Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pojedynek o życie

Wojciech Kukliński
Marcin Jurecki w ubiegłym sezonie występował w Bundeslidze. Z drużyną 1. Luckenwalder SC, w składzie z Włodzimierzem Zawadzkim i Krystianem Brzozowskim zdobył mistrzostwo Niemiec. Odniósł 11 zwycięstw.
Marcin Jurecki w ubiegłym sezonie występował w Bundeslidze. Z drużyną 1. Luckenwalder SC, w składzie z Włodzimierzem Zawadzkim i Krystianem Brzozowskim zdobył mistrzostwo Niemiec. Odniósł 11 zwycięstw. Fotorzepa
Jego walki trwały maksymalnie 10 minut. Jeżeli okazywał się sprytniejszy i przechytrzył rywala, wygrywał jeszcze szybciej. Teraz stanął do najdłuższego starcia w swoim 30-letnim życiu. Stawką tego pojedynku jest życie. Jego życie!

- Na świecie jest tylko jeden zawodnik, z którym nigdy nie wygrałem - mówi Marcin Jurecki, najlepszy polski zapaśnik stylu wolnego sprzed trzech lat. - To Rosjanin Buiswar Saitiew. Walczyłem z nim cztery razy i cztery razy nieznacznie przegrałem. Gdybym dziś stanął z nim oko w oko na macie, to wygrałbym! Dzięki sile mojej psychiki. Jestem pewny, że jeszcze go pokonam i to jako pierwszy w świecie. Saitiew nie przegrał przecież od dwunastu lat.
Dziś Marcin Jurecki, ósmy zawodnik igrzysk olimpijskich w Sydney, akademicki mistrz świata, jeden z najlepszych "wolniaków" w Europie i w Polsce, ma znacznie groźniejszego rywala. To rak. Średnio złośliwy. Zaatakował po cichu. Znienacka. Marcin, okaz zdrowia i siły, nawet nie spostrzegł, że w jego wnętrzu pojawił się śmiertelny wróg.

Siła nieznana

W lutym tego roku bolał go brzuch. Pojechał do kliniki, gdzie lekarz uznał, że przyczyną tych boleści jest wyrostek. Przeszedł zabieg chirurgiczny. Wrócił na matę. Ból znów się pojawił. W Wielką Sobotę był już nie do wytrzymania. Marcin znalazł się w koszalińskim szpitalu. Tu lekarze stwierdzili, że ma ropień na jelicie. Trafił pod nóż po raz drugi. Lekarze przesłali próbki do badania histopatologicznego. Wyniki przyszły po dwóch tygodniach. - W jednej sekundzie ja, taki silny, przyzwyczajony do stawiania czoła każdemu przeciwnikowi, stałem się bezradny - wyznaje zapaśnik z Białogardu.- Zagubiony jak malutkie dziecko. Nie wiedziałem, co dalej będzie ze mną, z moją rodziną. Lęk był ogromny. Dopiero moja ukochana żona Ania wyrwała mnie z otępienia. Powiedziała, że przecież mam dla kogo żyć. Mówiła: masz mnie i Mateusza. Wtedy podjąłem decyzję, że stanę do walki.
Chwycił za telefon, dzwonił po znajomych, którzy mogli pomóc. Czytał książki o nowotworach. Chciał wiedzieć o wrogu jak najwięcej. Sportowiec przed każdą walką także analizuje słabe i mocne strony rywala. A rozpoznanie zawsze było mocną stroną Marcina. Wiedział, że jeżeli ma stanąć do tego starcia, to musi nie tylko wiedzieć o rywalu niemal wszystko, ale i mieć doskonały plan. Dzięki żonie, przyjaciołom oraz lekarzom z kliniki onkologicznej w Warszawie taki plan powstał. Teraz realizuje go krok po kroku. Punkt po punkcie. Jest już po trzeciej operacji i siódmej chemioterapii. Schudł dwadzieścia kilo, ale ma niezachwianą pewność, że z każdym dniem szala zwycięstwa przechyla się na jego stronę. - W końcu to ja wygrywam - jest pewien.

Siła woli

Mówi, że gdyby nie choroba, nigdy nie poznałby prawdziwej siły swojego charakteru. Do tej pory pokonanie kogoś było zwykłą codziennością. Zwycięstwa dodawały mu pewności. Dzięki nim sądził, że jest twardy. Dopiero w obliczu śmiertelnego zagrożenia przekonał się, że wiara w wyzdrowienie, nadzieja, wola walki to najsilniejszy oręż w pokonywaniu choroby. Gdy jeździł do Warszawy na pierwsze chemie, już sam widok stolicy powodował u niego torsje. Dopiero po piątej chemioterapii zrozumiał, że poprzez żyły do jego organizmu trafia nie jakiś tam lek, a woda życia. - Teraz, gdy znam swojego przeciwnika, wiem, że go pokonam. Zdaję sobie sprawę, że to będzie długa walka. A wroga nie uda mi się oszukać jakimś zamarkowanym chwytem. Postawił mi twarde warunki. A ja po męsku je przyjąłem - mówi Marcin.

Jak wybawienie

Marcin nie zerwał ze sportem. Gdy tylko zdrowie pozwoliło, znów pojawił się na macie. Na razie jeszcze nie jako zawodnik. Andrzej Szwenk i Cezary Jastreb, trenerzy klubowi Marcina, namówili go, by swoim doświadczeniem podzielił się z zawodnikami z klubu. - Propozycję sztabu szkoleniowego przyjąłem jak wybawienie - komentuje zapaśnik. - Postawiłem sobie za cel, że w najbliższych igrzyskach olimpijskich w Pekinie wystąpi jeden z białogardzkich zapaśników. Przeprowadziłem szczere rozmowy z Wojtkiem Sadowskim i Kamilem Skaskiewiczem. Obaj mają przed sobą wspaniałą przyszłość sportową. Muszą tylko mocno uwierzyć w to, co robią. Tak jak ja uwierzyłem w siłę swojego życia. Teraz mamy wspólnotę interesów. I ona działa.
Sam Marcin chce znów stanąć na starcie sportowej rywalizacji. Chce udowodnić nie innym, ale sobie, że ciągle stać go na wygrywanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!