trochę się tu jednak zaczęło kręcić - nie zatrzymywali.

Uznaliśmy więc, że nie stało się nic nadzwyczajnego. Czteroosobową ekipą z Koszalina poszliśmy więc dalej, zwiedzić Neve Tzedek, zabytkową, jedną z pierwszych dzielnic Telawiwu, założoną jeszcze w XIX wieku przez pierwszych żydowskich osadników.

Pachnące lawendy w parku, stary dworzec kolejowy tuż obok, niskie, nietypowe domki, a pomiędzy nimi wąskie uliczki, wszystko ciche, jakby opuszczone, choć wszędzie reklamowane jako dzielnica artystów, młodych, wyzwolonych ludzi, robiło dość niezwykłe wrażenie. Ale przecież był szabat, ważne święto, na pewno więc wszyscy się modlą…

Dopiero przed szesnastą, już w kamienicy na Yehuda Margoza street, 29-letnia Ana z Serbii wyjaśniła, że normalnie w szabat miasto tętni życiem jak nigdy w tygodniu, ale dziś od siódmej rano ogłoszono stan wyjątkowy, a ludzie powinni pozostać w domach.

Opustoszałe miasto Tel Awiw. Jest 6 października.
Opustoszałe miasto Tel Awiw. Jest 6 października. Jakub Roszkowski

- Dziś Arabowie ze Strefy Gazy zaatakowali cywili w Izraelu, wielu porwali, wielu zamordowali, na kraj wypuścili tysiące rakiet - opowiadała, wyraźnie zaskoczona, że nikt nas o tym nie poinformował.

Uspokajała jednak, że Izrael już przygotował odwet. Dopytywała, czy wiemy gdzie jest schron, taki musi być w każdym budynku i przestrzegała, by na razie nie wychodzić z domu, nikomu nie podawać hasła do wejściowych drzwi i być czujnym, zwłaszcza w naszej dzielnicy arabskiej, bo wielu terrorystów zinwigilowało obszar Izraela i wniknęło na jego teren. Mogą być wszędzie, także tutaj, w Jaffie. Przypomniała, że bezwzględnie po usłyszeniu alarmu mamy natychmiast wszystko porzucić i biec do schronu.

- Trzymajcie się i nie bójcie. To urok Izraela - spróbowała jeszcze zażartować, machnąwszy ręką.

Pół godziny później znowu wyją syreny, ale w schronie Ana uspokaja, że żadna rakieta nie przebiła się przez kopułę i to raczej ostatni alarm tego dnia. Gdy jednak za 10 minut ponownie słychać ryk, a po chwili kolejne głośne, naprawdę bliskie uderzenia - wiemy, że to kopuła strąca nadlatujące nad Telawiw rakiety - Ana jest zdziwiona i tym razem już zaniepokojona.

- Tak dużo i tak długo tego jeszcze nie było - kręci głową.

Na rękach trzyma niespełna roczną córeczkę Leę, przeprasza, mała właśnie zrobiła kupkę, miała już nawet przygotowanego pampersa, ale wiadomo, musiała to odłożyć na później. Nikomu ten zapach nie przeszkadza, stuk rakiet znowu jest bliski. Kopuła działa jednak nadal bez zarzutu. Powoli zaczynamy wyczuwać karbid.

Na pokładzie Herculesa warunki były spartańskie, ale wszyscy cieszyli się, że wracają do domu
Na pokładzie Herculesa warunki były spartańskie, ale wszyscy cieszyli się, że wracają do domu Jakub Roszkowski

Cofnijmy się na chwilę do piątku, do ataku pozostało kilkanaście godzin. Autobus wyrzuca nas przed Checkpoint 5, jednym z wielu przejść granicznych między Izraelem a Autonomią Palestyńską. Dalej pojadą tylko Palestyńczycy.

Obcy mają iść specjalnym korytarzem. Na końcu jest Palestyna, inny świat, świat biedy, brudu, nieprzyjemnych zapachów, gorąca i namolnych taksówkarzy.

Za 200 szekli obwiezie nas po wszystkich najważniejszych miejscach Betlejem. Nie chcemy? Dobra, niech straci, weźmie po 30 od osoby. Odchodzi, podbiega kolejny. Twierdzi, że do najważniejszych miejsc jest bardzo daleko i że w jeden dzień nie dojdziemy. Krzyczy, żeby nie chodzić samemu. Kolejny szepcze do ucha, że tu jest dla nas niebezpiecznie. Lepiej jechać z nim. Ostatni gdzieś z tytuł wali prawdopodobnie czymś w blachę, do złudzenia przypomina to wystrzały z pistoletu, po czym podjeżdża z piskiem i radzi zabrać się jego autem. Nic z tego, Betlejem na piechotę jest - mimo tego smutnego zacofania Palestyny względem Izraela - cudowne.

Ale Palestyńczycy rzeczywiście patrzą na nas podejrzliwie.

To był piątek, przeddzień wybuchu tej wojny. Wróćmy do sobotniego wieczoru i do Jaffy.

Betlejem w Palestynie, miasto za murami.
Betlejem w Palestynie, miasto za murami. Jakub Roszkowski

Po południowo-wieczornych atakach noc była już spokojna, choć zapewne żaden turysta nie spał dobrze. Pojawił się strach.

Pierwsze próby dodzwonienia się do ambasady nie powiodły się. Podenerwowani ludzie wysyłali więc maile z prośbą o ewakuację do Polski. Zaczęły też zawiązywać się grupy wsparcia na portalach społecznościowych. Z Polski zaczęły docierać od znajomych przeróżne informacje, niektóre przerażające, wzmacniające niepokój, inne ze wsparciem, pytaniami o możliwość pomocy. Nas trzymała perspektywa, że już jutro wracamy do kraju.

W niedzielę wszyscy byli już na nogach o piątej rano. Samolot rejsowy, zaplanowany na niedzielę na godz. 11.40, został jednak odwołany.

To zdecydowanie obniżyło morale naszej grupy. Wreszcie udało się jednak połączyć z kimś z ambasady. Mężczyzna z drugiej strony słuchawki poradził, aby zostać w hotelu i czekać. Zaproponował, abyśmy podesłali na adres mailowy swoje nazwiska, adres pobytu i numery paszportów. Wówczas wpisze nas na listę osób oczekujących na ewakuację.

- Jest takich około 500 - powiedział. Właściciel apartamentu w Jaffie, był na szczęście wyrozumiały.

- Pewnie, w obliczu tej wojny możecie zostać w pokoju dodatkową dobę za darmo - powiedział.

Miasto było opustoszałe. Alarmy już się wprawdzie uspokoiły, ale niewielu wychodziło na zewnątrz. Co jednak ciekawe, lokale należące do Arabów, a Jaffa to dzielnica arabska, były w większości otwarte. Zdecydowaliśmy się na spacer. Bo w apartamencie można było zwariować. Sprzedawca bajgli, zapytany gdzie jest jego schron na wypadek alarmu, pokazał go nam na zapleczu. Ale miał tam zeskładowane talerze.

- Powiem wam, że tutaj nic nam nie grozi. To przecież stara arabska dzielnica. Oni w nas nie będą strzelali, więc nie trzeba się chować - skomentował starszy pan zaskakująco dobrym angielskim.

Ponieważ na portalach społecznościowych zaczęło pojawiać się coraz więcej informacji o kiepskim wsparciu ze strony ambasady i konsulatu, a także o niewiedzy urzędników o planowanych lotach, nasza czwórka zdecydowała się pojechać na lotnisko.

I to była najlepsza decyzja. Wprawdzie przejazd przez Telawiw autobusem, a później pociągiem do lotniska był obarczony sporym ryzykiem, opłaciło się.

Wojskowy Hercules, którym Polacy wrócili do kraju.
Wojskowy Hercules, którym Polacy wrócili do kraju. Jakub Roszkowski

W lotniskowej informacji skierowano nas do bramki 62, a tam wydano nam bilety na rejs samolotem rządowym do Warszawy. W międzyczasie zawyły syreny alarmowe, masy podróżnych pobiegły do schronów, a nad lotniskiem podwójna kopuła zbiła kilkanaście wypuszczonych przez terrorystów rakiet. Ostatecznie na pokład samolotu - ten był opóźniony i zamiast o godz. 9 odleciał około godz. 13 - nas jednak nie wpuszczono.

Usłyszeliśmy, że to był samolot dla pielgrzymek, to one są wysyłane priorytetowo, a nam wręczono bilety pomyłkowo. Upór spowodował jednak, że pojawił się oficer, który obiecał, że wylecimy kolejnym samolotem, bo ten jest już naprawdę zapełniony. Uwierzyliśmy. O godz. 22, zgodnie z zapewnieniem żołnierza, wsiedliśmy do samolotu wojskowego Hercules, by półtorej godziny później odlecieć do Polski. O godz. 5 rano Hercules wylądował na lotnisku wojskowym w Warszawie.

Sześć godzin z zatyczkami w uszach, żeby nieco zniwelować hałas panujący w maszynie, ale nikt z nas jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnął być w domu, wśród swoich najbliższych.

W poniedziałek po południu zadzwonił do nas ktoś z Ministerstwa Spraw Zagranicznych pytając, czy chcemy się ewakuować. Powiedzieliśmy, że bardzo dziękujemy. Ale jesteśmy już w Polsce.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera