Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy kołobrzeskiego sanepidu mówią: dość!

(ima)
archiwum
- Jeśli rząd chce nas zlikwidować, niech to zrobi, ale niech nas nie upokarza - mówią rozgoryczeni pracownicy kołobrzeskiego sanepidu, przyłączając się do ogólnopolskiego protestu. Chodzi o pieniądze.

W powiatowych stacjach sanitarno - epidemiologicznych całej Polski wrze. Pracownicy, głównie związkowcy, skarżą się na niskie zarobki i coraz gorsze warunki pracy. Protestują rozsyłając dramatyczne listy do prezydenta, parlamentarzystów i władz samorządowych.

Piszą o swojej misji dbania o zdrowie Polaków, odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa, o nieustannym dokształcaniu się na własny koszt, o rosnących wymaganiach. Zderzają je z pensjami, które od 2009 roku ani drgną (podniesiono je wtedy o 3 procent) i braku pieniędzy nawet na banalne materiały biurowe.

Do protestu, swoim listem podpisanym przez 31 osób, przyłączył się także kołobrzeski sanepid. List trafił m.in. do kołobrzeskiego posła PiS Czesława Hoca. Ten w reakcji na dramatyczny apel sporządził sejmową interpelację. W liście czytamy m.in.: "pragniemy wyrazić swój żal z powodu zepchnięcia naszej grupy zawodowej na margines ubóstwa społecznego. (...) W naszym zakładzie średni staż pracy wynosi 19 lat z osiąganym miesięcznym wynagrodzeniem 2 tys. 182, 67 zł brutto, podczas gdy średnia krajowa wynosi 3 tys. 633 54 zł brutto".

W rozmowie z nami pracownice sanepidu (niemal 90 procent z nich to kobiety) proszą o możliwość anonimowych wypowiedzi.

- Po 30 latach pracy na samodzielnym, choć nie kierowniczym stanowisku, po wyższych studiach, na rękę dostaję 1933 złote - mówi jedna z nich. - A ja po 35 latach niecałe 1800 złotych - dodaje kolejna.

Pod listem podpisali się niemal wszyscy pracownicy kołobrzeskiego inspektoratu. Brakuje nazwiska dyrektorki Barbary Hok. Gdy jej podwładni wysyłali list, była na urlopie. Do niej żaden z pracowników pretensji jednak nie ma, bo jak słyszymy "przecież nie ona ustala nasz budżet". - Pieniądze dostajemy za pośrednictwem wojewody - tłumaczą nasi rozmówcy.

Pensji dyrektorki do podanej w liście średniej jednak nie wliczono. - Uwzględniliśmy za to wszystkich pozostałych, z naszymi kierowcami i panią myjącą szkło włącznie - słyszymy.

Rozgoryczenie pobrzmiewa we wszystkich głosach: - Przez wiele lat nasze zarobki oscylowały wokół średniej krajowej. Teraz dzieli nas od niej przepaść. Ostatnią podwyżkę dostałam w 2008 roku. To było niecałe 60 złotych. Jedna trzecia z nas ma studia podyplomowe, non stop poszerzamy wiedzę. Stawia się przed nami kolejne zadania. Trzeba było opanować wiedzę dotyczącą m.in. systemu jakości HACCP, robiłyśmy to. Gdy sejm zabrał się za walkę z dopalaczami, to my z dnia na dzień musiałyśmy zamykać sprzedające je sklepy. A wiecie państwo jak sporządzamy protokoły na miejscu kontroli? Od lat wypisując formularze kopiowane biurową kalką. Proszę sobie wyobrazić jak patrzy na to właściciel wartego kilkadziesiąt milionów hotelu.

Rozgoryczenie potęguje rządowa odpowiedź, z której wynika, że sytuacja finansowa państwa na podwyżki nie pozwala oraz niepewny los kołobrzeskiego laboratorium. - Coraz więcej próbek do badań już teraz musimy wozić do Koszalina - słyszymy. - Do tego jeszcze z początkiem roku, na mocy ustawy o finansach publicznych nie możemy wypracowywać dochodów własnych.

Od tej pory dochody z komercyjnych badań laboratoryjnych (głównie wody i wymazów do pracowniczych książeczek zdrowia), zamiast zostawać w placówce, wędrują do budżetu państwa.
- Wracają, ale to wymaga czasu - tonuje Barbara Hok. Dyrektorka zwraca też uwagę, że dramatycznie niska średnia z listu pracowników nie do końca oddaje stan faktyczny, bo np. wśród pracowników po studiach, również podyplomowych, z ponad 20- letnim stażem, średnia pensja brutto wynosi 2 tys. 668 złotych, a pięcioro kierowników zarabia brutto od 2,9 do 4,9 tys. złotych.

- Nie zmienia to faktu, że w Państwowej Inspekcji Sanitarnej zarabia się za mało - przyznaje. - Zwłaszcza że działalność PIS to służba, a jej największą wartością zawsze byli ludzie, zaangażowani, wykształceni, czuwający 24 godziny na dobę nad bezpieczeństwem Polaków.

Sprawdziliśmy na kilku przykładach, jak zarabia kołobrzeska "budżetówka"

-Urząd Miasta: pierwsza umowa o pracę to ok. 1,8 tys. zł brutto. Pracownik z ok. 15- letnim stażem - ok. 3 tys. zł brutto (z dodatkiem stażowym). Naczelnik wydziału (staż ok. 15 lat) - 5 tys. 200 zł brutto (z dodatkiem stażowym).

- Urząd Morski w Słupsku: pierwsza umowa: 2,200 zł brutto; inspektor ok. 2,5 tys. zł brutto plus dodatek stażowy; kierownik obwodu ochrony wybrzeża - ok. 3 tys. zł brutto plus dodatek stażowy.

- Urząd Skarbowy: pierwsza umowa - referent - ok. 2 tys. 100 zł brutto; inspektor (pracownik samodzielny) - 2,4 - 2,7 tys. zł brutto plus dodatek stażowy; kierownik (kieruje 7- 14 pracownikami) - 3,800 - 4,300 zł brutto plus dodatek stażowy.

Kontroler działający w terenie ma dodatek od 10 do 40 procent wynagrodzenia zasadniczego; pracownik zajmujący się egzekucją ma od 3 - 6 procent prowizji od wyegzekwowanej sumy.
Wszyscy mogą liczyć na trzynastą pensję.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!