Pamięć nie zaginie
Pamięć nie zaginie
W muzeum w Kownie znajduje się izba pamięci poświęcona dramatycznym wydarzeniom z 1933 roku. Można tam zobaczyć, między innymi, szczątki samolotu, który spadł na las pod Myśliborzem i lotnicze uniformy pilotów. Także listy, które wówczas zamierzali dostarczyć na Litwę.
Do tego muzeum trafi także 75 kopert ze stemplami pocztowymi z miast, gdzie w rocznicę wydarzeń lądowały balony. Tę akcję (dla upamiętnienia dramatu sprzed lat) zainicjował klub baloniarski z Litwy o nazwie Nemunaicio oraviu Klubas. W akcji biorą udział także baloniarze z Polski.
Jego młody kapitan postanowił kontynuować lot z Nowego Jorku do Kowna, rozpoczęty75 lat temu. Tamta wyprawa sprzed lat skończyła się tragedią.
W Wielki Czwartek, Donatas Stakeliunas, doświadczony baloniarz z Litwy, zerwał się z łóżka o piątej rano.
- Ruszamy, mamy sprzyjające wiatry - zdecydował.
Kwadrans później z bazy w Białym Borze ruszyły na północny zachód samochody z pilotami i baloniarskimi akcesoriami.
- Musimy odszukać miejsce, gdzie wczoraj wylądował nasz pierwszy balon - tłumaczył Birute Paulionyte, która czuwa nad ścisłym przestrzeganiem regulaminu baloniarskiej sztafety. - Właśnie z tego miejsca wystartuje nasz drugi balon. I tak po kolei, wyruszy w trasę szesnaście balonów. Aż dotrzemy do Kowna!
Baloniarska sztafeta z Litwy wystartowała na Pomorzu Zachodnim, dokładnie - pod Myśliborzem. To właśnie tam w 1933 roku, spadł na las samolot "Lituanica", pilotowany przez kapitana Steponasa Dariusa i Stasysa Girenasa. Dziś na Litwie to legendarni lotnicy.
Romantycznie i tragicznie
Lot pierwszych litewskich lotników od początku był ryzykowny. Wtedy nikt na świecie - bez śródlądowania - nie pokonał prawie 6500 kilometrów. Taka właśnie odległość dzieli Nowy Jork od Kowna. Używany samolot kupili amerykańscy emigranci z Litwy. Śmiałkowie zabrali na pokład listy pisane przez emigrantów do rodzin w kraju. I wystartowali.
- Samolot był tak obciążony paliwem, że z ledwością wzbił się w powietrze - mówi o tej tragicznej, a zarazem romantycznej historii Donatas. - Trzeba pamiętać, że wtedy w samolotach nie było precyzyjnych przyrządów. A ta maszyna była szczególnie ubogo wyposażona: kompas, drążek kierowniczy. I to prawie wszystko.
Wokół lądowiska w Kownie na swoich bohaterów czekały tłumy. Zapowiadało się tam wielkie narodowe święto.
- Już półtorej doby lecieli - snuje opowieść o dramatycznym locie Birute. - Do Kowna brakowało im zaledwie 400 mil, czyli niecałych 650 kilometrów. Nie wiadomo, co się tam stało w powietrzu. Bo przecież czarne skrzynki wymyślono dużo później. Oni nawet nie mieli na pokładzie radia! Samolot spadł na las, ale nie zapalił się.
Święto na Litwie przerodziło się w narodową żałobę. Do Kowna przywieziono ciała lotników. W ich pogrzebie na kowieńskim cmentarzu wzięło udział ponad 60 tysięcy ludzi.
Zaświeciło słońce
Wczesny ranek, Wielki Czwartek 2008 roku. Po godzinnym kluczeniu baloniarska brygada z Litwy odnajduje lądowisko balonu, który wystartował dzień wcześniej pod Myśliborzem. Można zabrać się za przygotowania do kolejnego lotu. Tym razem balonem poleci samotnie młody pilot z Litwy Darius Rugys.
- Dokładnie mocujcie w koszu sprzęt - komenderuje Donatas. A sam sprawdza funkcjonowanie łączności. Wszystko działa jak trzeba.
Nagle załamuje się pogoda. Sypie gęsty śnieg. Za chwilę o - pompowaną gorącym powietrzem - zieloną czaszę balonu tłuką kulki gradu. Tymczasem balon już się podrywa do góry. Zapada decyzja, że jednak Darius poleci. Pilot wskakuje do kosza. - Do zobaczenia...
I gdy jego balon jest już wysoko, nagle rozstępują się ciemne chmury i wygląda piękne słońce.
- Wiedziałem, że wróci pogoda - cieszy się Donatas.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?