MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przed nimi KARIERA

Rajmund Wełnic [email protected] Współpraca Marzena Sutryk
Z przodu od lewej: Michał Zygmunt, Szymon Wybrański, Marek Wronowski, Michał Tartanus na wręczeniu pierwszej nagrody podczas polskiej edycji Imagine Cup.
Z przodu od lewej: Michał Zygmunt, Szymon Wybrański, Marek Wronowski, Michał Tartanus na wręczeniu pierwszej nagrody podczas polskiej edycji Imagine Cup.
Ten artykuł powstał w edytorze tekstów Word i został wysłany do redakcji Outlook Expressem, programem pocztowym Microsoftu.

Oczywiście na komputerze obsługiwanym przez system operacyjny Windows. To wszystko dzieła Billa Gatesa, legendy branży informatycznej, z którym niedawno mieli okazję spotkać się dwaj młodzi studenci informatyki ze Szczecinka.

Marek Wronowski i Michał Tartanus, rocznik 1983. Starą maturę pierwszy zdawał w LO im. Księżnej Elżbiety, drugi w ogólniaku w "ekonomie". Poznali się dopiero na studiach na Politechnice Poznańskiej. Tam z Michałem Zygmuntem i Szymonem Wybrańskim stworzyli zespół informatyczny InPut.

Atari na dobry początek
Ale ta historia zaczęła się nie w Poznaniu, lecz od poczciwego komputerka Atari, który Michał, uczeń podstawówki, dostał od rodziców. Głównie grał. Nieco później przypadkiem wpadła mu w rękę książka o języku programowania Logo.

- Kompletnie nic z tego nie rozumiałem, ale wpisywałem linijkę programu po linijce - opowiada. Już w szkole podstawowej postanowił, że pójdzie do liceum o profilu informatycznym, a studia były naturalną konsekwencją tego wyboru.
Stefan Tartanus, ojciec Michała, jest znanym szczecineckim brokerem ubezpieczeniowym i nie kryje dumy z sukcesu syna. - Michał już w ogólniaku był stypendystą premiera - mówi. Mama Irena się śmieje: - Cała rodzina jest oswojona z nowinkami technicznymi, młodszemu synowi Rafałowi świetnie idzie na studiach elektronicznych i telekomunikacyjnych, nawet 74-letnia babcia bez kłopotów posługuje się komórką.

Zaczęli od zdrowia
Z Microsoftem, gigantem informatycznym z amerykańskiego Redmond, chcieli się wziąć za bary już trzy lata temu, ale jakoś się nie zorganizowali. Na czwartym roku czwórka przyjaciół była bardziej zdeterminowana i zgłosiła się do polskiej edycji konkursu Imagine Cup, w którym startuje około stu tysięcy młodych informatyków z całego świata, a Microsoft łowi wśród nich swoich późniejszych pracowników.

- Tematyką było zdrowie - wspominają. - Stworzyliśmy aplikację Food Explorer, który ma pozwolić osobie z problemami zdrowotnymi poruszać się wśród tysięcy produktów żywnościowych i kupić takie, które nie będą jej szkodzić.
Program musiał być łatwy w obsłudze i możliwy do użycia w sklepie podczas zakupów. Studenci wykorzystali przenośny komputerek i czytnik kodów kreskowych umieszczanych na każdym produkcie. Potem stworzyli bazę danych o składzie wyrobów i skonfrontowali je ze skutkami, jakie mogą wywołać u chorych osób. Potrzebne były konsultacje z lekarzami, żmudne ustalanie diet.

- Food Explorer działa w ten sposób, że skanujemy kod na produkcie i wpisujemy swoją wagę, wzrost, choroby, efekt, jaki chcemy osiągnąć, a program informuje nas, czy zjadając to lub to uda nam się schudnąć i czy się nie rozchorujemy - mówią wynalazcy.

Zajęli drugie miejsce, co ich mocno zabolało, bo wiedzieli, że konkurencja wcale nie była lepsza. Zawzięli się i postanowili, że za rok będą najlepsi.

Olśnienie nad frytkami
Temat (edukacja) znali już w zeszłe wakacje, ale do pracy na poważnie zabrali się późną jesienią. Długo szukali czegoś innowacyjnego, co samą ideą powaliłoby rywali. Myśleli i rozmawiali o tym w tramwaju, stołówce, w pociągu do Szczecinka.
- Olśnienie naszło nas w MacDonald's, gdzie po egzaminie poszliśmy na colę i frytki - opowiadają. - Program na konkurs ma umożliwiać wymianę plików w sieci i wspólną pracę nad jednym zadaniem przez wiele osób w różnych miejscach. W praktyce wygląda to tak, że można "przeciągnąć" okienko z naszego ekranu na ekran kolegi, wszyscy mają swój kursor myszy i mogą razem pracować, mimo że dzielą ich tysiące kilometrów. W szkole nauczyciel może tak kontrolować postępy uczniów, w biznesie dzięki programowi wiele osób stworzy jedno sprawozdanie. Zastosowań jest wiele. Twórcy aplikacji, którą ochrzcili "Onespace" ("Jedna przestrzeń"), zadbali o efektowną oprawę graficzną i - z pomocą uczelni - o materiały reklamowe i promocyjne.

Jechali na Red Bullu

Praca nad "Onespace" wciągała ich coraz bardziej, a po sesji zimowej pochłonęła zupełnie. Dzień w dzień, a raczej noc w noc, cała czwórka siedziała i tworzyła.
- Terminy goniły i pod sam koniec praktycznie nie wychodziliśmy z mieszkania, szkoda nam było nawet czasu, aby wyjść i coś zjeść, więc zamawialiśmy pizzę na telefon i popijaliśmy ją Red Bullem - mówi Michał.

Pod koniec było naprawdę gorąco, bo czas się kończył, a oni wciąż wprowadzali ostatnie poprawki. Gotowy program dosłownie na dwie godziny przed upływem terminu Szymon zawiózł pociągiem do warszawskiej siedziby Microsoftu. Walczyli z 50 projektami z całej Polski, z których wybrano potem 11 najlepszych i ich twórców zaproszono na dwudniowy finał. Poznański zespół zostawił wszystkich w pokonanym polu, mieli w kieszeni przepustkę na światowy finał Imagine Cup, który w sierpniu zawita do Seulu.

Wpadniecie do Billa?
Wiadomość, że sam Bill Gates, szef Microsoftu, chce zobaczyć, co Polacy wymyślili, spadła na nich jak grom z jasnego nieba, gdy już powoli zaczynali myśleć o obronie własnych prac magisterskich. Błyskawicznie załatwili wszystkie formalności i po dwóch tygodniach siedzieli w samolocie.

Redmond w stanie Waszyngton na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych znane jest tylko z tego, że jest siedzibą Microsoftu, koncernu, który zmonopolizował dużą część rynku informatycznego. Twórcą tej potęgi jest Bill Gates, jeden z najbogatszych ludzi na świecie (jego majątek szacuje się na 56 mld dolarów). Zaczynał w połowie lat 70. z Paulem Allenem w garażu, skąd wyszło wiele słynnych firm wysokiej technologii. Wiele też poszło z torbami, nim ktokolwiek zdołał o nich usłyszeć. Microsoft miał szczęście nie tylko dlatego, że stworzył wyjątkowe programy (a często twórczo rozwijał pomysły konkurencji), ale też bo potrafił je dobrze rozreklamować.

Microsoft, państwo w państwie

W świecie informatycznym Microsoft wzbudza mieszane uczucia, wiele osób programowo nie korzysta z jej wyrobów, bo uważa, że wielka firma za bardzo rozpycha się na rynku i monopolizuje go ze szkodą dla klientów. Michał Tartanus ma na swoim komputerze Vistę, najnowszy system operacyjny Micorosoftu, jest zwolennikiem Gatesa i to wcale nie dlatego, że wygrał jego konkurs. - Micorosoft rozwinął całą branżę, gdyby nie Windows, nie byłoby takiego rozwoju informatyki, bo nie wyobrażam sobie zwykłego człowieka, który pracuje na kompie przy pomocy Linuksa - mówi.

W Redmond Microsoft wyziera zza każdego rogu, ale nic dziwnego, bo z 46 tysięcy mieszkańców większość to jego pracownicy. - Tabliczki z nazwą firmy są dosłownie wszędzie - wspominają goście z Polski. Spotkanie z Billem Gatesem wyznaczono na wtorek, 26 czerwca. Polacy przez kilka godzin - wraz z ekipami z dziewięciu innych krajów - szykowali swoje prezentacje. W końcu Gates wszedł do hali w swoim słynnym sweterku i koszuli. Na każdą drużynę miał pięć minut.

- Dokładnie tak sobie go wyobrażałem - opowiada Tartanus. - Zamknięty w sobie, ale uśmiechnięty, cichy, mimo swoich wpływów nie pcha się na pierwszy plan, niewiele mówi, ale gdy czegoś nie wie, to pyta wprost.
Na koniec Gates zabrał sobie na pamiątkę ulotkę reklamową "Onespace", a gospodarze uznali, że Polacy - obok Amerykanów i Anglików - najlepiej poradzili sobie z językiem i byli najbardziej pewni siebie.

Teraz praca, niestety u Jankesów
Czwórka informatyków na krótko wraca do codzienności, muszą się jeszcze obronić i pokazać w seulskim finale. Marek Wronowski chce otworzyć własną firmę, Michał Tartanus zastanawia się, czy pisać doktorat na uczelni i pójść w ślady dwóch pozostałych członków zespołu, którzy już niebawem jadą pracować w Redmond.

Oświecenie
Na ścisły finał konkursu do Korei pojedzie też Jakub Pawłowski ze Sławna, student IV roku informatyki na Politechnice Poznańskiej. Jego drużyna stworzyła program pozwalający na wczesne przeciwdziałanie problemom z dysleksją u dzieci. - Nasz projekt nazwaliśmy ,,EnlEYEght'', od enlight, czyli oświecenie - mówi Jakub Pawłowski. Pracowaliśmy pod kierownictwem profesora Obery z Poznania, który jest autorem testów dla dyslektyków. Testy te przenieśliśmy w formie elektronicznej na przenośny komputer z dotykowym ekranem. Dziecko otrzymuje specjalny aparat, który bada ruch gałki ocznej podczas czytania. Urządzenie pozwala ocenić, z którymi wyrazami dziecko ma kłopoty. Na podstawie wyników badań można zaproponować dalszą terapię. Do tego stworzyliśmy cały system informatyczny, który zapewnia przesłanie wyników do specjalistów, zbieranie wyników badań na serwerach i udostępnianie ich naukowcom.

Młodzi informatycy marzą, aby każda szkoła była wyposażona w urządzenie do testów. Każdy uczeń byłby poddawany badaniom, a w razie problemów - kierowany na terapię.
Jakub wiele godzin spędza przed komputerem. - Czasami potrafię przez cztery dni bez przerwy, jedząc pizzę - mówi. - Mam jednak dziewczynę, która czuwa nad tym, abym nie przeholował i abym miał kontakt z - nazwijmy to - normalnym światem. Żeby się oderwać od komputera, zajmuję się trochę sportem. Dwa razy w tygodniu chodzę na treningi sztuk walki.
Plany Jakuba? Na pewno praca w zawodzie informatyka. - Może własna firma, a może jakaś duża firma jak Microsoft - dodaje Jakub.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gk24.pl Głos Koszaliński