- Wiadomość o tym umorzeniu dotarła do nas dopiero w ostatnim czasie i próbowaliśmy rzecz wyjaśnić - mówi Tomasz Górski, wiceprzewodniczący koła LPR w Słupsku. - Mamy poważne wątpliwości, czy wszystko było zgodnie z prawem. Ratusz powołuje się na zapisy uchwały Rady Miejskiej, która w naszej ocenie takich kompetencji prezydentowi nie dawała. Ponadto nasze wątpliwości budzi fakt, że jedni, tak jak ten przedsiębiorca, mieli "podarowane" tak wielkie pieniądze, a w stosunku do innych ratusz tak hojny nie był i nie jest. Ponieważ w tym wypadku chodzi o poważną kwotę, chcemy, aby sprawę dokładnie wyjaśniła prokuratura.
Według słupskiego ratusza sprawa jest czysta.
Przedsiębiorca (nazwisko do wiadomości redakcji) w 1998 roku kupił lokal użytkowy przy al. Sienkiewicza w Słupsku. Zgodnie z umową miał zapłacić łącznie 453 tysiące złotych plus 84 tysiące podatku VAT. Wpłacił 136 tysięcy plus podatek VAT. Reszta, czyli 317 tysięcy została rozłożona na 4 roczne raty. Jednak tych pieniędzy ratusz się już nie doczekał. Za poprzednich władz miasta sprawę skierowano do sądu, a potem trafiła do komornika. Łącznie z oprocentowaniem rat i odsetkami za zwłokę dług przedsiębiorcy na początku 2003 roku sięgnął 882 tysięcy złotych.
Nowa władza, czyli prezydent Maciej Kobyliński, już na początku 2003 roku uznał, że lepiej się z dłużnikiem dogadać. 24 lutego 2003 roku została zawarta ugoda, która zakładała, że dłużnik spłaci 500 tysięcy złotych (raty plus ich oprocentowanie), a miasto podaruje mu 382 tysiące odsetek za zwłokę. Pieniądze trafiły do miasta w dwóch ratach: 26 lutego - 50 tysięcy, 3 marca - 450 tysięcy złotych.
- Przedsiębiorca był bardzo zadłużony - długi przekraczały wartość jego majątku. W drodze egzekucji komorniczej nie było szans na odzyskanie przez miasto pieniędzy - twierdzi Mariusz Smoliński, rzecznik prasowy prezydenta miasta. - Gdyby do tej ugody nie doszło, do kasy miejskiej nie wpłynęłyby z tego tytułu żadne albo bardzo małe pieniądze. A w ten sposób udało się zasilić miasto kwotą 500 tysięcy złotych.
- Dla mnie miasto ewidentnie na tym interesie straciło - twierdzi z kolei Igor Strąk, radny LPR. - Dziwi mnie, dlaczego, jeśli nabywca przez kilka lat nie płacił w terminie rat, miasto nie odzyskało tego obiektu. Nie wiem, jak była skonstruowana umowa sprzedaży, ale powinna chyba gwarantować miastu taką możliwość, gdy kupujący nie płaci. Gdyby lokal odzyskano, miasto mogłoby go powtórnie sprzedać albo przynajmniej wynajmować. Pieniądze te zasiliłyby budżet miasta, a tak przez cztery lata miasto grosza nie zobaczyło z tej transakcji, a na koniec podarowało odsetki. Trudno mi tu dostrzec interes miasta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?