Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes KSM Przylesie Kazimierz Okińczyc wygrał w sądzie [szczegóły]

Marzena Sutryk [email protected]
Do sądu na rozprawę przyszedł m in. sam zainteresowany, prezes KSM "Przylesie” Kazimierz Okińczyc (pierwszy z lewej).
Do sądu na rozprawę przyszedł m in. sam zainteresowany, prezes KSM "Przylesie” Kazimierz Okińczyc (pierwszy z lewej). Radosław Koleśnik
Wczoraj dobiegła końca kilkuletnia batalia Kazimierza Okińczyca, prezesa Koszalińskiej Spółdzielni Mieszkaniowej "Przylesie", z policją, prokuraturą i sądami. Sprawa dotyczy dość długiej listy zarzutów.

Wczorajsze rozstrzygnięcie przed sądem było jasne. Z listy, na której było 28 zarzutów, tak naprawdę uchował się jeden. Co do pozostałych sąd podzielił stanowisko prokuratury, która wcześniej zdecydowała o umorzeniu śledztwa.

Śledztwo w sprawie KSM "Przylesie" rozpoczęło się w Prokuraturze Okręgowej w
lipcu 2008 roku. Wtedy to trafiło do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez władze spółdzielni; sprawy sięgały nawet 1992 roku. Do śledztwa włączyło się też Centralne Biuro Antykorupcyjne. Badano dokumenty finansowe.

Prokuratura prześwietlała kolejne zarzuty, m.in. sprawę przyznawania poza kolejnością mieszkań spółdzielczych rodzinom członków rady nadzorczej, rozpoczęcie budowy domów bez zawarcia umowy z przyszłymi najemcami, inwestowanie majątku spółdzielni oraz kupno udziałów i akcji w spółkach prawa handlowego bez zgody walnego zgromadzenia, pobieranie nienależnych opłat, wydzierżawienie w celach komercyjnych spółdzielczych parkingów, niegospodarność i naruszanie przepisów przy pobieraniu opłat za centralne ogrzewanie, nienależne pobieranie opłat z tytułu przekształcenia mieszkań w prawo odrębnej własności, zwalnianie z opłat na rzecz Telewizji Kablowej członków władz spółdzielni.

Na koniec prokuratura stwierdziła jednak brak znamion czynu zabronionego, a więc uznała, że zarząd "Przylesia" działa zgodnie z prawem i nie naraził spółdzielni na straty. Śledztwo zostało w efekcie umorzone.

Grupa spółdzielców, która wcześniej złożyła zawiadomienie do prokuratury, złożyła zażalenie na decyzję prokuratury. I stąd wczorajsza rozprawa. Z tym że sędzia Anna Sikorska-Obtułowicz już na początku rozprawy zdecydowała o wyłączeniu jej jawności. Mniej więcej trzy godziny później ogłosiła pomyślne dla prezesa rozstrzygnięcie, od którego nie ma już odwołania.

- Wszelkie poważne i niepoważne zarzuty, jakie sformułowała grupa członków spółdzielni i które sformułowano w trakcie postępowania prokuratorskiego, okazały się nietrafione - mówił nam później Jan Daszko, obrońca prezesa. - Na 28 zarzutów w czterech przypadkach prokuratura popełniła błąd: w trzech przypadkach przy decyzji o przedawnieniu prokurator powołał się na niewłaściwy zapis prawny. Jeden zarzut, dotyczący budowania w systemie deweloperskim, wymaga uzupełnienia od prokuratury o informację, czy ten system przynosił straty, czy zyski. To wszystko. Ta zabawa kosztowała Skarb Państwa 500 tysięcy, żeby można było sprawdzić to, co wymyśliła grupa spółdzielców, która nienawidzi prezesa, i by dowiedzieć się, że prezes i pozostali członkowie zarządu kierowali się interesem spółdzielców i że nie chcieli ich ograbić.

- Jesteśmy bardzo rozczarowani, że cała sprawa trwała tak długo - mówi Danuta Janus, która jest w grupie oskarżającej prezesa i która reprezentuje Krajowy Związek Lokatorów i Spółdzielców. - Do tego sądziliśmy, że oparcie w materiale dowodowym jest mocne. Naszym zdaniem sprawą powinna zajmować się inna prokuratura, spoza Koszalina. Poczekamy na pisemne uzasadnienie i na pewno będziemy dalej przyglądać się tej sprawie, bo według nas doszło do złamania prawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!