Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Popłynie dookoła ŚWIATA

Wojciech Kukliński [email protected]
Roman Paszke wypłynie jesienią w rejs swojego życia.
Roman Paszke wypłynie jesienią w rejs swojego życia. Internet
Roman Paszke, polski żeglarz, chce samotnie opłynąć glob. Stojąc za sterami supernowoczesnego katamaranu, zamierza pobić należący od dwóch lat do Brytyjki Ellen McArthur rekord świata.

Czeka już tylko na odpowiednią pogodę, by zacząć walkę. Z czasem, z siłami natury i samym sobą.

Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Chce spełnić kolejne marzenie swojego życia. Choć wkrótce będzie nosił na swoich barkach szósty krzyżyk, a na głowie ma same siwe włosy, to nadal tryska życiem.
- Każdy z nas ma w sobie takie coś, co pcha go w nieznane. Dzięki temu podejmuje się
- w ocenie innych - robić rzeczy niezbyt racjonalne, wręcz wariackie - mówi Paszke. - Ale pokonywanie swoich słabości, łamanie barier, które są w nas, daje człowiekowi najważniejszy powód do bycia dumnym z siebie.
Dookoła świata i ani mili dalej
- To nie będzie wycieczka, tylko pływanie na granicy wytrzymałości jachtu - zapewnia Paszke. - Ale żeglowanie po oceanach jest jak narkotyk. Ba, jest mocniejsze od niego. Z chorobą narkotykową można przecież skutecznie walczyć, a na oceaniczną ciągotę lekarstwa nikt jeszcze nie wymyślił - śmiejąc się mówi skipper katamaranu.
Jego rejs, zaplanowany na jesień, ma rozpocząć się w okolicach portu Falmouth. Opłynie m.in. Przylądek Dobrej Nadziei, od południa Australię, słynny ze sztormów Przylądek Horn. Paszke planuje pokonać trasę 21 600 mil morskich, bijąc rekord Towarzystwa Julesa Verne'a. Sam, w pojedynkę i bez pomocy z zewnątrz, ma zamiar dokonać tego w rekordowym czasie, czyli poniżej 71 dni, 14 godzin, 18 minut i 33 sekund. Paszke będzie żeglował tą samą trasą, co McArthur. Polski żeglarz chce podczas rejsu ustanowić też kilka innych rekordów, m.in. liczby mil pokonanych w ciągu doby. Obecny wynosi 610,3.
Niedoświadczenie doświadczonego
Paszke, choć jest najbardziej doświadczonym polskim żeglarzem oceanicznym, nigdy jeszcze nie pływał samotnie. Sam przyznaje, że najtrudniej będzie mu wytrzymać rejs psychicznie. - Najbardziej kluczowe będzie błyskawiczne refowanie żagli (zmniejszanie ich powierzchni, stosowane przy silniejszych wiatrach - dop. red.) w obliczu niebezpieczeństwa. Chwila spowolnienia i katastrofa gotowa - mówi. - Do tego potrzeba doświadczenia w samotnej obsłudze na pokładzie, a tego mi najbardziej brak.
Cud techniki bez lodówki
Polak w rejs wyruszy na katamaranie, który zbudowany został w szwedzkiej stoczni Marstrom Composite. Wykonano go w najnowocześniejszej technologii, która polegała na wygrzewaniu całych kadłubów w specjalnych piecach, zamiast wygrzewania poszczególnych jego elementów oddzielnie i późniejszego łączenia.
- Jacht, na którym chce się bić światowe rekordy, musi mieć dno tak gładkie, jak wewnętrzna strona uda kobiety - mówi nasz skipper.
Bioton (to od nazwy sponsora) ma 28 m długości i 33 m wysokości. Został wyposażony we wszelkie techniczne nowinki - dziesięć kamer będzie przekazywać obraz z jachtu za pomocą satelity, sztab w Falmouth będzie miał dostęp do najlepszych prognoz pogody. Elektroniczny samoster może
- gdyby żeglarz wypadł za burtę - sam prowadzić jacht po kursie nawet przez dwie mile, zaś nieszczęśnik, pływający w morzu, może zdalnie zawrócić jednostkę albo przynajmniej ją zatrzymać. Ta technologiczna bestia nie będzie miała jednak lodówki. - Na luksus posiadania takiego sprzętu mnie nie stać. Lodówka pochłania zbyt dużo energii - wyjaśnia Paszke.
Będzie snił na jawie
Paszke będzie musiał opanować ponad 600 m kw. żagli (grot plus gennaker), przy czym - według przepisów Towarzystwa Julesa Verne'a, które nadzoruje bicie rekordu
- nie może używać elektrycznego wspomagania przy windach i kabestanach. To nie jedyna trudność. Największą będzie brak snu.
- Jestem przygotowany do snu w rytmie kilku-kilkunastu sesji dziennie po kilka minut każda - mówi żeglarz. - Nie spodziewam się, aby na najtrudniejszych, czyli najbardziej uczęszczanych akwenach, najdłuższy sen miał potrwać pół godziny. Trudne dla snu są również akweny, na których panuje słaby wiatr. Wtedy zmuszony będę do szukania wiatru, a zatem nie będę mógł korzystać z elektronicznego samosteru.
Na pewno przyda się kawa, którą Paszke wyjątkowo lubi.
- Jestem kawoszem i odmiany kawy, po które specjalnie jeździłem do Szwajcarii, zabiorę z sobą na pewno - mówi.
- Także jako łasuch zabiorę kilka opakowań czekolady z orzechami. Będę miał również batony energetyzujące. Na pokładzie znajdą się także owoce, ale nie wiem, jak przetrwają one pobyt w strefie podzwrotnikowej.
Krok po kroku
Pierwszym krokiem do realizacji marzeń Romana Paszke był Conrad 40 R, jacht klasy Gemini. - Na nim wygraliśmy mistrzostwa Polski, lecz na Kieler Woche lały nas nawet dziewczyny na Rodeo (niemiecki One Toner z żeńską załogą - dop. red.). Różnice w szybkości były oczywiste, nawet odejmując nasz brak doświadczenia. Było jasne, że aby zbliżyć się do światowej czołówki, potrzebny jest lekki jacht z włókna węglowego - wspomina.
Tak powstał Gemini GTX. Pierwszy polski jacht hi-tech. Pozwolił polskiej załodze zająć dwudzieste miejsce na mistrzostwach świata w Marstrand. Marzenia zaczęły się realizować.
- Gdy spotkałem Marka Kwaśnickiego, właściciela firmy MK Cafe & Tea, i przedstawiłem mu swój projekt, zapałał do niego taką samą jak ja miłością - przypomina Paszke. To z tej miłości urodził się 1996 roku jacht MK Cafe, czyli jednostka klasy ILC 40. MK Cafe, pod amerykańską flagą, ale z mieszaną polsko-amerykańską załogą, dał Romanowi Paszke wymarzone zwycięstwo w prestiżowych regatach Admiral's Cap'97. Triumf ten wypromował w polskich mediach morskie żeglarstwo.
Paszke poszedł za ciosem. Zdecydował się na udział w najbardziej szalonych regatach XX wieku - The Race 2000. Reguły tych zawodów były proste i krótkie - "no limits". - Byłem niemal pewny, że MK Cafe będzie pierwszą kawą, która opłynie Ziemię
- opowiada Paszke. - Kwaśnicki zdecydował się jednak na realizację innego wielkiego projektu - pierwszego udziału polskiego jachtu w Pucharze Ameryki. Popłynąłem zatem katamaranem, który nazywał się Warta-Polpharma. Z dziewięcioosobową załogą na pokładzie udało nam się "zamknąć pętlę".
Marzenia kosztują
- Z pewnością zawiodę niektórych mówiąc, że realizacja marzeń nie jest drogim interesem. Trzeba tylko znaleźć realny sposób przedstawienia ludziom z kasą tego, czego chce się dokonać - twierdzi Paszke. - Koszt takiego projektu, jak mój, jest porównywalny z rocznym utrzymaniem załogi występującej w samochodowych rajdach.
Najnowsze przedsięwzięcie naszego żeglarza kosztować będzie około 1,5 mln euro.
Za marzenia płaci się nie tylko pieniędzmi, ale i obawami najbliższych. - Tak często staję do walki z nieznanym, że rodzina zdążyła już się do tych moich wyskoków przyzwyczaić. 25-letnia córka zresztą bardzo wspiera mnie w tych przedsięwzięciach. W chwilach zwątpienia, bo i takie, niestety, są, śmiało dzwonię do niej i mogę wygadać się do woli - zapewnia Paszke.
Chociaż te sekundy
- Nie ulega wątpliwości: jestem szczęściarzem. W życiu szczęście uśmiechało się do mnie nie raz. Jestem pewny, że i teraz mnie nie opuści - zapewnia Paszke, któremu Posejdon, grecki władca mórz, niejednokrotnie ogromnymi falami zalewał pokład. Złamany maszt, porwane żagle czy też porywisty, wywracający katamarany szkwał, powstający z niewielkiej wydawałoby się chmurki, dla niego nie są czymś wyjątkowym.
- Każde wypłynięcie z portu to spora niepewność, ale moim celem będzie ustanowienie rekordu świata - zapowiada Paszke.
McArthur w 2005 roku na trimaranie B&Q opłynęła glob w 71 dni, 14 godzin, 18 minut i 33 sekundy. - Byłbym szczęśliwy, gdyby udało mi się urwać chociaż te sekundy
- mówi Paszke.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!